Wszyscy nad morze?
i
"Lido, Wenecja"; 1898-1899 r., Maurice Prendergast; źródło: Wikimedia Commons (domena publiczna)
Opowieści

Wszyscy nad morze?

Agnieszka Drotkiewicz
Czyta się 13 minut

Upał rozbiera nas nie tylko z ubrań, ale też z hamulców, namiętność wyłącza myślenie, ale to ma później swoje konsekwencje, nierzadko tragiczne. Upał budzi namiętności, ale zarazem rozleniwia. Sceny miłosne wielu filmów raczej nie rozgrywają się pod palącym słońcem – trzeba się przed nim schować w grubych murach, schłodzić w wodzie, poczekać na sjestę albo na wieczór. Włochy inspirują pod wieloma względami, są miejscem, gdzie może nastąpić w twoim życiu przełom, również w głębszym sensie, mówi Anna Osmólska-Mętrak – italianistka, literaturoznawczyni, tłumaczka literatury włoskiej. Rozmawia Agnieszka Drotkiewicz

Agnieszka Drotkiewicz: Kiedy ogląda się filmy włoskie, można mieć wrażenie, że lato we Włoszech trwa cały rok…

Anna Osmólska-Mętrak: Tak, ale zwróćmy uwagę, kiedy zaczynają się te „długie włoskie wakacje”? W latach 60. XX w., w okresie boomu ekonomicznego, kiedy podnosi się poziom życia przeciętnego Włocha. Symbolicznie, w kinie początek tych „wakacji” wyznacza Słodkie życie Felliniego. Kilkanaście lat wcześniej, tuż po wojnie, większości Włochów nie było po prostu stać na urlop. Morze kojarzyło się raczej z zagrożeniem lub z ciężką pracą – na przykład połowem ryb – niż z beztroskim plażowaniem. Trudno sobie wyobrazić, żeby sycylijscy rybacy, bohaterowie filmu Ziemia drży Viscontiego, poszli się kąpać w morzu!

Lata 60. przyniosły „cud gospodarczy”, a co za tym idzie, wielu Włochów zaczęło mieć wolny czas, który trzeba było zagospodarować, stąd wakacje. Oczywiście Włochy mają tak fantastyczne położenie geograficzne (czego im wszyscy zazdrościmy!), że właściwie z każdego większego miasta morze jest w zasięgu krótkiej podróży. Możesz wyruszyć rano i wrócić wieczorem. Z Turynu czy Mediolanu jest trochę dalej, ale wciąż możliwy jest wypad weekendowy. Wyjazd nad morze jest dla Włochów nieporównywalnie łatwiejszy, niż na przykład wyprawa mieszkańca Krakowa czy Wrocławia nad Bałtyk, która – żeby miała sens – powinna trwać co najmniej tydzień, a najlepiej dwa tygodnie. Włosi są bardzo przywiązani do wakacji u siebie – trudno im się dziwić, mają tyle piękna na wyciągnięcie ręki.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Co o społeczeństwie włoskim może nam opowiedzieć włoska plaża pokazywana w filmach?

Przede wszystkim plaże są różne. Cudowna plaża na Lido ze Śmierci w Wenecji Viscontiego była elegancka i dostępna tylko dla arystokracji lub bogatych artystów. W latach 60. XX w. na plażę mógł pojechać właściwie każdy, ale uwaga: nie na tę samą plażę! Różne plaże odzwierciedlały status społeczny. W 1963 r. Pier Paolo Pasolini zrealizował dokument Zgromadzenia miłosne, który był filmowaną na różnych plażach swoistą ankietą socjologiczną. Reżyser pytał swoich rozmówców głównie o ich stosunek do seksu. Rozmawiał o tym między innymi z Orianą Fallaci i Giuseppe Ungarettim, ale przede wszystkim z napotkanymi plażowiczami w różnym wieku. Zaznaczmy, że było to jeszcze przed rewolucją seksualną ‘68. Znamienne są określenia zastosowane do plaż w różnych regionach Włoch. Na plażach rzymskich seks rozumiano jako seks; na plażach blisko Mediolanu – jako hobby; na Lido, czyli w Wenecji – jako sukces (tu możemy mieć dalekie skojarzenie z festiwalem filmowym w Wenecji, który odbywa się pod koniec sierpnia). Plaże toskańskie podzielił na ludowe, popularne – gdzie seks jest przyjemnością – i te mieszczańskie, burżuazyjne, gdzie seks to obowiązek! (śmiech). Fantastyczny podział. Na plażach południowych seks to honor – dla mężczyzny kwestią honoru jest zdobyć kobietę, dla kobiety kwestią honoru jest zachować dziewictwo.

