Najważniejsze jest to, że ząb właśnie wypadł. Po raz pierwszy. „Gratulacje”, mówi tata. Wszyscy szukamy odpowiedniej torebki, w której ząb będzie mógł pojechać z nami na wycieczkę do Poznania. Wróżka zębuszka nie będzie mieć problemu ze znalezieniem nas w hotelu. Ona zawsze wie, gdzie się znajdują wypadnięte (hmm…. Może: takie zęby LUB zęby, które wypadły?) zęby.
Szalony poznański dworzec (pisarz Jakub Żulczyk pyta, czy budował go ktoś na kwasie) trochę nas zwodzi, ale wreszcie udaje nam się znaleźć właściwy kierunek marszu. W międzyczasie nadszedł głód, więc siadamy przy najbliższej fontannie i jemy kanapki. Fontanna jest po to. by moczyć nogi, ale przypominamy sobie o istnieniu czasu i to on nie pozwala nam korzystać z tej przyjemności. Bo dochodzi 12.00 i zaraz zacznie się przedstawienie, więc mama mówi „Chodźmy” (pierwsze ciągnięcie za rękę).
A w biurze festiwalowym spotykamy panią, która ma grę w owocowe dooble i chce zagrać, i można jej pokazać ząb, który wypadł. Ledwo zdążamy na „Miłość nie boli, kolano boli” w wykonaniu Teatru Animacji w Poznaniu (drugie ciągnięcie za rękę).
Bajka pierwsza:
Dawno, dawno temu była sobie księżniczka.
Mieszkała w kurniku z królikami.
Jadła marchewki i czekoladę.
Koniec. (Aleksandra Kowalewska, lat 2)
– O nie! Taka krótka! Za krótka, za krótka – krzyczą dzieci.
Dorośli aktorzy przebrani w dziecięce piżamy i udający małolatów wcale ich nie drażnią.
– Mogą być tacy dorośli – mówi Konstanty. Czy mu się podobało? Tak, bardzo. Najbardziej wojna na poduszki i piosenka „Nikt nie chce żyć w takim bałaganie!”
„Nikt nie chce żyć w takim bałaganie, nie, nie, nie, nie
Nikt nie chce żyć w bałaganie takim, nikt.
Oprócz mnie! – podśpiewuje po wyjściu.
Oprócz mnie! Oprócz mnie!
Co teraz będziemy robić?
Teraz pójdziemy na obiad.
A później?
Pójdziemy do hotelu rozpakować rzeczy.
A później?
Pójdziemy na drugie przedstawienie.
A później?
Pójdziemy na kolację.
– A kiedy pójdziemy do tej pani w biurze?
(Mama: Pomysł na oparcie przedstawienia na tekstach napisanych przez dzieci jest prosty i dobry, bo nie od dziś wiadomo, że „dzieci wiedzą lepiej”.
Czy teksty napisane przez dzieci bawią same dzieci lepiej? Tego nie jestem pewna. Zaryzykowałabym tezę, że my dorośli wynosimy z „Miłość nie boli, kolano boli” dużo więcej.)
Teraz obiad. W restauracji, tuż przy podłodze, jest dziura. Mieszkają tam dwa pluszowe szczury – czarny i biały. Można je związać ogonami i zawiesić na oparciu krzesła. Przy sąsiednim stoliku siadają aktorzy z przedstawienia Teatru Animacji (?).
– Mamo czy mogę im zrobić zdjęcie?
– Musisz najpierw zapytać.
Zgadzają się. „Tak, Greystone śpiewany przez pana też się mi się podobał, wszystko mi się podobało. Mamo czy mogę dać im zdjęcie w prezencie?”
Mama się nie zgadza, bo być może będzie potrzebne do artykułu (niezgoda pierwsza).A tu burza. Nagle pioruny walą. Aktorzy uciekają. Konstanty próbuje zrobić zdjęcie burzy, ale trochę się boi zamoczyć.
– A co teraz będziemy robili?
– Weźmiemy swoje rzeczy z biura i pójdziemy do hotelu.
Ale w biurze nie ma pani od dooble. Jest za to cukier w kostkach.
– Konstanty nie pakuj proszę cukru do kieszeni – to mama mówi (niezgoda druga).
W hotelu są dwa łóżka i telewizor. Telewizor jest duży i ma kanał dla dzieci. Mama odpoczywa, deszcz pada, a Konstanty ogląda.
Godzinę później:
– Naprawdę musimy iść na to przedstawienie i nie możemy zostać w pokoju i oglądać telewizji?
– Naprawdę (niezgoda trzecia).
– Mamo a czy kiedyś, kiedyś, tak przypuśćmy, jak będę miał 8 lat, to moglibyśmy kupić telewizor do domu? (przemilczenie pierwsze).
