Ta historia (rozgrywająca się w mieście W., województwo d.) jest, niestety, oparta na faktach.
Dramatis personae:
DOBROMIR – nie chce do wora
GRYZELDA – też nie chce
MARIAN – poza podejrzeniem
SĘDZIA – również poza
SĄSIEDZI – jacy są, każdy widzi
WÓR – niekiedy zastępuje chór
Korytarz w kamienicy. Scenografia minimalistyczna: na środku sceny stoi troje drzwi. Po lewej drzwi DOBROMIRA (koniecznie czerwone!), w środku MARIANA (czarne), po prawej GRYZELDY (zielone).
Scena 1
Na korytarzu, niedaleko drzwi DOBROMIRA, leży WÓR – wypchany worek na śmieci. Przylepiono do niego kartkę A4.
WÓR:
Oto mieszkania – dwa, niewielkie, zwykłe,
Tu, gdzie się rzecz rozgrywa, w jednym domu,
Dwa zawierają w sobie intelekty,
Dwie wiązki myśli nieznanych nikomu.
Są w dwóch mieszkaniach zażarci wrogowie,
Których łączyły onegdaj uczucia,
A z których każdy to samo nam powie:
Że śmieci trzeba od razu wyrzucać.
Szanowni państwo, przekonać się pora,
Kto ujdzie cało, kto trafi do wora…
Otwierają się środkowe drzwi. Na korytarz wychodzi MARIAN.
MARIAN: Dzień dobry, Polsko! (Zatyka sobie nos). Rany, co za smród. Gorszy niż zwykle, słowo daję. Co to się porobiło? (Dostrzega WÓR). No tak. No pięknie. Zaraz, chwila… (Podnosi kartkę, czyta na głos). „Własność Dobromira”! No, tylko tego nam jeszcze brakowało, wystawił śmieci, drzwi zatrzasnął i dumny. (Wyjmuje z kieszeni telefon komórkowy, dzwoni). Halo, Dobromirze? Tak, ja wiem, że siedzisz w pracy, ale twój prezencik zatruł nam korytarz, zapach wciska się do mieszkań i kręci w nosku. Kiedy wyrzucisz wór? Jak to: jaki wór? Twój! Twoją własność, jak byłeś się łaskaw wyrazić! Zaraz się cała klatka zbiegnie, lepiej wracaj się tym zająć! Raz, dwa!
Mija kilka chwil ciszy. Z obu stron sceny zaczynają schodzić się SĄSIEDZI. Szepczą między sobą, wskazują na WÓR. Zadają MARIANOWI pytania, ale ten wzrusza tylko ramionami. Wreszcie na scenę wkracza DOBROMIR.
DOBROMIR: Alem się zmachał! Nogi już nie te, panie Marianie, głowa nie ta, lata lecą… a tu taka heca…
SĄSIEDZI: Proszę w tej chwili posprzątać!
DOBROMIR: Ależ… to nie moje śmieci!
SĄSIEDZI: Kartka leży, tak?
DOBROMIR: Ano leży.
SĄSIEDZI: Słowo pisane jest święte! Tak jak i nasze nosy. Do dzieła!
DOBROMIR: (Mija WÓR, podchodzi do MARIANA). To na pewno robota tej zołzy! (Wskazuje drzwi GRYZELDY). Dokleiła moje nazwisko, a teraz siedzi i śmieje się do rozpuku!
SĄSIEDZI: Dobromirze, wór czeka!
DOBROMIR łomocze do GRYZELDY.
GRYZELDA: Czego?
DOBROMIR: Jeszcze się pytasz?! To twoja wina!
SĄSIEDZI: Dobromirze! Wór czeka!
WÓR: Zaiste, czekam!
DOBROMIR niechętnie odwraca się w stronę WORA, chwyta go i rusza za kurtynę.
DOBROMIR: (Przez ramię). Nie ujdzie ci to na sucho!
GRYZELDA: Tobie też nie, bo ci wór przecieka!
Ściemnienie.
Scena 2
W ciemności.
GŁOS SĘDZIEGO: Rozumiem, że zgłosił pan powództwo. Czekam na konkrety. Jak to właściwie było, panie Dobromirze?
GŁOS DOBROMIRA: Już mówię…
Zapalają się światła – czerwone reflektory punktowe, dzięki którym scena staje się odrealniona, złowroga i dziwaczna. Troje drzwi. GRYZELDA wysuwa się z mieszkania.
