Brytyjski raper, Loyle Carner, opowiada na OFF Festivalu o poszukiwaniu własnej tożsamości, zmaganiach z ADHD i powodach, dla których na Glastonbury wystąpił w koszulce „I hate Boris”.
Jan Błaszczak: Ile jest prawdy w stwierdzeniu, że zacząłeś rapować, by lepiej radzić sobie ze zdiagnozowanym ADHD.
Loyle Carner: Na pewno jest coś na rzeczy. Radzenie sobie z ADHD stanowiło dla mnie przez lata spore wyzwanie. Robienie muzyki pomogło mi sobie z tym radzić, lepiej to wszystko rozumieć. Aby robić rap, musiałem znaleźć w sobie dość odwagi, by opowiadać, jak się czuję, ale też koncentracji, by odpowiednio szybko reagować na samą muzykę. Nie był to jednak jedyny powód, dla którego zająłem się hip-hopem, bo tych było wiele. Przede wszystkim kocham tę muzykę. Ona jako pierwsza nadała sens mojemu życiu. Była prawdziwie moja, ale też dała mi poczucie przynależności do jakiejś grupy.
Czy ADHD ma wpływ na to, jak powstaje twoja muzyka?
Jasne, wciąż jestem bardzo impulsywny, więc wiele moich utworów