Ta ankieta świetnie pokazuje różnice pomiędzy włoskimi regionami oraz mentalnością ich mieszkańców (młody Kalabryjczyk, zapytany przez Pasoliniego o kwestię rozwodu odpowiada, że absolutnie go nie dopuszcza; „Dlaczego?”, „Bo jestem Kalabryjczykiem” – to wystarcza za odpowiedź). Potwierdza się teza, że nie da się mówić o „Włoszech”, można jedynie mówić o poszczególnych włoskich regionach.

Im bardziej Włosi się bogacili, tym bardziej standard uczęszczanych przez nich plaż – leżaki, kabiny, a później także posiadanie letniego domu (la seconda casa) – podkreślał różnice w społecznym statusie.

Warto też zauważyć, że nie wszystkie włoskie plaże są piękne. Przykładem będzie tu film z Tonim Servillo È stato il figlio (reż. Daniele Ciprì) z 2012 r., gdzie pokazana plaża w ogóle nie jest malownicza, podobnie zresztą jak cała sceneria, w której rozgrywa się akcja tej tragicznej, momentami groteskowej opowieści z mafią w tle.

Kulminacyjnym punktem włoskich wakacji jest przypadające na 15 sierpnia święto Ferragosto – fetujące koniec zbiorów.

Ferragosto to taki święty moment, kiedy wszyscy wyjeżdżają nad morze: „Tutti al mare!”. Większość filmów, których akcja dzieje się w czasie Ferragosto najczęściej przeciwstawia obraz Rzymu i Ostii. Stolica – miasto wiecznie pełne nie tylko turystów, ale też rzymian – nagle pustoszeje, większość mieszkańców udaje się na plażę w Ostii, dokąd mają tak blisko, że mogą tam jechać nawet na jeden dzień. Plaża w Ostii jest plażą popularną, dostępną dla wszystkich. Film Casotto Sergia Cittiego z 1977 r. (casotto to po włosku kabina, ale może się też odnosić do chaosu) jest właśnie takim freskiem na temat plażowiczów w Ostii. Citti przyjaźnił się z Pasolinim i do pewnego stopnia poszedł w ślady swojego mistrza. W Casotto gra cała plejada aktorów, w tym Ninetto Davoli – jeden z ulubionych aktorów Pasoliniego – a także młodziutka Jodie Foster. Tytułowa kabina staje się sceną, przez którą przewijają się kolejne postaci, między innymi rzymska społeczność warstw niższych, ale też na przykład samotny angielski duchowny, czy żeńska drużyna siatkówki. Swoista plażowa „komedia ludzka”.

Dla Ferragosto charakterystyczne jest to, że Rzym nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pustoszeje. Pusty Rzym (Roma deserta) to bardzo malowniczy motyw, tym bardziej że prawie niespotykany poza tym dniem. Ważnym filmem, którego akcja rozgrywa się w czasie Ferragosto jest Il sorpasso z 1962 r. (polski tytuł: Fanfaron) w reżyserii Dino Risiego. W głównych rolach występują Jean-Louis Trintignant oraz Vittorio Gassman. Gassman gra zblazowanego czterdziestolatka z dobrym samochodem (znowu: początek lat 60., są pieniądze!), Trintignant młodego studenta. Fanfaron zapoczątkował nurt filmów drogi – bohaterowie jadą przez opustoszały Rzym, kierując się do Toskanii i nad morze. Historia utrzymana jest początkowo w tonie komediowym, jest to jednak komedia mocno gorzka, bo reżyser zauważa, że zbyt szybkie zmiany społeczne niosą ze sobą poważne zagrożenia. Dramatyczne zakończenie tego filmu sprowokowało dyskusje. Kończy się on wypadkiem samochodowym i śmiercią. Spierano się: czy taki finał pasuje do komedii? To jedna z cech charakterystycznych commedia all’italiana, która niby lekko, w komediowej konwencji opowiada często o poważnych kwestiach.

