Upiory to ludzie z krwi i kości – rozmowa z Łukaszem Kozakiem Upiory to ludzie z krwi i kości – rozmowa z Łukaszem Kozakiem
i
Obraz Aleksandry Waliszewskiej zamieszczony w książce: „Upiór. Historia naturalna” Łukasza Kozaka
Opowieści

Upiory to ludzie z krwi i kości – rozmowa z Łukaszem Kozakiem

Stasia Budzisz
Czyta się 13 minut

O tym, dlaczego upiory, czyli łopi, wieszczy i strzygonie nie piją krwi, ale za to lubią i dobrze podjeść, i popić, i dziecko spłodzić – z mediewistą Łukaszem Kozakiem rozmawia Stasia Budzisz.

Stasia Budzisz: Upiór. Historia naturalna to obrazoburcze opracowanie. Twierdzisz, że nie istnieje coś takiego jak mitologia słowiańska i że upiory nie należą do demonologii tylko do ludowej antropologii. Dość kozackie podejście do tematu. 

Łukasz Kozak: Owszem, Upiór… jest obrazoburczy, ale tylko wobec przestarzałych akademickich ustaleń czy zrodzonych przez nie fantazmatów, które wciąż pokutują w naszej świadomości. Kiedy zaczynałem pracę nad książką, o ludowych wierzeniach myślałem wciąż w kategoriach mitologii. Jednak sięgając po ignorowane dotąd źródła, nabrałem pewności, że tzw. mitologia słowiańska sama jest historiograficznym mitem i konstruktem.

Na przykład Jan Długosz wymyślił i opisał „prapolski” panteon, bo w jego ukształtowanej przez lekturę Liwiusza wizji historii coś takiego po prostu musiało istnieć. To fałszywe założenie – że musiała istnieć jakaś ogólnosłowiańska „przedchrześcijańska” czy „pogańska” religia ze swoim panteonem i mitami – utrzymuje się do dziś i wciąż karmi naukę, a tym bardziej pseudonaukę. Tymczasem postać upiora, czyli, mówiąc wprost: nasz pierwowzór wampira, pokazuje, że mieliśmy – i to jeszcze nie tak dawno! – do czynienia raczej z animizmem, wręcz szamanizmem, niż ze zhierarchizowanym politeizmem.

Kiedy sięgamy po jakiekolwiek opracowanie dotyczące „mitologii” lub „religii słowiańskiej”, zawsze zobaczymy wyraźną kalkę indoeuropejską, czy wręcz grecko-rzymską, która narzuca jakiś Olimp, a pod nim pomniejsze bóstwa albo demony. I te pomniejsze byty miały właśnie przetrwać w ludowych wierzeniach jako upiory, płanetnicy czy inne

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Polityka żywych trupów Polityka żywych trupów
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Polityka żywych trupów

Adam Węgłowski

Poseł upicki Władysław Siciński uchodzi za pierwszego parlamentarzystę, który wykorzystując zasadę liberum veto, nie pozwolił na kontynuację obrad sejmu. Uczynił to w 1652 r., ponoć za poduszczeniem potężnego litewskiego magnata Janusza Radziwiłła (dobrze znanego z Potopu) i wbrew protestom wzburzonej szlacheckiej braci. 20 lat później Siciński już nie żył, rzekomo trafiony piorunem. Ani chybi kara boska. Nie koniec na tym.

Powiadają, że nie chciała go przyjąć ziemia. Cokolwiek to oznaczało, faktem jest, że zwłoki Sicińskiego wylądowały w szafie kościoła w Upicie. Zmumifikowały się. Stały się atrakcją dla ciekawskich chcących stanąć oko w oko z wiarołomnym posłem, który w powszechnym mniemaniu zamienił się w „upiora z Upity”. Tak to już bywa z politykami. I nie tylko Siciński o tym się przekonał.

Czytaj dalej