Toksyczne spadki oraz inne niewdzięczne przypadki
i
Archiwum „Przekroju”
Opowieści

Toksyczne spadki oraz inne niewdzięczne przypadki

Andrzej Krajewski
Czyta się 9 minut

Gdy w życiu nie czeka człowieka już zbyt wiele radości, można na pożegnanie zrobić swoim bliskim coś tak przewrotnego, że wszyscy będą o tym pamiętać jeszcze bardzo długo.

Założyciel koncernu naftowego Getty Oil Company Jean Paul Getty bardzo się starał, żeby jego pięć kolejnych żon, pięciu synów oraz czter­naścioro wnucząt darzyło go szczerą nienawiścią. Ostatnia z żon, Louise „Teddy” Lynch, nie mogła mu wybaczyć, że kiedy syn bogacza umierał na raka mózgu, ojciec nie znalazł czasu, by go odwiedzić. Przez cztery lata krążył między Wielką Brytanią a Arabią Saudyjską i Kuwejtem, dopinając umowy, które wkrótce uczyniły go najbogatszym człowiekiem na świecie. Natomiast żonie, wiedząc, że dla syna nie ma ratunku, zalecił ograniczenie wydatków na leczenie do minimum. „Nie sądzę, aby lekarze mogli zrobić dla niego wiele, poza badaniami, których cena nie powinna przekraczać 25 dolarów” – zasugerował w swoim liście. Potem potrafił dzwonić do szpitala, gdzie konał Timothy Ware Getty, i wykłócać się z administracją o koszty pobytu. Gdy 12-letni Timmy zmarł w 1958 r.­, ­Louise „Teddy” Lynch wniosła pozew rozwodowy.

W taki sposób dołączyła do gromady

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Problem nadmiaru ciał
Wiedza i niewiedza

Problem nadmiaru ciał

Paulina Wilk

Filozofia zero waste jest dobra za życia, ale co począć ze sobą po śmierci? Umiera nas tak wielu, że brakuje miejsca dla ludzkich szczątków. Ruszają więc cmentarne innowacje.

Racjonaliści mawiają, że jednego tylko można być w życiu pewnym – własnej śmierci. Ta myśl, z pozoru niepodważalnie słuszna, jest dziś warta rozważenia z dwóch powodów. Po pierwsze, ludzkość, właściwie odkąd istnieje, stara się przesuwać granicę życia i skutecznie negocjuje coraz odleglejsze terminy nieuchronnego zdarzenia. Przybywa wśród nas immortalistów, ludzi głęboko przekonanych, że koniec życia wcale nie jest konieczny, i poszukujących osadzonych w nauce strategii eliminowania śmierci. Kult(ura) młodości obowiązuje na całym globie – w jej imię brazylijskie 13-latki operują piersi, młodzi Koreańczycy robią bolesne liftingi, polskie 20-latki ostrzykują usta i bezpowrotnie zmieniają rysy swych twarzy, lekko tylko posiwiali na skroniach dyrektorzy zarządzający i ojcowie trojga dzieci biegają maratony, koncerny spożywcze zmieniają linie produktów na rzekomo wspierające witalność, a product managerki, które chcą robić kariery, nie tracąc dobrej zabawy, w niedzielne poranki zamawiają wizyty domowe pracowników medycznych ze stawiającymi je na nogi witaminowymi „wlewkami” podawanymi dożylnie. Jeszcze inni tzw. zdrowy styl życia uprawiają z bezlitosną autodyscypliną, która z życiem i zdrowiem ma niewiele wspólnego. Współczesność jawi się jako gra w nieustanne resetowanie organizmu, próba cofania pionka do pozycji wyjściowej oznaczonej jako „wieczna młodość”. Na śmierć nie ma tu miejsca – jest niepożądana, ponieważ tylko ona opiera się rewitalizacji.

Czytaj dalej