Faktycznie, upał wiąże się z pieniędzmi. Upał bez pieniędzy bywa trudny do zniesienia.

Dokuczliwy, męczący, trzeba pracować. Filmy z lat 60. pokazują to uwodzicielskie dolce far niente, ale odsłaniają też jego podszewkę. Jak choćby Antonioni w Przygodzie, której bohaterowie są zamożni, nikt nie pracuje, zajmują się swoimi miłosnymi rozterkami. W tle jest lato – wyprawa na wyspę, łódź, zaginięcie dziewczyny. Wszystko to podszyte silnym niepokojem, który Antonioni wyczuwał jeszcze zanim boom ekonomiczny zdążył się na dobre rozhulać. Widział, że pewne procesy zachodzą zbyt szybko, a mentalność nie jest w stanie za tym nadążyć. I faktycznie, ta beztroska trwała krótko – przyszły „lata ołowiu” i kryzys.

Wracając do Ferragosto, ktoś jednak zostaje w Rzymie?

Tak, na przykład Nanni Moretti, który uwielbia pusty Rzym. O Ferragosto opowiada pierwsza część jego filmu Caro diario (Dziennik intymny) – Moretti jeździ na Vespie po obrzeżach miasta, filmuje między innymi fasady domów, co pozwala poznać inną, zupełnie nieturystyczną odsłonę Rzymu.

W opustoszałym Rzymie toczy się także akcja bardzo wzruszającego, kameralnego filmu Pranzo di Ferragosto z 2008 r. w reżyserii Gianniego di Gregorio. To historia mężczyzny w średnim wieku, któremu nie najlepiej się powodzi, mieszka z wymagającą, rozkapryszoną matką i ma spore zaległości w spłacie czynszu. Administrator domu proponuje mu umorzenie długu w zamian za ugoszczenie jego leciwej matki oraz przygotowanie dla niej świątecznego obiadu, bo sam chciałby wyjechać za miasto. Sprawa się jednak komplikuje, bo do staruszki dołączają jeszcze dwie inne „samotne mamy”. Zrobienie zakupów okazuje się wyzwaniem, bo wszystkie sklepy są pozamykane (słynne włoskie chiuso per ferie). Po wielu perypetiach bohaterowi udaje się przygotować uroczysty posiłek i dać kobietom namiastkę rodziny. To poruszająca historia, tym bardziej że w kinie rzadko pokazuje się ludzi starszych, którzy nie mają z kim spędzić świąt, zostają w mieście, gdy prawie wszyscy jadą nad morze. Obala też ona mit włoskiej mammy, otaczanej miłością i atencją, która kiedyś była przecież sercem każdej rodziny.

Wspomniałaś „lata ołowiu”, które ucięły beztroskę lat 60.

