„W ubiegły poniedziałek […] zostaliśmy otoczeni przez lody, które zamknęły statek ze wszystkich stron, pozostawiając mu ledwie odrobinę wodnej przestrzeni. […] wokół zalegała bardzo gęsta mgła. Około drugiej mgła się rozwiała – i oto ujrzeliśmy rozpościerającą się na wszystkie strony olbrzymią, nieregularną równinę lodową, która zdawała się nieskończona. […] dostrzegliśmy niski pojazd, osadzony na saniach, zaprzężony w psy. W saniach siedziała, popędzając psy, istota ludzkiego kształtu, ale wyraźnie ogromnej postury” [tłum. Paweł Łopatka]
– w ten sposób na środku lodowej pustyni, we współczesnej popkulturze pojawia się monstrum doktora Frankensteina. Powieść Mary Shelley jest nie tylko jednym z założycielskich tekstów literatury fantastycznonaukowej, ale także innego, niezwykle popularnego w XIX w. gatunku: prozy arktycznej.
Białe jądro ciemności
Frankenstein ukazuje się w Wielkiej Brytanii w 1818 r., gdy John Ross wraca z pierwszej naukowej wyprawy polarnej w poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego – morskiej drogi łączącej Atlantyk z Pacyfikiem wzdłuż północnych wybrzeży Ameryki. Arktyczne wyprawy budzą niezwykłe zainteresowanie opinii publicznej w Anglii, we Francji, w Stanach Zjednoczonych. Ich dowódcy natychmiast stają się sławni, ściągając tłumy na wykłady i odczyty. Wydawcy świetnie zarabiają na tym, co dziś nazwalibyśmy arktyczną literaturą faktu. Twórcy literackiej fikcji sięgają po obrazy i motywy ciągnących się po horyzont, pokrytych śniegiem i lodem, przypominających pustynię przestrzeni.
Amerykańska literaturoznawczyni Jen Hill w swojej książce White Horizon, badającej kultur