GRYZELDA: Ha, ha, ha! Mój moment nadszedł! Jestem w domu, nie wyjdę z niego przez cały dzień, bo to sobota, mogę sobie odpoczywać, leniuchować, nic mnie nie ogranicza! A tymczasem ten drań Dobromir, mój były mąż od siedmiu boleści, którego szczerze nie znoszę, kibluje w robocie! Zamierzam go pognębić, bo muszą drodzy państwo wiedzieć, że gnębienie go to moja absolutnie ulubiona forma rozrywki! Spójrzcie, mam tu ohydny wór ze śmieciami. (Stawia stopę na korytarzu). Zaraz położę go pod drzwiami Dobromira i…
Korytarzem przechodzi SĄSIAD.
SĄSIAD: O, Gryzelda. Zupełnie nie cieszę się, że cię widzę, stara wiedźmo. Znowu coś knujesz, tak?
GRYZELDA: Skąd!
SĄSIAD: Tylko nie wystawiaj śmieci przed drzwi, jak to masz w leniwym zwyczaju! Wyrzucaj je od razu do kontenera! (Kiwa ostrzegawczo palcem, odchodzi).
GRYZELDA: Za dobrze mnie tu znają… Ale zaraz, już wiem! (Skacze do mieszkania, wraca z kartką). Ha, ha, ha! (Kładzie WÓR z doklejoną kartką pod drzwiami DOBROMIRA, łomocze w drzwi MARIANA i wraca do siebie. Jej oczy błyszczą przez chwilę w ciemności).
MARIAN: Ktoś pukał? O nie, biedny Dobromir! Musiał zapomnieć wyrzucić śmieci, bo jest biedny, stary i ma problemy z pamięcią. Lepiej szybko do niego zadzwonię, żeby ktoś przypadkiem nie miał do niego pretensji… (Dzwoni). Królu złoty, wracaj szybciutko, bo o czymś zapomniałeś!
DOBROMIR: (Wpada na scenę). Stawiam się! Już biorę worek, choć nie jest mój, już lecę, pędzę, wszystko dla ukochanych sąsiadów!
Tymczasem krąg SĄSIADÓW wyłania się z ciemności. Mają nienawistne, demoniczne twarze.
SĄSIEDZI: Śmieciarz! Jak mogłeś, człowiecze dotąd krystalicznie czysty, wad pozbawiony i wysublimowany, upaść tak nisko? Wstyd! Straciłeś nasz szacunek po wieki wieków! Reputacja, którą wypracowywałeś latami, legła w gruzach!
DOBROMIR: (Pada na kolana). Nieeee!
SĄSIEDZI: Do wora go! Do wora!
Nieruchomieją w skoku. DOBROMIR powstaje z kolan.
DOBROMIR: Jak Wysoki Sąd widzi, naruszono moje dobra osobiste: prawo do czci, poszanowania imienia i nazwiska! Przecież chroni je nawet konstytucja!
OHYDNY WÓR ŚMIECI: (Śmieszkuje). Być może należy się pochylić nad konstytucją, dokonać wnikliwej jej oceny i przygotować nowe rozwiązanie…
DOBROMIR: Milcz, Worze! Znam swoje prawa! A moja żona nie zna, niestety, litości. Chcę pięciu tysięcy złotych zadośćuczynienia. I żeby musiała wydrukować jeszcze jedną kartkę: tym razem z przeprosinami. Chyba nie wymagam zbyt wiele?
Ściemnienie.
Scena 3
W ciemności.
GŁOS SĘDZIEGO: Rozumiem, że wnioskuje pani o oddalenie powództwa. Czekam na konkrety. Jak to właściwie było, pani Gryzeldo?
GŁOS GRYZELDY: Już mówię…
Zapalają się światła – zielone reflektory punktowe, dzięki którym scena staje się nagle urocza i baśniowa. Troje drzwi. Pod drzwiami DOBROMIRA stoi WÓR (bez kartki). DOBROMIR wysuwa się z mieszkania.