Po tej wielkiej, rozbuchanej radości, której przyświecało hasło „tutti al mare!”, „wszyscy nad morze” – nadszedł czas bardzo silnych podziałów politycznych. Lato oczywiście przychodziło co roku, ale trudno było się nim cieszyć, na przykład w 1980 r., kiedy 2 sierpnia, po zamachu terrorystycznym na stacji w Bolonii, śmierć poniosło 85 osób. Jak kino reagowało na napięcia związane z „latami ołowiu”? W 1974 r. powstał na przykład bardzo ciekawy komediodramat Liny Wertmüller, o długim – jak to u niej – tytule Porwani zrządzeniem losu przez wody lazurowego sierpniowego morza. Opowiada w nim w zabawny sposób o walce klasowej – spora część akcji rozgrywa się na bezludnej wyspie w okolicach Sardynii: Mariangela Melato gra burżujkę, antykomunistkę, Giancarlo Giannini sycylijskiego marynarza o poglądach komunistycznych. Początkowo kobieta na każdym kroku okazuje wyższość wynikającą z jej pozycji społecznej, ale niecodzienna sytuacja sprawia, że między dwójką bohaterów rodzi się uczucie. Powrót do cywilizacji przerywa jednak gwałtownie tę idyllę. Kobieta nie potrafi zrezygnować z dotychczasowego wygodnego życia i wraca do męża, który zapewniał jej ten wysoki status. Warto przy tej okazji przypomnieć, że Lina Wertmüller otrzyma w przyszłym roku Oscara za całokształt twórczości.

Swoistym odreagowaniem dekady naznaczonej terroryzmem są błahe komedie w rodzaju Sapore di mareSapore di mare 2 z początku lat 80. To historia grupy przyjaciół spotykających się na toskańskiej plaży w połowie lat 60., którzy odnajdują się przypadkowo w tym samym miejscu po kilkunastu latach. Podobnie rzecz się ma z komedią z 1983 r. Stesso mare stessa spiaggia, w której młodzi Włosi spędzają wakacje na wybrzeżu Romanii przy akompaniamencie starych piosenek, a sam tytuł filmu jest wyraźnym nawiązaniem do głośnego przeboju Miny z 1963 r. Stessa spiaggia stesso mare (Ta sama plaża to samo morze).

Jeśli trochę się cofnąć, ważnym filmem dotyczącym włoskiej historii jest Gwałtowne lato (Estate violenta) Valeria Zurliniego z 1959 r. Film, którego akcja rozgrywa się w kluczowym dla Włochów 1943 r., kiedy zrywają oni sojusz z nazistami. Znowu piękne upalne lato stanowi tło dla dramatycznych wydarzeń, w które wpleciona jest historia miłości, odważnej jak na tamte czasy, bo bohater, grany przez Jeana-Louisa Trintignanta syn faszystowskiego hierarchy, ma romans ze sporo starszą od siebie kobietą.

Wydawałoby się, że temperatury nie widać, podobnie jak zapachów spotęgowanych przez rozgrzanie słońcem. A jednak te zmysłowe wrażenia „przechodzą przez ekran”.

Jest taki film Gabriele Salvatoresa Nie boję się (Io no ho paura) z 2003 r., zrealizowany na podstawie napisanej dwa lata wcześniej głośnej powieści Niccolò Ammanitiego. Opowiada on o problemie porwań dla okupu, do których często dochodziło we Włoszech w latach 70. Ludzie z biedniejszego południa często uprowadzali tych z zamożnej północy. W 1979 r. głośno było na przykład o porwaniu na Sardynii słynnego pieśniarza Fabrizia De André wraz z jego późniejszą żoną, również piosenkarką, Dori Ghezzi. Para więziona była przez kilka miesięcy, uwolniono ich po zapłaceniu okupu. Nie boję się opowiada następującą historię – jest upalne lato w małej wiosce na południu, grupa około ośmio- czy dziesięcioletnich dzieci pozostawionych samym sobie spędza czas na beztroskiej zabawie. Oglądając ten film, dosłownie czuje się gorąco, żar bije z ekranu – dzieci przedzierają się przez nasłonecznione pola zbóż, zdjęcia są fantastyczne, ciepłe, żółte kolory działają na zmysły, upał buduje atmosferę. Główny bohater przypadkowo odkrywa kryjówkę, w której przetrzymywany jest chłopiec mniej więcej w jego wieku i – choć nie bardzo rozumie, o co chodzi – nawiązuje z nim pewien kontakt, który z czasem przeradza się w coś na kształt przyjaźni. Pewnego dnia podsłuchuje podawaną przez dziennik telewizyjny wiadomość o trwających poszukiwaniach porwanego mediolańczyka, syna zamożnych rodziców. Na koniec okazuje się, że w uprowadzenie dziecka zamieszana jest rodzina głównego bohatera. To kolejna dramatyczna historia, opowiadająca o istniejącym wciąż głębokim podziale między południem a północą Włoch.

