
Trudno było wczoraj zasnąć, nie ja jedna spędziłam długie godziny, czekając na jakiekolwiek wiadomości z Gdańska, nie dowierzając, czując smutek i złość, przeglądając serwisy informacyjne
Trudno było wczoraj zasnąć, nie ja jedna spędziłam długie godziny, czekając na jakiekolwiek wiadomości z Gdańska, nie dowierzając, czując smutek i złość, przeglądając serwisy informacyjne
O tym, że śmierć jest jednym z największych tabu współczesnej kultury, wiemy już od dawna – jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało. Jeszcze w latach 50. XX w. znamienity antropolog Geoffrey Gorer postawił taką tezę w kultowym eseju The Pornography of Death. Twierdził, że śmierć jest dzisiaj tym, czym w kulturze wiktoriańskiej był seks. Nie rozmawia się o niej, udaje się, że jej nie ma, a skoro tylko ma się z nią naprawdę do czynienia – bo nie sposób nie mieć – czyni się to ukradkiem i pokątnie, żeby inni nie zauważyli.
Od czasów, kiedy Gorer opublikował swoją analizę, ten trend niewątpliwie się pogłębił. Śmierć nie pasuje do współczesnego świata, no chyba że jako element kultury popularnej albo nadawanych 24 godziny na dobę newsów – ale wówczas oglądamy ją z dystansu fotela, jeszcze bardziej zobojętniając się na jej grozę. Nasze cyfrowe awatary na portalach społecznościowych przecież się nie starzeją, przeciwnie, funkcjonują w świecie nieograniczonych możliwości, które będą się realizować wiecznie – pod jednym tylko warunkiem: że nam starczy na to funduszy.