Aldous Huxley to jeden z najbardziej inspirujących futurologów XXw. – pisarzy, którzy próbowali przewidzieć, jak będzie wyglądał nasz świat.
Opierając się na dostępnej wiedzy, obserwując trendy społeczne i postęp technologiczny, tworzyli fantastyczne obrazy przyszłości, która może kiedyś stanie się rzeczywistością. Wprawdzie to nauka, krocząc po twardym gruncie realizmu, powoli wyjaśnia nam tajemnice wszechświata i zapewnia postęp cywilizacyjny, ale wielka nauka wymaga wyobraźni. Potrzebuje wizji. Wizje te niekiedy są trafne, czasem zupełnie chybione, ale przeważnie inspirujące.
Huxley zaczynał karierę pisarską od dystopijnych obrazów człowieka hodowanego naukowymi metodami, wciśniętego w machinę korporacyjnego państwa i technologicznego koszmaru. Co ciekawe, ludzie pozbawiani byli uczuć i ambicji za pomocą środków chemicznych – leku soma (Nowy wspaniały świat, 1932). Wydaje się, że po doświadczeniach z meskaliną, naturalnie występującą substancją psychoaktywną wywołującą halucynacje, zmienił nastawienie do świata. Wrażenia z tego psychodelicznego eksperymentu opisał w eseju Drzwi percepcji (1954), który stał się swoistą „biblią” hipisów, co nie było zamierzeniem autora. Zarówno dzieło, jak i jego tytuł rozpoczęły własne życie. Na tym etapie Huxley pozostał wstrzemięźliwy w osądach przydatności społecznej środków halucynogennych. Komentarze ograniczał do sfery naukowej i nie wpadał w spirytualistyczną nadinterpretację czy euforię. Uważał, że tego rodzaju substancje przez wpływ na percepcję zmysłową mogą pomóc w zmianie interpretacji świata, przewartościowaniu życiowych priorytetów, wybiciu się z kolein codzienności. Zakładał jednak, że mogą być one jedynie formą wspomagania intelektu wymagającą wiedzy, wysiłku umysłowego i przygotowania. Nie upatrywał w nich metody wglądu do innego wszechświata, nie uważał za dobrą formę rozrywki, nie traktował jako sposobu na ucieczkę od rzeczywistości.
Jego ostatnie dzieło opisuje wizję utopijnej, idyllicznej wyspy, gdzie społeczeństwo żyje w zgodzie z naturą. Wyspiarze nie wpadają w spiralę nadmiernej konsumpcji, a rozwój duchowy i pełnię świadomości osiągają przez praktykowanie filozofii buddyjskiej, jednocześnie wspomagając medytację lekiem moksza pozyskiwanym z grzybów. Wydaje się, że Huxley w swojej wizji wyspiarskiego raju nie miał racji co do tego, że substancje psychodeliczne zapewnią ludzkości wspięcie się na wyższe poziomy świadomości i zmienią nasze społeczeństwa na lepsze. Choć na wszystkich kontynentach ludzie od wieków eksperymentowali z różnymi środkami, to póki co żadna z odkrytych przez nas substancji nie okazała się cudowną pigułką oświecenia. A ich nadużywanie, poza kontrolą społeczną, niestety zwykle prowadzi do kłopotów, kiedy to wytrącony z równowagi biochemicznej układ nerwowy stara się przeciwdziałać zmianom. Droga do oświecenia nie jest tak prosta, jak by się wydawało, wymaga czasu i wysiłku. A my, ludzie, jako część świata ożywionego jesteśmy ograniczeni nieubłaganymi prawami biologicznymi.