Upał przypomina nam mocno o istnieniu ciała, w upalne dni ciało staje się bardziej obecne, niż przy umiarkowanej pogodzie. Wyraźnie pokazuje to Luca Guadagnino w filmie Tamte dni, tamte noce.

Guadagnino jest mistrzem pokazywania namiętności, które budzą się latem. U niego właściwie w każdym filmie jest lato, a kiedy przemija, dostrzegamy ogromny kontrast między upalnymi miesiącami a resztą roku, jak w Jestem miłością. Upał rozbiera nas nie tylko z ubrań, ale też z hamulców, namiętność wyłącza myślenie, ale to ma później swoje konsekwencje, nierzadko tragiczne. Tamte dni, tamte noce jest filmem niezwykle zmysłowym, zwróćmy jednak uwagę na to, że upał budzi namiętności, ale zarazem rozleniwia. Sceny miłosne raczej nie rozgrywają się pod palącym słońcem – trzeba się przed nim schować w grubych murach, schłodzić w wodzie, poczekać na sjestę albo na wieczór. Takie oczekiwanie wzmaga zresztą tylko napięcie związane z pożądaniem.

Skoro mówimy o Guadagnino, warto zauważyć, że w większości jego filmów bohaterami są obcokrajowcy, pary mieszane. Cudzoziemiec przybywający do Italii to ważny wątek we włoskim kinie, jak choćby w Ukrytych pragnieniach Bertolucciego, gdzie młoda Amerykanka (Liv Tyler) przyjeżdża do Toskanii, aby rozwikłać zagadkę swojego pochodzenia, odnaleźć swoją tożsamość. Takie zderzenie z inną kulturą, odmienną mentalnością, skutkuje często romansem między przyjezdnym i miejscowym. Włochy inspirują pod wieloma względami, są miejscem, gdzie może nastąpić w twoim życiu przełom – również w głębszym sensie.

Włochy były kiedyś ważnym miejscem na mapie wielkiego objazdu młodych ludzi z wyższych klas – inicjacji w dorosłość, podróży poślubnej, a potem – nierzadko – porozwodowej.

Ciekawym przykładem jest Podróż do Włoch z roku 1954 w reżyserii Roberta Rosselliniego z jego ówczesną żoną Ingrid Bergman w roli głównej. Film opowiada o parze małżeńskiej, która jedzie do Neapolu, by uporządkować sprawy związane z odziedziczonym spadkiem. Wszystko wskazuje na to, że uczucie między nimi już się wypaliło i nieuchronnie dojdzie do rozwodu, ale wizyta w Pompejach przynosi nadzieję na pojednanie.

