W 1963 r. niemiecki dziennikarz Hans Traxler opublikował książkę Prawda o Jasiu i Małgosi (Die Wahrheit über Hänsel und Gretel). Opisał w niej badania Georga Ossegga, archeologa amatora, zafascynowanego historią odkrycia legendarnej Troi, który postanowił dowieść, że baśń Jaś i Małgosia braci Grimm ma oparcie w rzeczywistych wydarzeniach. Ze szczegółowej relacji dokumentującej jego żmudne badania wynikało, że historia z babą Jagą w roli głównej wydarzyła się naprawdę, a książka stała się zapisem autentycznych wydarzeń z 1647 r., kiedy to pewna kobieta mieszkająca samotnie w lesie została zamordowana przez rodzeństwo Hansa i Gretel Metzlerów.
W efekcie detektywistycznej pracy Ossegg odkrył, że zamordowaną kobietą była Katharina Schraderin, wypiekająca w swoich czterech piecach niezwykle popularne w okolicy pierniki. To właśnie one były motywem zbrodni: młody piekarz Hans Metzler postanowił wykraść pilnie strzeżony przepis. Już wcześniej próbował on wydobyć od Kathariny tajniki produkcji znakomitych ciastek, proponując jej nawet ożenek, ale gdy odrzuciła jego awanse, oskarżył ją o czary. Kobiecie cudem udało się uniknąć wyroku śmierci, ale po tych dramatycznych przeżyciach zamieszkała samotnie w lesie. Tam dopadł ją Metzler, tym razem w towarzystwie swojej siostry Gretel. Rodzeństwo brutalnie torturowało Katharinę, ale ona nie zdradziła swojego przepisu, za co musiała zapłacić życiem.
Aby ukryć ślady zbrodni Hans i Gretel, czyli Jan i Małgorzata, spalili ciało w jednym z pieców. Mimo to przestępstwo wyszło na jaw. Udało im się jednak uniknąć kary, gdyż sędzia dał wiarę opowieści o ludożerczej wiedźmie mieszkającej samotnie w lesie, zwłaszcza że za stroniącą od ludzi Kathariną Schraderin ciągnęła się fama czarownicy. Uniewinniony Metzler wyprowadził się potem do Norymbergii, gdzie zaczął wypiekać popularne do dzisiaj pierniki norymberskie.
Georg Ossegg krok po kroku dokonywał spektakularnych odkryć: znalazł las, a odtwarzając drogę rodzeństwa, trafił na ruiny „piernikowej chatki”. Tam odkrył nadpalone kości kobiety, a w końcu także ukryty w murze przepis na pierniki. Zebrane w okolicy resztki wypieków poddano badaniu radiologicznemu, które potwierdziło datowanie odkrycia. Archeolog amator nie ustawał jednak w wysiłkach i kilka miesięcy później odkrył nieznany dotąd „rękopis z Wernigerode”, w którym znajdował się wizerunek Kathariny Schraderin oraz zapis jej procesu o czary. Ossegg dowiódł tym samym, że Jakub i Wilhelm Grimm, prezentując baśń o dwojgu niewinnych dzieciach, przyjęli za dobrą monetę wersję przebiegłych morderców, którzy przedstawili swoją 37-letnią ofiarę jako starą wiedźmę pożerającą małe dzieci.
Książka wywołała w Niemczech swego rodzaju trzęsienie ziemi. W ciągu pierwszych tygodni sprzedano ponad dwieście tysięcy egzemplarzy, a zagraniczni wydawcy bili się o licencję na przekład. Prasa pisała o rewolucji w badaniach nad baśniami Grimmów. Georg Ossegg, skromny archeolog amator, był na ustach wszystkich. Jednak niezbyt długo. Kilka miesięcy po publikacji sensacyjnej książki jej autor, Hans Traxler, ujawnił, że opisana tam historia jest parodią i mistyfikacją. Ossegg nie istnieje, a badania radiologiczne rzekomych resztek piernika wykonywał za pomocą formy do lasagne oraz mikroskopu, co uwiecznił zresztą na opublikowanym w książce zdjęciu, które nikomu wcześniej nie wydało się podejrzane. Traxler pozował do fotografii zamieszczonych w swojej książce jako Georg Ossegg, przywdziawszy sztuczną brodę, okulary oraz – jak wspominał po latach – obowiązkowy „płaszcz porucznika Colombo”.
