Ul is one
i
Joseph Beuys; zdjęcie: HORST OSSINGER/DPA/AFP/East News
Doznania

Ul is one

Karol Sienkiewicz
Czyta się 6 minut

Czy można pracować jak pszczoła w ulu i jednocześnie czuć się artystą? Tego oczekuje od nas Joseph Beuys, który traktował społeczeństwo jak dzieło sztuki.

Natknąwszy się w muzeum na pracę Josepha Beuysa, pamiętajmy, że dana rzeźba, obiekt, rysunek czy plakat zachęca nas do uczestnictwa w czymś większym niż tylko percepcja artystycznego artefaktu. Beuys postrzegał sztukę jako miejsce kształtowania się idei. Jednocześnie mówił: Jeder Mensch ein Künstler – każdy jest artystą; a także La rivoluzione siamo noi – to my jesteśmy rewolucją.

Nie chodziło mu jednak o to, byśmy wszyscy od razu chwytali za pędzel czy dłuto. Myślał znacznie szerzej. Każdy jest artystą, bo współtworzy ostateczne dzieło sztuki – przekształcone, nowe społeczeństwo. Beuysowskie pojmowanie „rzeźby społecznej” miało stanowić fundament pod alternatywne społeczeństwo przyszłości.

Rój a socjalizm

Beuys kochał się w pszczołach. Jeszcze

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

W burzy i w suszy
Marzenia o lepszym świecie

W burzy i w suszy

Paulina Wilk

Przez lata przemierzali prerie, pustynie i mokradła. Jechali na spotkanie nawałnic i powodzi, wdrapywali się na szczyty, by podziwiać górskie kwiaty. Pierwsi zrozumieli, że klimat się zmienia i trzeba tym zmianom przeciw­działać. Poznajcie Edith i Frederica Clementsów, wędrownych ekologów, którzy pomog­li odrodzić się jałowej ziemi i uratowali Amerykę od głodu.

„Po co czekać?” – zapytał ją pewnego wiosennego dnia 1899 r. po powrocie z badań prowadzonych na prerii gdzieś na północ od Lincoln w Nebrasce. Dzień był piękny, słoneczny. Akurat znaleźli śliczną mimozę z futrzastymi różowymi kwiatami. Miał rację, nie było powodów, by czekać. Nie chcieli się rozdzielać; łączyło ich wszystko, a najbardziej chęć poznawania świata roślin, obserwowania, jak toczy się życie. Edith powinna jechać do domu w Omaha na wakacje, Frederic miał zostać na uniwersytecie, by prowadzić zajęcia podczas letnich kursów. Ale – jak napisała po latach – „myśl o rozstaniu była nie do zniesienia”. Poznali się na uniwersytecie w Lincoln. On był wykładowcą, ona jeszcze studiowała. W wolnym czasie angażowała się w życie bractw studenckich, grała w tenisa, była kapitanką drużyny koszykówki i uprawiała szermierkę. Na balu kończącym rok akademicki Frederic wpisał się w jej karneciku, rezerwując aż trzy tańce. I tak się zaczęło.

Czytaj dalej