Jeśli chodzi o współczesne podróże do Włoch, wiele zmieniło się wraz z rozwojem masowej turystyki – jest bardziej demokratycznie, ale łatwość podróżowania niesie ze sobą sporo zagrożeń. Poza tym morze znaczy dzisiaj we Włoszech zupełnie coś innego. Dramatyczne próby przedostania się do Europy podejmowane przez tysiące imigrantów, są doświadczeniem, które – z uwagi na położenie geograficzne – w pierwszej fazie dotyczy przede wszystkim Włochów. Wspaniałe Morze Śródziemne, będące wielkim bogactwem pod względem turystycznym i pejzażowym, już od lat jest też cmentarzem. Zresztą na przykład Sycylijczycy zawsze mieli do morza stosunek ostrożny, a wręcz w pewnym sensie odwracali się od niego – czuli, że może być zagrożeniem, bo to właśnie od strony morza przez wieki przybywali na wyspę najeźdźcy; wypływający na połów rybacy też nie zawsze wracali w komplecie. Sycylijczycy przywykli do tego – nie mają innego wyjścia – czują wobec morza respekt, traktują je jako żywioł. Co ciekawe, to właśnie Sycylijczycy, którzy mają najwięcej do czynienia z imigrantami, są też do nich najbardziej pozytywnie nastawieni. Doktor Pietro Bartolo, lekarz z Lampedusy, który w ostatnich wyborach z ogromną przewagą głosów wszedł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Partii Demokratycznej, jest symbolem postawy humanitarnej i obywatelskiej. Najgłośniejsze protesty związane z polityką nowych władz Włoch, które nie chcą przyjmować uchodźców, odbywają się właśnie na Sycylii. Sycylijczycy pokazują swoją humanitarną twarz, oni, którzy z tym problemem zmagają się od wielu lat, bardzo często bez pomocy z zewnątrz – bo trzeba otwarcie powiedzieć, że Sycylia i Włochy zostały przez dużą część Europy pozostawione same sobie, zabrakło solidarności. To nie jest tylko kwestia kilku ostatnich lat. Gianni Amelio już w 1994 r. zrealizował film Lamerica o imigrantach z Albanii. On, podobnie jak Giuseppe Tornatore czy inni reżyserowie pochodzący z południa kraju, swoimi filmami przywraca godność tej części Półwyspu Apenińskiego. To bardzo ważne, bo dziś mieszkańcy południowych Włoch znów są głośno i bezpardonowo obrażani – przez jakiś czas nie wypadało tego robić, a teraz jest na to przyzwolenie, co musi budzić niepokój. Mając to w pamięci, trzeba sobie uprzytomnić, że chcąc żyć we wspólnej Europie, musimy wszyscy ponosić za nią odpowiedzialność. Jeździmy do Włoch, korzystamy z ich pięknych plaż i zabytków – wypadałoby jednak w jakiś sposób się „odwdzięczyć”, „zrewanżować”, stworzyć jakiś program pomocy. Tam, gdzie lato trwa długo, dużo czasu spędza się na zewnątrz, a tym samym człowiek wystawia się nie tylko na widok, ale też na zagrożenia, zarówno na rzeczy dobre, jak i na te złe. Warto o tym pamiętać, myśląc o długim włoskim lecie.

Anna Osmólska-Mętrak
Anna Osmólska-Mętrak

Anna Osmólska-Mętrak: 

italianistka, literaturoznawczyni, tłumaczka literatury włoskiej, wykładowczyni w Katedrze Italianistyki UW, organizatorka i przewodnicząca jury Konkursu o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka. Poza włoską literaturą okresu powojennego zajmuje się również historią kina włoskiego oraz historią kultury i obyczaju regionów Półwyspu Apenińskiego. Autorka rozprawy doktorskiej oraz książki dotyczącej twórczości Antonia Tabucchiego: Kufer pełen rekwizytów. O roli przedmiotów i stałych motywów w twórczości Antonia Tabucchiego. Jako tłumaczka jest autorką przekładów takich autorów jak: Moravia, Magris, Eco, Pasolini, Fallaci, Terzani.

 

Czytaj również:

Pływanie jest jak zen
i
Plaża w Blankenberge, Belgia. Fotografia z katalogu „Views of Architecture and Other Sites in Belgium”, wydanym przez Detroit Publishing Company, 1905. Źródło: Wikimedia Commons.
Promienne zdrowie

Pływanie jest jak zen

Rozmowa z Piotrem Kieżunem, pasjonatem literatury i pływania
Agnieszka Drotkiewicz

Historia pływania może sporo też powiedzieć nam o kulturze i sztuce – zresztą nie bez kozery znakomitymi pływakami byli choćby Czesław Miłosz czy lord Byron. Z Piotrem Kieżunem, redaktorem tygodnika „Kultura Liberalna”, pasjonatem literatury i pływania, rozmawia Agnieszka Drotkiewicz.

Agnieszka Drotkiewicz: Prowadzisz blog „Świat wpław” poświęcony różnym aspektom historii pływania. Zacznijmy zatem od początku, czyli od starożytnej Grecji…

Czytaj dalej