Wydarzenie zostało anulowane – to nowy i hegemoniczny nurt artystyczny ostatnich dni. I nadchodzących tygodni. Muzea są zamknięte, wernisaże odwołane, wystawy przełożone. Nie ma sztuki.
Czy da się bez niej żyć?
Jasne, bez problemu – kiedy otwarte są bary. Kiedy grają teatry, kiedy kusząco dudnią kluby, z kin dochodzi smakowity zapach popcornu i chrupek oblanych gęstym roztopionym serem, kiedy na siłowniach leje się pot – wtedy oko samo przymyka się na brak sztuki. Kiedy po ośmiu godzinach pracy człowiek przebija się przez zakorkowane miasto do domu, kiedy gna, żeby odebrać dzieci z przedszkola, kiedy po znojnym dniu wydaje ciężko zarobione pieniądze w galerii handlowej – wtedy na zamknięte drzwi galerii sztuki nawet nie ma siły gwizdać.
Życie nie kończy się na sztuce. Czy się jednak od niej nie zaczyna? Jeszcze wczoraj uczestników życia artystycznego przygniatała nadprodukcja machiny sztuki bombardującej publiczność gradem biennale, wystaw, prac, performansów. Jeszcze wczoraj cierpieliśmy na syndrom FOAM. W najczarniejszych wyobrażeniach najbardziej znerwicowani FOAM-owcy nie wyobrażali sobie jednak, że ominie ich wszystko – bo wszystkie „wydarzenia zostaną anulowane”.
Totalne zawieszenie życia społecznego przyniesie nam wiedzę, której nie szukaliśmy, ale chcąc nie chcąc znajdziemy ją, ukrywając się w domach przed zarazą. Jak szybko pojawia się w człowieku głód artystycznych doświadczeń?
Czy czujecie już p