Zdobywcy białych zamków podpisują się na czarno
Doznania

Zdobywcy białych zamków podpisują się na czarno

Sebastian Frąckiewicz
Czyta się 12 minut

Pixação [wym. piszasą] to ostatnia, jeszcze nieskomercjalizowana dziedzina sztuki ulicznej, napędzana gniewem brazylijskich nierówności społecznych. Ale świat sztuki podjął już pierwsze próby, by ją trochę ugłaskać.

Wieczór w São Paulo, kilkunastopiętrowy nowoczesny budynek mieszkalny w dobrej dzielnicy – jeszcze czysty, jeszcze bez żadnych napisów. Trójka młodych chłopaków próbuje się na niego wspinać bez żadnych zabezpieczeń. Idzie im doskonale – rynna, balkon, jeden podsadza drugiego. Następnie koledzy wciągają tego, który został na niższym piętrze. W krótkim czasie pokonują balkon po balkonie, w końcu dostają się na najwyższe kondygnacje. Po chwili wyjmują spraye i smarują wielkie, czarne znaki przypominające celtyckie runy. Na ulicy zbiera się mały tłum, szybko przyjeżdża policja – to jedna z wielu spektakularnych scen filmowego dokumentu Pixo (2009), który przedstawia najbardziej radykalną odmianę miejscowej sztuki ulicznej zwanej pixação, gdzie tworzenie i wandalizm są organiczne i nierozłączne. Sami pixadores (tak o sobie mówią) uważają się za artystów. Policja, lokalne władze i większość mieszkańców traktują ich jak opętanych adrenaliną wandali. I jedna, i druga strona ma absolutną rację.

zdjęcie Marcos Ramos Enivo, Valparaiso, Chile, 2008 r.
zdjęcie Marcos Ramos Enivo, Valparaiso, Chile, 2008 r.

Pixação to po prostu wejście biednych dzieciaków do przestrzeni bogatych,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Zeszyt z rysunkami Berty Grünberg
i
zdjęcie: kadr z nagrania Aleksandry Panisko
Doznania

Zeszyt z rysunkami Berty Grünberg

Zbigniew Libera

Krakowskie Muzeum Narodowe ma w swoich zbiorach oprócz częściej lub rzadziej pokazywanych obrazów, rzeźb, rysunków i grafik także takie, których nie pokazuje się nigdy. Przypuszczam, że trochę nie wiadomo, jak te rzeczy wystawiać, ale brakuje też inicjatywy, która stworzyłaby odpowiedni pretekst do ich prezentacji. Przykładem niech będzie zeszyt z rysunkami Berty Grünberg.

Mogę o nim opowiedzieć, bo dzięki uprzejmości dyrekcji oraz kuratorów, korzystając ze specjalnych praw, miałem okazję go przeglądać (własnoręcznie, w rękawiczkach).

Czytaj dalej