Z kłopotem jej było do twarzy
i
ilustracja: Daniel Mróz, rysunek z archiwum
Doznania

Z kłopotem jej było do twarzy

Marcin Wroński
Czyta się 3 minuty

Była anielsko śliczna. I diabelnie zrozpaczona. Gdy komisarz Maciejewski stanął w drzwiach jej apartamentu w Europejskim, ukradkiem wytarł zabłocony czubek buta o tył nogawki.

– Nieraz wzywano mnie do rozprutej kasy ogniotrwałej – powiedział, całując pachnącą dłoń. – Lecz pierwszy raz do kasy tak dobrze zamkniętej.

Uśmiechnęła się. Miała dystans, była damą. W podobnym tonie, chociaż znacznie bardziej prostacko, opisał ją wywiadowca Zielny, gdy referował sprawę komisarzowi. Ustnie, bo na oficjalny raport to się zupełnie nie nadawało.

Oto poprzedniego dnia w tym samym apartamencie zatrzymał się incognito sam minister spraw wewnętrznych, a z kimkolwiek miał tam przyjemność lub konferencję, to już nie Państwa sprawa. Niestety, wyjeżdżając, zapomniał zabrać z sejfu teczkę z dokumentami wagi państwowej, przysłana zaś po nie sekretarka najwyraźniej źle zanotowała szyfr.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Zielny zapytał naiwnie, czy nie byłoby lepiej zatelefonować do pana ministra. Efektowna posłanniczka spokojnie i cierpliwie, niczym dobra nauczycielka durniowi klasowemu, wytłumaczyła jednak tajniakowi, że nie rozumie powagi sytuacji. Po pierwsze, dokumenty pana ministra w ogóle nie powinny trafić do hotelowego sejfu, więc gdyby zwęszyli coś dziennikarze… Po drugie, ona osobiście nie życzyłaby wywiadowcy, aby pan minister usłyszał, że ktoś poznał tajemnicę jego niefortunnego zaniedbania. Lecz po trzecie, odzyskawszy dokumenty, na pewno zapyta o nazwiska funkcjonariuszy, którzy ze zrozumieniem traktują prawo, i sprawiedliwie się odwdzięczy.

– Proszę być spokojną, sejfem zajmie się bardzo dobry i dyskretny fachowiec. – Maciejewski jeszcze raz ucałował rączkę jak z obrazka. Usiedli na sofie tak blisko, że komisarza przebiegł prąd elektryczny. – Miałem przyjemność poznać pana ministra Raczkiewicza, gdy dostałem pochwałę za ujęcie Dusiciela z Uhruska. Pani jeszcze wtedy nie pracowała w jego gabinecie?

Istotnie, dostała tę posadę i pierwszy raz zobaczyła ministra dopiero w styczniu tego roku, ale z miejsca spotkała się z olbrzymim zaufaniem. Maciejewski rozumiał dostojnika, takie niebiańskie oczy nie mogły kłamać. I chętnie by dłużej w nie pozaglądał, lecz zapukano do drzwi i wszedł starszy dżentelmen pod muchą, obarczony torbą, w której pobrzękiwały metalowe narzędzia.

– Łaskawa pani pozwoli, Myszkowski, złodziej emerytowany. ­­– Ukłonił się i zajął robotą.

Zabawiana uprzejmą rozmową dama wyznała komisarzowi, że pan Rackiewicz wciąż jest kawalerem i prawdopodobnie policjant ma do czynienia z przyszłą panią ministrową. Maciejewski chciał wyrazić żal, że nie komisarzową, lecz w tym momencie cicho szczęknął rygiel i kasa pancerna stanęła otworem. Wewnątrz ujrzeli plik dokumentów związanych na kokardkę szpagatem.

– Tak, to te dokumenty, poznaję! – Sekretarka ucieszyła się i poderwała z sofy. – Tak samo zwykł wiązać prezenty. Pamiętam z przyjęcia bożonarodzeniowego w ministerstwie.

Maciejewski poderwał się również, podniósł delikatną rączkę do swych drżących ust… i wprawnym ruchem zapiął na niej obręcz kajdanek. Pan Myszkowski ukłonił się jakby nigdy nic, by niepostrzeżenie opuścić hotel.

– Skąd pan wiedział, że jestem agentką obcego wywiadu? – zapytała uprzejmie femme fatale, nie tracąc ani grama ze swej klasy.

– Z trzech powodów, madame – odparł salonowo komisarz. –

Oto one:

1. …………………,

2. ……………………………………,

3. ………………………………………………….*

* Uzupełnić atramentem sympatycznym.

 

 

ODPOWIEDŹ: 1. Według zeznania dokumenty powinny znajdować się w teczce, a okazały się związane szpagatem. 2. To nie korektorka „Przekroju”, ale nasza bohaterka pomyliła nazwisko ministra i zamiast Raczkiewiczem nazwała go Rackiewiczem. 3. Skoro rzekoma sekretarka pierwszy raz spotkała ministra w styczniu, to nie mogła być na ministerialnym przyjęciu bożonarodzeniowym. Jak po dziś dzień uczą na Łubiance: i pit´, i łgat´ nada umiet´.

Czytaj również:

Trup w płytkiej wodzie
Rozmaitości

Trup w płytkiej wodzie

Marcin Wroński

– Jezus Maria, policja! Kobietę zabili! – takie krzyki pewnego jesiennego przedwojennego wieczoru rozległy się na przedmieściu rozpełźniętym za rzeczką Czechówką. Czechówka wiosną podtapiała piwnice, latem dzieci grzecznie bawiły się nad jej brzegiem zdechłymi szczurami, niestety jesienią nie dostarczała żadnych atrakcji. Aż do teraz. Dlatego gdy posterunkowy Wójcik zaczął tłumaczyć gapiom, że nie zabili, tylko ukradli, i nie kobietę, ale tak zwany manekin damski, oczywiście nie dano mu wiary i zaraz doniesiono redakcji „Expressu”.

TRUP W PŁYTKIEJ WODZIE.* bm. elegancko, na czarno ubraną kobietę leżącą w rzece odkryli mieszkańcy przedmieścia Czechówka Górna. Tragedja! Kobieta nie żyła także dlatego, że jak ustaliło błyskawiczne dochodzenie policyjne, z zawodu była manekinem sklepowym w salonie mody „Paryżanka” przy Krak. Przedm. 18. Nieszczęsną, nie udzieliwszy pierwszej pomocy, funkcjonarjusze P. P. odwieźli do Wydziału Śledczego.

Czytaj dalej