Wydarzenie zostało anulowane,  czyli sztuka na kwarantannie
i
Tehching Hsieh, Wikimedia Commons
Przemyślenia

Wydarzenie zostało anulowane, czyli sztuka na kwarantannie

Stach Szabłowski
Czyta się 9 minut

Wydarzenie zostało anulowane – to nowy i hegemoniczny nurt artystyczny ostatnich dni. I nadchodzących tygodni. Muzea są zamknięte, wernisaże odwołane, wystawy przełożone. Nie ma sztuki.

Czy da się bez niej żyć?

Jasne, bez problemu – kiedy otwarte są bary. Kiedy grają teatry, kiedy kusząco dudnią kluby, z kin dochodzi smakowity zapach popcornu i chrupek oblanych gęstym roztopionym serem, kiedy na siłowniach leje się pot – wtedy oko samo przymyka się na brak sztuki. Kiedy po ośmiu godzinach pracy człowiek przebija się przez zakorkowane miasto do domu, kiedy gna, żeby odebrać dzieci z przedszkola, kiedy po znojnym dniu wydaje ciężko zarobione pieniądze w galerii handlowej – wtedy na zamknięte drzwi galerii sztuki nawet nie ma siły gwizdać.

Życie nie kończy się na sztuce. Czy się jednak od niej nie zaczyna? Jeszcze wczoraj uczestników życia artystycznego przygniatała nadprodukcja machiny sztuki bombardującej publiczność gradem biennale, wystaw, prac, performansów. Jeszcze wczoraj cierpieliśmy na syndrom FOAM. W najczarniejszych wyobrażeniach najbardziej znerwicowani FOAM-owcy nie wyobrażali sobie jednak, że ominie ich wszystko – bo wszystkie „wydarzenia zostaną anulowane”.

Totalne zawieszenie życia społecznego przyniesie nam wiedzę, której nie szukaliśmy, ale chcąc nie chcąc znajdziemy ją, ukrywając się w domach przed zarazą. Jak szybko pojawia się w człowieku głód artystycznych doświadczeń?

Czy czujecie już p

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Przemyślenia

Miłość w czasach kwarantanny

Paulina Wilk

Podobno „Dżuma” Alberta Camusa sprzedaje się świetnie. Podobno nie ma mydła w Lidlu, papieru toaletowego w „biedrze”, a podawać ręki na powitanie już nie wypada.

„P” jak podobno. „P” jak paranoja i „p” jak plotka. Bo Dżumy brak na jakichkolwiek topkach, za to w kategorii bestsellerowych produktów książkopodobnych wciąż króluje Blanka Lipińska. Mydeł i rolek toaletowych zaś wciąż ci u nas dostatek. Swoją drogą intrygująca logika – co ma wspólnego globalny atak nowego wirusa z papierem toaletowym? Ano ma – budzi lęk, a ten zasila pragnienie zapanowania nad niekontrolowanym i ożywia dawne Polaków (i nie tylko!) niepokoje, nieuchronnie prowadząc do skojarzeń z PRL-em, wojną i kryzysem, czyli po prostu z czasami, gdy „w sklepach nie było niczego”. Najwyraźniej w pierwszym odruchu swych serc i rozumów przestraszyliśmy się nie samego wirusa, ale jego proceduralnych następstw, a w szczególności kwarantanny oznaczającej odcięcie od luksusu kupowania zbyt wielu (zbyt niepotrzebnych) rzeczy na przecenach, które to rzeczy będzie można następnie wyrzucić, oddać potrzebującym lub sprzedać na oeliksie, gdzie zaglądają tacy, co kupią wszystko, z papierem toaletowym włącznie. Bo dlaczego nie kupować, dopóki można? Polak, gdy może, to i potrafi.

Czytaj dalej