Poruszona w Wyspie kwestia tego, co uznajemy za lek, a co za narkotyk, jest fundamentalna dla współczesnego społeczeństwa, którego zdrowie fizyczne i psychiczne wspiera farmakologia. Klasyfikacja ta jest umowna, rozmyta, uwarunkowana kulturowo i zależna od sytuacji społecznej. Przykładowo, powszechny w kulturze zachodniej alkohol jest zakazany w wielu krajach, które jednocześnie dopuszczają do użycia substancje uznawane u nas za nielegalne. Podobnie jest z medycznym zastosowaniem marihuany – spór, zamiast pozostać w sferze medycznej, przeradza się nieomal w konflikty społeczne. Dlatego nauka stosuje neutralny termin „substancje psychoaktywne”, które definiuje jako cząsteczki chemiczne zmieniające działanie układu nerwowego. Jeżeli możemy te molekuły stosować w terapii zaburzeń u ludzi, zyskują one miano leków. Jeżeli stosowanie ich bez kontroli medycznej powoduje problemy, trafiają na niechlubną listę narkotyków. Czasem znajdują się na obu jednocześnie, tak jak leki opioidowe, które są doskonałymi środkami zwalczającymi ból, ale zarazem ich rekreacyjne zażywanie niesie znaczne szkody społeczne. Widać to na przykładzie epidemii nadużywania opioidów w Stanach Zjednoczonych.
Huxley zachował trzeźwy osąd tego, co zobaczył „oczami duszy” podczas stosowania pejotlu. Opisywał zmianę percepcji rzeczywistości i interpretacji świata, ale nie doszukiwał się w tych subiektywnych przeżyciach drzwi do wyższego wymiaru – przepustki do realnie istniejącego świata duchowego, gdzie wszystko jest spirytualistyczną jednością. Nie miała to być forma poznania rzeczywistości, natury boskiej czy odkrywania ukrytej struktury wszechświata, lecz tylko wgląd w funkcjonowanie ludzkiego umysłu. Z punktu widzenia neuronauki zachował się bardzo przyzwoicie – wiemy obecnie, że substancje te zmieniają funkcjonowanie mózgu na poziomie molekularnym i prowadzą do zakłócenia pracy neuronów. Oczywiście tych z nas, którzy chcą w psychodelikach szukać transcendencji, to nie przekona. To, co dla naukowców jest zaburzeniem, dla nich będzie uwolnieniem umysłu. Tu nauka jest bezradna, bo tego rodzaju twierdzenia są nie do obalenia. Nie da się naukowo dowieść nieistnienia świata duchowego, sfer niebieskich czy nieśmiertelnej duszy. Trzymając się jednak realizmu i tego, co możemy zbadać eksperymentalnie – wszystko wskazuje na to, że efektem działania substancji psychoaktywnych jest jedynie subiektywne odczucie generowane przez rozstrojoną sieć neuronalną w głowie użytkownika.
Huxley nie mylił się, przewidując, że środki psychoaktywne można wykorzystać w badaniu działania ludzkiego umysłu. Był świadkiem narodzin współczesnej psychofarmakologii – nauki o leczeniu psychiki ludzkiej substancjami chemicznymi. Jednak początkowa euforia lat 60., kiedy wydawało się, że jesteśmy o krok od odkrycia leków na wszelkie zaburzenia psychiczne, okazała się złudna. W szczególności stosowanie środków narkotycznych nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Dzisiaj mamy w arsenale psychiatrii szeroką gamę farmaceutyków, ale nadal nie znamy ani przyczyn, ani mechanizmów większości zaburzeń psychicznych. Widać to zwłaszcza na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia – pomimo intensywnych badań i ogromnych kosztów liczba nowych substancji zarejestrowanych jako leki jest znikoma. Schorzenia takie jak schizofrenia ciągle pozostają tajemnicze. Jednak w ostatnich latach coraz częściej w badaniach naukowych wraca się do kontrolowanego używania środków psychotropowych w celu zgłębienia funkcjonowania ludzkiego umysłu. Stosuje się je głównie do poznania tajemnic świadomości i mechanizmów chorób psychicznych. Tym razem na spokojnie, metodycznie, bez zbytecznej egzaltacji i przy wsparciu nowoczesnej technologii.
Huxley nie przewidział, jak potoczą się losy naszej cywilizacji. Obawiam się, że – choć to Wyspę nazywał dziełem życia – jednak bliżej prawdy był na początku swojej kariery, kiedy rozwój ludzkości wiązał z otępiającą soma, a nie z niosącą oświecenie moksza. A co do soma, to okazuje się, że nie muszą aplikować nam jej opresyjne rządy, ale dawkujemy ją sobie sami w postaci chemicznych używek lub elektronicznych gadżetów odsuwających nas od rzeczywistości i innych ludzi.