Co łączy improwizację, Internet, wielokulturowość, florę bakteryjną i ruch uliczny w południowej Europie? Chaos – kreatywna siła, dzięki której można zaoszczędzić trochę czasu i poznać Noama Chomskiego.
Samochody jadą we wszystkie strony naraz. Motorynki przebijają się slalomem przez skrzyżowanie. Jazgoczą klaksony. Przerażeni przechodnie biorą głęboki wdech i rzucają się w sam środek tej rzeki pełnej zdradzieckich wirów – ulicy w śródmieściu Neapolu w godzinie szczytu.
Na tym obrazie z komunikacyjnego piekła rodem jedna rzecz się nie zgadza: przechodnie nie są przerażeni. W Neapolu przejście przez ulicę prawie nie niesie za sobą ryzyka. Trzeba po prostu nawiązać kontakt wzrokowy z kierowcą, który miałby rozjechać cię pierwszy, i pewnym krokiem wejść na jezdnię. Rzeka się rozstąpi. Tak to już jest w Królestwie Bałaganu.
Bałagan mało kto lubi (a nawet jeśli ktoś lubi, to się do tego niechętnie przyznaje). Nie lubią go religie, wykładające wiernym boski plan i porządek, nie lubią filozofowie doszukujący się ukrytych znaczeń w przedziwnym fakcie naszego istnienia. Nie lubią go gospodynie domowe, próbujące okiełznać chaos skarpetek nie do pary i rozlanego mleka. Nie lubi go wreszcie szkoła, gdzie nauczyciele obniżają oceny za wychodzenie poza margines.
Tylko Albert Einstein, ten z włosami