Tomek Pstrągowski: Sztuka nigdy nie będzie prawdą Tomek Pstrągowski: Sztuka nigdy nie będzie prawdą
Opowieści

Tomek Pstrągowski: Sztuka nigdy nie będzie prawdą

Łukasz Chmielewski
Czyta się 12 minut

Łukasz Chmielewski: Marek Hłasko twierdził, że „książki warto pisać tylko wtedy, jeśli przekroczy się ostatnią granicę wstydu”. Jak jest z komiksem, zwłaszcza tym częściowo autobiograficznym, jakim przecież jest napisany przez ciebie Jak schudnąć 30 kg? Prawdziwa historia miłosna?

Tomasz Pstrągowski: Tak samo. Tworząc autofikcyjny komiks, musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie, jak dużo jestem w stanie powiedzieć o sobie zupełnie obcym ludziom. O czym mogę napisać i wciąż czuć się ze sobą OK, a o czym milczeć. Nie przez przypadek moja narzeczona pojawia się w tym komiksie tylko w dedykacji. Cokolwiek więcej byłoby przekroczeniem granicy intymności. Wielu hamulców jednak nie zaciągnąłem. Nie dlatego, że jestem w tym komiksie wybitnie szczery, ale dlatego, że niespecjalnie obchodzi mnie opinia ludzi, którzy go nie zrozumieli. Chciałem obudzić określone emocje w czytelniku. Podobne do tych, jakie wywołuje u mnie twórczość Roberta Crumba, Harveya Pekara, Joego Matta czy Chestera Browna. Czytając, lubię czuć dyskomfort wywołany wrażeniem, że ktoś dopuścił mnie zbyt blisko i dowiedziałem się rzeczy, których w zasadzie wolałbym nie wiedzieć. Zależało mi na takim efekcie, a tego chyba nie da się zrobić, nie odkrywając się w pewien sposób.

Co jest ważniejsze: mówienie prawdy czy zmyślanie? A może nie ma różnicy?

Żadna z tych strategii nie 

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Okrakiem na barykadzie Okrakiem na barykadzie
i
ilustracja: Ha-Ga
Opowieści

Okrakiem na barykadzie

Julia Pańków

Eryk Lipiński i Ha-Ga – małżeństwo rysowników działających w czasach, gdy satyra musiała walczyć w szeregach postępu. Przez dekady rozweselali też czytelników „Przekroju”. Zanim ich drogi się rozeszły, byli najsławniejszą parą polskiej karykatury.

– Jako dziecko miałam w domu dwa skrajne przekazy – mówi Zuzanna Lipińska. – Dla taty wszystko było proste. Uważał każdy swój pomysł za świetny i natychmiast go realizował. Powtarzał mi zawsze, że można osiągnąć, cokolwiek się chce. Mama nad wszystkim się zastanawiała, nieustannie się krytykowała. Nigdy nie była z siebie zadowolona.

Czytaj dalej