Pierwszy w świecie „archeolog baśni” pozostawił w tomie Prawda o Jasiu i Małgosi mnóstwo wyraźnych wskazówek, które uważnemu czytelnikowi musiały sugerować, że ma do czynienia z mistyfikacją. Nikt nie zwrócił na nie uwagi, podobnie jak nikomu nie wydało się zastanawiające, że autor tej publikacji nie był dotąd dziennikarzem śledczym ani pasjonatem literatury czy historii, natomiast powszechnie znany był jako satyryk i autor dowcipnych felietonów. Oprócz słynnej formy do lasagne, za pomocą której wykonywał „testy radiologiczne” na rzekomych resztkach piernika sprzed 300 lat, w książce znaleźć można było także ów tajny przepis Kathariny Schraderin, za który miała zapłacić życiem. Okazało się, że został on skopiowany z książki kucharskiej firmy Dr. Oetker. Z parodystycznego charakteru książki nie zdawali sobie sprawy nawet profesjonalni badacze baśni, choć dla nich Traxler zostawił dodatkową wskazówkę, pisząc, iż Jasia i Małgosię opowiedziała Wilhelmowi jego przyszła żona Dorothea z domu Wild, która na kolejnej stronie książki nosiła już inne nazwisko panieńskie: Pierson, gdyż Traxler świadomie połączył w jedno dwie kobiety: Dorotę Wild, żonę Wilhelma, i słynną bajarkę Dorotę Viehmann, z domu Pierson.
Jednak największy zamierzony „przekręt” detektywistycznego śledztwa, prowadzonego przez nieistniejącego Ossegga, polegał na tym, że „archeolog baśni” odnalazł „autentyczne” ruiny domu wiedźmy w lesie, idąc po śladach dzieci, Jasia i Małgosi, którzy podczas wędrówki rzucali za siebie kamyki. Z książki dowiadujemy się, że Ossegg potraktował tekst baśni jako zapis wydarzeń, a już niezwykle serio następujący fragment:
„Jaś i Małgosia siedzieli przy ogniu, a gdy nastało południe, każde z nich zjadło swój kawałek chleba. Ponieważ słyszeli uderzenia siekiery, sądzili, że ojciec jest w pobliżu. To jednak nie była siekiera, ale gałąź, którą ojciec przywiązał do uschniętego drzewa i którą wiatr miotał tam i z powrotem”.
W ten sposób Ossegg szukał i szukał, aż znalazł drzewo, które jakoby wyrosło już na 25 metrów, z resztkami sznura, który poddał testom (tym razem rozpadu węgla), i „okazało się”, że sznur liczy sobie dokładnie 315 lat. Ossegg odnalazł więc miejsce, gdzie biedne dzieci zostały porzucone przez złych rodziców. Dziwnym trafem nikt nie zwrócił uwagi, że w dalszej części książki Jaś nie jest już dzieckiem, lecz podstępnym piekarzem Hansem Metzlerem, który najpierw próbował ożenić się z Kathariną Schraderin, by wydostać od niej tajny przepis (ten od doktora Oetkera), potem oskarżył ją o czary, a na koniec wraz z siostrą Gretel torturował ją i ostatecznie zabił w okrutny sposób. Trzeba wielkiej wiary w nową, objawioną prawdę o rzeczywistej historii Jasia i Małgosi, by czytelnicy zapomnieli, że na początku opowieści Ossegg szedł śladami niewinnych dzieci oszukanych przez rodziców, szukając gałęzi przywiązanej do drzewa.
Gazeta „Abendzeitung” z Monachium krótko po premierze Prawdy o Jasiu i Małgosi (10.11.1963) pisze: „Czy to książka tygodnia? Nie, to książka roku, a może i dekady!”. Do historii jednak przeszła entuzjastyczna notatka, która pojawiła się we „Frankfurter Rundschau” (21.12.1963): „Przekonuje nie tylko logika jego procedury badawczej, lecz również potężny aparat naukowy Ossegga […]. Wszystko to dowodzi gruntowności, z jaką sporządzono to pierwsze w świecie dzieło z zakresu archeologii baśni. Czekamy na osąd germanistyki, która powinna zweryfikować wyniki badań i ewentualne pomyłki Ossegga. Jeśli nawet wyda ona negatywną ocenę, to i tak należy pochwalić jego intencje. Gdyby jednak ocena wypadła pozytywnie, to Ossegg jako założyciel archeologii baśniowej powinien zostać powołany na stanowisko profesora zwyczajnego w tej dziedzinie badań na uniwersytecie we Frankfurcie”.
Gdy w maju 1964 r. Traxler ujawnił mistyfikację, pewien adwokat z północnych Niemiec pozwał go za oszustwo, a wielu innych domagało się w sądzie zwrotu kosztów przejazdu do lasu wiedźmy, znajdującego się między Frankfurtem a Würzburgiem, dokąd przez pół roku jeździły całe pielgrzymki. Z drugiej strony, przez kolejne dziesięciolecia Traxler nadal otrzymywał słowa uznania i liczne pytania od zafascynowanych czytelników, gdyż kolejne pokolenia dawały się nabrać na tę mistyfikację.
Owe dwieście tysięcy sprzedanych egzemplarzy powinno być ostrzeżeniem dla wszystkich, bo łatwo oszukać nas może nawet facet ze sztuczną brodą i „płaszczem porucznika Colombo”, byle przemawiał naukowym żargonem, ujawniając nam skrywaną dotąd sensacyjną prawdę. Hans Traxler posiadał co prawda dodatkowy atut: wprowadzenie do jego książki napisał bowiem sam dr Helmut Petschau-Hartlieb, który co prawda też nie istniał, ale był wiarygodny, ponieważ miał tytuł naukowy i dwuczłonowe nazwisko.