Lżejsza od swojego cienia to autobiograficzna powieść graficzna autorstwa Katie Green. Na 500 stronach autorka opowiada o anoreksji, braku samokontroli, molestowaniu i relacjach z otoczeniem. Wprawdzie komiks nie wytrzymuje porównania z takimi arcydziełami gatunku, jak Niebieskie pigułki Frederika Peetersa (mówiącym o HIV), Rycerze świętego Wita Davida B. (o epilepsji) czy Parenteza Elodie Durand (o guzie mózgu), ale przejść obok niego obojętnie to błąd.
Siłą historii Green jest weryzm, ale autorce udało się nie tylko przejmująco opowiedzieć o problemach, które były jej osobistym udziałem. Ze względu na dziennikarski charakter narracji i benedyktyńską dokładność w opowieści Lżejszą od swojego cienia można traktować jako swoisty podręcznik mogący pomóc zdiagnozować pierwsze oznaki wspominanych zjawisk u dziecka lub u samego siebie. Artystka nie koloryzuje, nie ucieka w nadmierną metaforykę (choć takie sceny też są), ale krok po kroku pokazuje, jak – wydawałoby się – normalna dziewczyna z normalnego domu może powoli stoczyć się w otchłań. I, co przerażające, jak ci, którzy mieli jej pomóc, wyrządzają jeszcze większe zło, osoba zaś, która skrajnie nie radzi sobie ze sobą, może dość sprawnie funkcjonować w społeczeństwie, czyniąc swoją chorobę prawie niewidoczną dla innych. Historia Katie ma też pozytywne strony – pokazuje siłę terapeutyczną pasji i wsparcia, dzięki którym można dać radę każdemu problemowi.
Na pierwszy rzut oka rysunki Green mogą wydać się zbyt subtelne, niewystarczające nawet na szybki storyboard. Tymczasem artystka celowo zdecydowała się na uproszczoną i szkicową kreskę oraz jednolitą, szarą kolorystykę. Koncepty postaci są dość zunifikowane. Efektem jest transparentny styl, który nie tylko nie odciąga uwagi od tego, co najważniejsze, czyli historii, ale też stanowi świetny szkielet dla narracji. Brytyjka studiowała animację i potrafi płynnie opowiadać obrazem. Dzięki temu 500 stron jej dzieła pochłania się błyskawicznie. Jeśli przegapiliście ten komiks, koniecznie naprawcie błąd!