DOBROMIR: Pora do roboty, zbijać kokosy, którymi nie będę się musiał dzielić z byłą żoną! Nadmienię państwu przy tej okazji, że rozwód orzeczono ze wskazaniem winy – mojej! Ale i tak niczego nie żałuję, bo żyję chwilą i mam wszystko gdzieś! (Mija WÓR). Hej, ho, hej, ho, do pracy by się szło… (Przystaje). Że co? Że o czymś zapomniałem? Przecież ja stary jestem, nic nie pamiętam, nic mnie nie obchodzi! (Pogwizdując, znika ze sceny).
Na korytarz wychodzą GRYZELDA i SĄSIEDZI.
SĄSIEDZI: Spójrzcie, co tu stoi pod drzwiami! Dobromir jak zwykle wystawił i zostawił! Wystawił nas do wiatru i zostawił na lodzie!
GRYZELDA: Tak, to niewątpliwie jego sprawka. Nieraz zdarzały mu się takie wybryki.
SĄSIAD: Typowy Dobromir! Czy na dobę wychodzi, czy na godzinkę – śmieci stoją. Nic dziwnego, że go pani zostawiła. Nie zasługuje na panią, wszyscy to wiemy.
GRYZELDA: Ach, nie łajajcie go dłużej! Jak wiecie, kieruję się w życiu wartościami chrześcijańskimi, a nam, chrześcijanom, nie wypada tak się zżymać na bliźnich. Należy im wybaczać!
SĄSIEDZI: (Wzdychają z uznaniem).
SĄSIAD: Chwila, patrzcie! Na śmieciach jest kartka „Własność Dobromira”! (Wszyscy patrzą. Rzeczywiście, kartka pojawiła się tam, nie wiadomo skąd). Czy to twój celny żart, droga, piękna, sprawiedliwa Gryzeldo?
GRYZELDA: Nigdy! Jako chrześcijanka nie mogłabym w podobny sposób zszargać jego dobrego imienia. Nawet jeśli miałabym na to ochotę. Nawet jeśli jest winien tego koszmarnego smrodu.
SĄSIEDZI: (Biją pokłony).
GRYZELDA składa dłonie jak do modlitwy i odlatuje na anielskich skrzydłach.
Scena 4
Światła znów neutralne. Na scenie GRYZELDA, DOBROMIR, MARIAN, SĘDZIA i WÓR.
SĘDZIA: (Rozgląda się po korytarzu). Ładnie tu państwo mają. (Odchrząkuje). Czyn, który opisuje pan Dobromir, to jest doklejenie do worka śmieci kartki z jego nazwiskiem, rzeczywiście narusza jego dobra osobiste. Należy zatem ustalić, czy zgromadzony materiał dowodowy wystarczy, by stwierdzić popełnienie tegoż czynu…
WÓR: To znaczy ustalić, kto mnie wystawił!
DOBROMIR: Jasne, że nie ja! Byłem na dwudziestoczterogodzinnej zmianie! Całą sobotę przesiedziałem za biurkiem!
GRYZELDA: Ale wór pojawił się na korytarzu już w piątek.
DOBROMIR: Akurat! Kto tak twierdzi?
GRYZELDA: Marian. Zaprzeczasz?
DOBROMIR: Nigdy, słowo Mariana to świętość! Ale wiem, że ty byłaś w domu przez cały weekend, z piątkiem włącznie!
GRYZELDA: Niby skąd?
DOBROMIR: Od Mariana. Zaprzeczasz?
GRYZELDA: Nigdy!
SĘDZIA: Widzę, że wszyscy wierzą Marianowi. Marianie, kto wyrzucił śmieci?
MARIAN: Nie wiem! Nie widziałem!
SĘDZIA: Nikt tego nie widział. Sytuacja jest patowa. Sprzeczne wersje wydarzeń wynikają z konfliktu między stronami, to jedno nie ulega w tej sprawie wątpliwości. Wszystko inne jej ulega. Oddalam powództwo.
GRYZELDA składa dłonie jak do modlitwy i odlatuje.
WÓR:
I tak się właśnie ludzkie życie toczy.
A kto był winny? Odpowiedzi nie ma.
Mnie już wynoszą, państwa muszę prosić
O wyniesienie… się. Zamykam temat.
Wszyscy schodzą ze sceny, aż zostaje na niej tylko MARIAN, który bardzo powoli – i ze złośliwym uśmieszkiem na ustach! – cofa się do mieszkania i zamyka za sobą drzwi.
Kurtyna.