Żałoba jak w komiksie
Przemyślenia

Żałoba jak w komiksie

Marcin Orliński
Czyta się 3 minuty

Pisząc o śmierci bliskiej osoby, można wpaść w pułapkę dosłowności albo ckliwości. Czy to przypadek Michała Szymaniaka? Nic z tych rzeczy. Dziury w policzkach, nowy tom wierszy młodego warszawskiego poety, to książka czuła, ale nie czułostkowa, inteligentna, ale nie przeintelektualizowana, zabawna, ale nieprzekraczająca granicy dobrego smaku. Sięgając po konwencję serialu, komiksu czy gry komputerowej, poeta oddala osobisty dramat. I choć w niektórych utworach widać, że to teksty w pewnej mierze autoterapeutyczne, autor aż do ostatniej strony zachowuje dystans i panuje nad emocjami.

To książka różnorodna pod względem formalnym. Mamy tu cały przekrój konwencji: od telewizyjnego serialu, przez poradniki i listy do redakcji, aż po język hip-hopu. Żadnej ciężkiej metafizyki, żadnej psychologii. Matka, nazwana w kilku wierszach „superstarą”, jawi się tu jako superbohaterka. Albo raczej: supergwiazda, jeśli wziąć pod uwagę podobieństwo brzmieniowe potocznego określenia „stara” i anglojęzycznego słowa „star”. Po zażyciu kryptonitu, owego fikcyjnego pierwiastka, znanego z komiksu o Supermanie, kobieta „zyskuje pelerynę i obcisły/kostium superbohaterki zyskuje umiejętność szybkiego reagowania/w kryzysowych sytuacjach pracy pod presją czasu szybkiego biegania/a nawet latania”. Pyta syna, czy odrobił lekcje, przygotowuje bigos. Codzienne czynności związane z prowadzeniem domu urastają tu do rangi nadludzkich działań. Tego jednego, największego problemu jednak nie rozwiąże – wyruszy więc na fotelu w ostatnią podróż, w morze, popijając rum z Jackiem Sparrowem, piratem i kapitanem statku z serii filmów Piraci z Karaibów.

Dziury w policzkach to zatem coś w rodzaju szalonej, ponowoczesnej mowy pogrzebowej. Bohater próbuje zamaskować śmierć, nadając jej niezbyt poważny, ale dzięki temu bardziej znośny kształt. I nawet wtedy, gdy oddaje głos matce, między wersy wkrada się ironia: „synu/umieram sobie właśnie/dali mi jakieś ostre dragi morfinę chyba/mam dobry lot”. Zauważmy: między owymi strasznymi słowami „umieram” i „właśnie” niczym kolorowa raca rozbłyska wyraz „sobie”. Dramat znowu się oddala, jakby umieranie było taką samą czynnością jak jedzenie śniadania albo oglądanie telewizji. A to wszystko okraszone rozmaitymi cytatami i odniesieniami literackimi. Na szczególną uwagę zasługuje pod tym względem utwór funeral emo rap, nawiązujący oczywiście do słynnego wiersza W.H. Audena Funeral Blues: „zatkajcie światłowody nie płynie nimi nic/nie ma ze mną ciebie w moim sercu głuchy glitch…”.

Książka Szymaniaka to jednak nie tylko literacka próba przepracowania żałoby. Poeta przypomina mimochodem, że w naszej kulturze śmierć wciąż jest tematem tabu i trudno o język, w którym można ze śmiercią paktować i w którym można ją oswajać. A że oswajać trzeba, chyba nie muszę nikogo przekonywać.

Czytaj również:

O czarnych dziurach
i
rysunek: Marek Raczkowski
Kosmos

O czarnych dziurach

Stephen Hawking

Mogą być użyteczne do pozbywania się śmieci lub niektórych znajomych – mawiał o czarnych dziurach jeden z ich głównych badaczy. Tu dzieli się refleksjami na temat swoich odkryć.

Nie można z zewnątrz stwierdzić, co się znajduje wewnątrz czarnej dziury, można jedynie poznać jej masę, moment pędu i ładunek elektryczny. Oznacza to, że czarna dziura zawiera mnós­two informacji, które są ukryte, niewidoczne dla zewnętrznego świata. Jeżeli ilość informacji ukrytej wewnątrz czarnej dziury zależy od jej rozmiarów, to z ogólnych zasad można wnioskować, że powinna mieć temperaturę i świecić jak rozgrzana metalowa kula. Jednak jest to niemożliwe, ponieważ, jak wszystkim wiadomo, nic nie może się wydostać z czarnej dziury. W każdym razie tak się wszystkim wydawało. Ten paradoks utrzymywał się do początków 1974 roku, gdy zacząłem badać zachowanie materii w sąsiedztwie czarnej dziury z perspektywy mechaniki kwantowej.

Czytaj dalej