Jest sobota, więc Andrej może jeszcze przed południem pójść po dwa bilety na wieczorny seans. Kolejka do kasy zaczyna się przed wejściem do budynku. Posuwa się wolno, zawsze o dwa małe półkroczki. Spogląda przez ramię mężczyzny stojącego przed nim. Nad spiczastą wieżą na dachu pobliskiego hotelu robotniczego przewalają się ciemne obłoki. Wiatr smaga nogi Andreja połami długiego czarnego płaszcza, sądząc po napływających chmurach najpewniej się rozpada. Nie chodzi do kina często, ale tego filmu, amerykańskiego, a przede wszystkim filmu o kosmosie, nie może przegapić. Seans jest tylko dla dorosłych więc Peťko tym razem zostanie w domu. Weźmie żonę, choć czuje, że Anča będzie cały czas przymykać oczy, nerwowo wiercić się na fotelu a na koniec z trudem ukrywać radość z tego, że ma to już za sobą. Ale isć do kina samemu byłoby dziwnie. Prawda?
Chłopaki w pracy mówili, żeby się nastawić na ostrą jatkę. Jeśli faktycznie będzie dużo krwi, Anča znów będzie piszczeć. Byli razem czternaście lat, ale do tego przenikliwego dźwięku, który potrafi czasem z siebie wydobyć, ciągle jeszcze nie przywykł. Julka, którą miał przed Ančą, nigdy nie piszczała. Ona mocno ściskałaby jego rękę, ale na krwawe kadry patrzyłaby oczami szeroko otwartymi, a gdyby scena była naprawdę mocna, jeszcze by się pochyliła do przodu, żeby nic jej nie umknęło. W drodze powrotnej stale trzymałaby go za rękę, machała nią w przód i w tył opowiadając szybko, tracąc dech o tym, co widziała. A po powrocie do domu tak samo szybko i tracąc dech kochałaby się z nim, gdzieś w pół drogi między korytarzem a sypialnią.
Andrej przestępuje z nogi na nogę. Bierze głęboki wdech. Jeszcze dwie osoby i będzie w środku, później kolejnych dziesięć czy dwanaście i przyjdzie jego kolej. Bilety nie powinny się wyprzedać do tego czasu, choć najlepsze miejsca pewnie już wyjdą. Kino panoramiczne otworzyli w miasteczku raptem kilka lat temu. To była wielka pompa,