Wychodzimy na premierę przedstawienia „Dziesięć śmiesznych wierszyków. Niepiosenki. Leszczyński, Zakrocki, Palmer, Mazliah”.
Pan portier sugeruje taksówkę, a my dzielnie w nadciągającą ciemność.
Niestety zaczyna tak bardzo padać, że nasze przeciwdeszczowe kurtki z membranami nie dają rady, chowamy się do kwiaciarnio-herbaciarni.
– Ale tu pięknie – zachwyca się Konstanty, a herbata szafirowa z Indonezji pachnie tak pięknie. I pani jest piękna, i ma na imię Aruna.
Mama siada przy herbacie i nerwowo patrzy na zegarek – do premiery 20 minut, a tu oberwanie chmury. Konstanty próbuje sfotografować deszcz. Wybiega na ulicę bez kurtki, wraca cały mokry, wybiega jeszcze raz, wraca jeszcze bardziej mokry.
„Mamo, ale jestem mokry”.
– Czy cieszysz się, że tu jesteś? – pyta pani z telewizji podstawiając mikrofon pod usta Konstantemu, jak już udaje nam się dotrzeć na premierę.
– Ja, ja się cieszę – krzyczy do mikrofonu chłopiec siedzący obok jeszcze zanim Konstanty zdąży odpowiedzieć.
– Może dasz najpierw powiedzieć koledze? – strofuje go pani z mikrofonem.
– Ale to nie jest mój kolega, ja go wcale nie znam, ja tu przyszedłem z rodziną, moja rodzina siedzi tam – odpowiada ten obok.
A jednak udaje się przekazać mikrofon Konstantemu.
– Myślę, że to bardzo ciekawe przedstawienie – mówi Kot
– Ale jeszcze się nie zaczęło – zauważą pani z mikrofonem.
– To nic, ale na pewno będzie bardzo ciekawe.
Najbardziej podoba mu się, że aktor zamienia się w konia oraz w ciotkę w papilotach i z odkurzaczem. I to, że ciotka nie umie mówić po polsku i bardzo się męczy przy wypowiadaniu wierszyka. Dzieci jedno po drugim podchodzą pod scenę przyjrzeć się z bliska. Na koniec przedstawienia stoi ich tam cały tłum, który trochę pląsa.
– Mamo, a co będziemy robić teraz?
– Zobaczymy wystawę rysunku?
– A potem?
– Pójdziemy zjeść kolację?
– A potem?
– Wrócimy do hotelu?
– A potem?
– Pójdziemy spać.
– A czy możemy jeszcze odwiedzić tą panią z herbaciarni?
Nie idziemy na zajęcia z rysowania w ramach wystawy „Dobry żart. Rysunki dla najmłodszych i trochę starszych”, bo są dla dzieci od 10 roku życia, ale same rysunki bardzo ciekawe. I śmieszy ten z panem, co stoi na jednej nodze, piłuje drugą i jest napis: „Piłka nożna”.
Do Pana Filutka trzeba się przyzwyczaić. Na początku chyba wydaje się za bardzo czarno-biały. Ale już za chwilę wciąga. O nie! Pies nasikał, a on podstawił bobasa, żeby nie sprzątać! Siki, siki! A tamci się całują, mamo jeszcze raz bym chciał zobaczyć jak się całują, ble.
Udaje nam się jeszcze: zjeść naleśniki, rozbić w drobny mak krem brule, porozmawiać z panią Ewą z biura prasowego (podczas rozmowy powstaje rysunek) i pobawić z nią w chowanego przed Zamkiem. W drodze powrotnej do hotelu niestety omijamy herbaciarnię pani Aruny i Konstanty rozpacza.
– Ale jutro tam na pewno pójdziemy?
Na dobranoc trochę telewizji. Ach i jeszcze ząb ląduje pod poduszką.
A wróżka zębuszka musi pamiętać, żeby przyjść.
Dzień drugi
Szósta rano:
– Mamo, wróżka zostawiła mi 10 złotych, ale nie wzięła zęba.
– Co za nieuważna wróżka zębuszka! (to mama) Może była początkująca?
– Czy mogę pooglądać telewizję?
– Jest szósta rano! (niezgoda czwarta)
Na pierwsze tego dnia zajęcia pt: „Którędy do dźwięku” pędzimy taksówką. Nie, nie uda nam się odwiedzić pani Aruny w kwiaciarni-herbaciarni teraz (niezgoda mamy piąta).
A na zajęcia wjeżdża się windą!
Warsztaty z tworzenia muzyki za pomocą ruchu choć wymagają trochę zdyscyplinowania wydają się niezwykle emocjonujące. Dzieciaki przepychają się, śmieją i podskakują. Jednocześnie muszą być uważne, żeby uderzyć w zamienione w instrumenty tuby dokładnie we właściwym momencie. I udaje się to wszystko połączyć. Niebywałe.
