Aleksandra Lipczak: Argentyńska poetka i reporterka napisała książkę o powstaniu warszawskim, która stała się w jej kraju bestsellerem. Jak to się stało?
Ana Wajszczuk: Mnie samej nie przestaje to zaskakiwać.
Powstanie warszawskie jest kompletnie nieznanym tematem w Argentynie. Zdarzyło mi się rozmawiać z historykami, którzy myśleli, że szukam informacji o powstaniu w getcie warszawskim. Mówiłam: „Nie, chodzi o to drugie powstanie”. „Jakie drugie powstanie?” – pytali zdziwieni.
Jest kilka powodów, które sprawiły, że książka stała się takim wydarzeniem. Duża grupa czytelników to ludzie, którzy mają polskie korzenie. Wiem, bo pisze do mnie wielu potomków imigrantów, których rodziny mają podobną historię albo którzy pod wpływem książki zaczęli badać losy swoich przodków.
W Argentynie żyje wielu potomków Polaków. To jedna z grup narodowościowych, które od początku XX w. najliczniej przyjeżdżały do tego kraju i byli to zarówno polscy żydzi, jak i katolicy.
Oprócz tego są czytelnicy zainteresowani historią drugiej wojny światowej. To niewyczerpane źródło opowieści. Kiedy wydaje się, że na jej temat powiedziano już wszystko, pojawiają się nowe historie.
Ale przede wszystkim chodzi chyba o to, że Chicos de Varsovia (Dzieciaki z Warszawy) to bardzo osobista opowieść.
Opowieść o Twojej argentyńsko-polskiej rodzinie.
Rodzice mojego ojca przyjechali do Argentyny na początku lat 50.
Kiedy byłam małą dziewczynką, wydawali mi się bardzo dziwni. W Argentynie wszyscy jesteśmy tacy ekspansywni, latynoscy. A dziadkowie byli cisi i introwertyczni. Wydawali się zimni, żyli bardzo oszczędnie. Nigdy dla mnie nie gotowali, nigdzie nie zabierali. Nie zostawałam u nich na noc, co często zdarzało mi się z dziadkami ze strony mamy.
Dziadek zmarł, kiedy byłam jeszcze mała. Babcię, która miała na imię Stefania, ale na którą mówiliśmy Stein, pamiętam jako dość smutną osobę. Nigdy nie mówiła o przeszłości. Nie nauczyła się dobrze mówić po hiszpańsku.