Kameralne i wielobarwne niczym biel miniaturki przenika ton refleksji o okruchach życia miasta, przemijaniu oraz istnieniu – niekoniecznie tylko w jego czarno-białych odcieniach.
Biały kamień
Dawno temu nad brzegiem morza znalazła biały otoczak. Wytarła go z piasku i włożyła do kieszeni w spodniach, a po powrocie do domu schowała do szuflady. Wygładzony przez fale okrągły kamień. Myślała, że przez jego biel można zobaczyć jego wnętrze, ale nie był aż tak przezroczysty (w rzeczywistości był to zwykły biały kamień). Wyciągała go czasem i kładła na dłoni. Przychodziło jej wtedy do głowy, że taka byłaby w dotyku cisza, gdyby ją można było zagęścić i ścieśnić.
Białe ptaki
Na zimowej plaży zgromadziły się białe mewy. Było ich chyba ze dwadzieścia? Siedziały zwrócone w stronę słońca, które powoli schodziło nad horyzont.
Temperatura spadła dwadzieścia stopni poniżej zera, a one tkwiły nieruchomo, jak gdyby brały udział w jakimś rytuale milczenia, i obserwowały, jak zachodzi słońce. Zatrzymała się i popatrzyła w tym samym kierunku – na blade źródło światła, które dopiero zaczynało czerwienieć. Było tak zimno, że mogła przemarznąć do szpiku kości, ale tak się nie stało. Wiedziała, że sprawił to właśnie tamten blask, jego ciepło.
***
Nie wie, dlaczego białe ptaki wywołują w niej zupełnie odmienne odczucia niż ptaki w innych barwach.
Dlaczego wydają się jej wyjątkowo piękne, pełne wdzięku, czasami nawet święte? Zdarza się, że w swoich snach widzi białego ptaka. Leci bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki, bezgłośnie, z błyszczącymi w promieniach słońca piórami. Nawet jeśli się oddala, nigdy nie znika z pola widzenia. Wiecznie szybuje w powietrzu. Szeroko rozpościerając olśniewające skrzydła.
***
Jak ma właściwie rozumieć to, że kiedy była w tym mieście, biały ptak przysiadł na jej głowie i zaraz potem odleciał? Z zaprzątniętym umysłem, powłócząc nogami, wracała właśnie do domu drogą przy parku, wzdłuż strumienia. W jednej chwili coś wielkiego usiadło lekko na czubku jej głowy. Przysłoniło jej twarz i zwieszając skrzydła, prawie dotknęło policzków, po czym z trzepotem, jak gdyby nigdy nic, wystrzeliło w niebo i usiadło na dachu pobliskiego budynku.
Białe noce
Dowiedziała się o tym dopiero tutaj. Na północnym krańcu Norwegii znajduje się zamieszkana przez ludzi wyspa, gdzie latem przez całą dobę świeci słońce, a przez całą zimę trwa noc. Zastanawiała się, jak może wyglądać codzienne życie w tak ekstremalnych warunkach. I czym jest to, co właśnie trwa w tym mieście: taką białą nocą czy raczej czarnym dniem? Zwietrzałe cierpienie jeszcze nie zelżało, świeże nie zdołało nabrzmieć. Noce i dni, które nie są w pełni jasne ani ciemne, kołyszą się od dawnych wspomnień. Jedynie wspomnienia z przyszłości są poza jej zasięgiem. Na horyzoncie teraźniejszości pojawia się i znika amorficzne światło, bliżej nieokreślone ciało lotne, w którego skład wchodzą nieznane cząsteczki.
Niczym kilka słów na białym papierze.
Moje czarne buty zostawiały ślady na miękkim, rozmokłym śniegu, który wczesnym rankiem pokrywał chodnik.
Niczym kilka słów zapisywanych na białym papierze.
Seul, który po raz ostatni widziałam latem, był teraz skuty lodem.
Gdy obejrzałam się za siebie, ślady butów ginęły już pod kolejną warstwą śniegu.
Bledły.
Fragment książki Han Kang Biała elegia, wyd. W.A.B., Warszawa 2022.