odległe śpiące zwierzęta z akwitanii
tłuszcza zawsze najpierw tratuje sny
potem pościel podłogę książki filiżanki
na końcu jest mała plamka w środku
gdzie można mieszkać naprawdę
czarne kontury o skradzionych sercach
dalece odległych od technikoloru
tylko węgiel drzewny i ochra reszta jest
w głodnych rękach wiatru i w wannach
gdzie tracimy odciśnięty w nas świat
oczy tracą nagle grunt wklęsły
jak brzuch rozmodlonej bulimiczki
usta za którymi podły psalm i piasek
żwir nie chrzęści tylko jakiś sen się kruszy
tańczy i wariuje na wietrze
Komentarz autora:
Brnąc przez tłum, jesteśmy tratowani i zapędzani w głąb siebie. Wiatr też nas nie oszczędza, zdziera kolejne maski, które musimy przywdziewać, zdziera rysy naszych twarzy, wdziera się do naszych ust, okien, domów, pokoi i papierzysk. Nasze skalpy tańczą i wariują na wietrze. Pozostaje wewnętrzna emigracja, azyl wewnątrz snu, który potrafi być najlepszym artystą, tak samo jak pierwsi malarze, uzbrojeni tylko w węgiel drzewny i ochrę, utrwalający swoje sny w jaskini w Lascaux.