Na karcie oceny Konstanty zaznacza: były bardzo fajne, było to coś nowego, chcę uczestniczyć w nich jeszcze raz.
– Czy teraz pójdziemy do biura?
– Tak.
W biurze jest pani od dooble! Hurra! Można jej pokazać 10 złotych od wróżki zębuszki. I powiedzieć, że wróżka wcale nie wzięła zęba!
– Co za zapominalska wróżka zębuszka – mówi pani z biura.
Ale niestety nie można z panią grać w dooble, bo trzeba iść na kolejne przedstawienie (niezgoda mamy szósta).
I proszę nie brać cukru w kostkach do kieszeni (niezgoda mamy siódma).
Nos generała Kowalewa postanowił go opuścić. Tak zaczyna się opowieść przedstawiana przez Teatr MishMash, w bardzo międzynarodowym składzie (zespół tworzą: Turczynka, Dunka, Szwedka i Hiszpan).
Większość artystów wywodzi się ze środowiska cyrkowego, dlatego ich inscenizacja bogato czerpie z tej sztuki. Wygląda na to, że dzieci bawią się świetnie. Bezbłędnie odczytują intencje aktorów, mimo że spektakl jest w języku angielskim. Aktorzy swoje ciała zamieniają w scenografię, łączą się udając stoły, maszyny do pisania, dorożki, drzwi. Oto aktorka zamienia się w Radio, aktor zamienia się w Nos i jedzie dorożką, policjanci są gigantyczni i żądają szacunku (Are you laughting at me?), dziennikarze są rozchichotani, piszą nerwowo na maszynach i w nic nie wierzą. Mama jest zachwycona. Dzieci chyba też.
– Ta pani jest silna jak Pippi! – Konstanty zauważa aktorkę wynoszącą na swych ramionach dwójkę pozostałych aktorów i robi jej zdjęcie. Pippi istnieje!
Idziemy na spotkanie z twórcami, ale Kot nie chce o nic zapytać.
Lepiej jest zagrać przed budynkiem w rzucanie do celu obręczami.
Już prawie się kończy nasza wycieczka. Wracamy do biura przez park na Cytadeli. Straszą nas okienka strzelnicze.
– A teraz musimy iść do pani w herbaciarni, obiecałaś.
– Pani Aruno, musiałam do pani jechać z drugiego końca Poznania, bo mój syn po prostu musiał się z panią zobaczyć.
Pani Aruna jest zaskoczona i nie wie co zrobić z nagle rozbudzoną sympatią dziecka, ale Konstanty wcale nie potrzebuje nic z tym robić. Po prostu tu jest i się cieszy.
No, ale nie możemy tu zostać zbyt długo (niezgoda mamy ósma).
Teraz lody (jako wabik, żeby się wydostać z herbaciarni).
Lody są śmietanowe i rabarbarowe i można dwie kulki!
I ostatnia wystawa. Przyglądamy się Pomnikom Dziecięcej Radości.
Pomniki radości są po to, by rodzice nie musieli się martwić dziećmi, a dzieci mogł bardzo fajnie bawić. (na glinianych prototypach zrobionych przez dzieci – zacienione miejsca dla dorosłych do czytania, skomplikowane rury do włażenia i ukrycia się).
– Konstanty co to jest radość?
– Nie wiadomo.
– A co jest śmieszne?
– Jak tata wkłada sobie palmę na głowę.
Ranking zdarzeń na wycieczce w Poznaniu:
według Konstantego
1. Telewizor
2. Przedstawienia
3. Cukier w kostkach w biurze
według mamy
1. Spektakl „Nos”.
2. Spotkanie z przyjaciółką.
3. Burza.
Podsumowanie mamy:
To były tylko dwa przypadkowe dni na Biennale, którego program w edycji „Do śmiechu” był imponujący. Niestety, nie udało nam się zobaczyć stand-upów dla dzieci, prób kabaretowych, filmów i innych wydarzeń, których opis brzmiał bardzo zachęcająco. Nam czy mi? Oto jest pytanie. Jak wyglądałby program wycieczki ułożony przez Konstantego? Ile czasu spędzilibyśmy w fontannie, oglądając telewizję, u Pani Aruny w kwiaciarni lub biegając w deszczu? Czy wybralibyśmy się na więcej przedstawień, wystaw, zajęć? Może spróbujemy tej opcji za rok.
PS. Serdecznie prosimy rodzinę z obu stron, żeby mimo wzruszenia cierpieniem dziecka nie kupowali nam telewizora w prezencie.
XXI Biennale Sztuki dla Dziecka odbyło się w Poznaniu w dniach 29.05-4.06.