Żyj lepiej dzięki algorytmom Żyj lepiej dzięki algorytmom
i
rysunek: Joanna Grochocka
Opowieści

Żyj lepiej dzięki algorytmom

Naomi Kritzer
Czyta się 15 minut

Wybierze film na wieczór i ubranie do pracy. Zmusi do wczesnego położenia się spać. Czy aplikacja w telefonie może uszczęśliwiać? 

Jako pierwsza z naszej gromadki wsiąkła w to June. Nic dziwnego – zanim ja i Margo odkryłyśmy Wordle, June grała w to od wielu tygodni. Kiedy spotkałyśmy się na cotygodniowym lunchu, wciąż sprawdzała telefon, więc pomyślałam, że to też jakaś gierka. W końcu jednak odłożyła urządzenie z uśmiechem i oznajmiła:

– Abelique mówi, że mam nie sięgać po telefon aż do końca lunchu.

– Kto? – spytała Margo.

– Taka nowa apka od lepszego życia.

– Bardzo podoba mi się koncepcja aplikacji mówiącej użytkownikowi, żeby częściej odkładał telefon. Dla własnego dobra – stwierdziła Margo z błyskiem w oku.

– Powinnyście spróbować! Pierwsze trzydzieści dni jest gratis!

– A potem co? Mam komuś płacić za to, by mi marudził, że za często używam telefonu?

– To coś więcej – powiedziała June i odgryzła kawałek tosta z tuńczykiem i serem. – Na przykład trzeba się zgłosić do okazjonalnego marudzenia innym, że powinni odłożyć telefon.

Roześmiałyśmy się z Margo, a June mocno się zarumieniła. Zauważyłam jednak, że nie tknęła telefonu aż do momentu, gdy zaczęłyśmy się szykować do wyjścia z baru.

***

Czasami człowiek usłyszy o czymś nowym i nagle widzi to wszędzie wokół.

Tak właśnie miałam z Abelique. Wszędzie wpadała mi w oko. A raczej w ucho, bo przecież nie zaglądałam ludziom przez ramię w ekrany smartfonów, za to słyszałam, jak o niej rozmawiają. Abelique kazała im zrobić na kolację zupę z małży. Zadała film do obejrzenia. Poleciła iść spać o dziewiątej. To ostatnie przykuło moją uwagę na tyle, że aż sprawdziłam apkę w Internecie. Według opisu w Wikipedii była to „kompleksowa aplikacja lifestyle’owa”. Niewiele mi to wyjaśniło.

– Moim zdaniem to sekta – stwierdziła Margo tydzień później, kiedy czekałyśmy na wolny stolik.

– To samo mówiłaś o Pokémon Go – wytknęłam.

– No dobra, ale z Pokémon Go żartowałam. A Abelique to naprawdę sekta. Ludzie się tam rejestrują, a potem robią, co aplikacja im każe.

– Do niczego nie może cię zmusić – odezwała się June, która zaszła nas od tyłu i usłyszała, o czym mówimy.

– Więc do czego cię wczoraj nie zmusiła? – spytała Margo. – Wystarczy z grubsza, June.

– Wieczorem wybrała mi nowy przepis. Jedzenie wyszło naprawdę pyszne. Potem podsunęła film, o którym nie słyszałam. Też był świetny. Później miałam rozmowę telefoniczną na dobranoc…

– Że co?

– No przecież nikt nie pójdzie spać tylko dlatego, że dostał powiadomienie z apki, więc jest i łańcuszek telefonów. Ktoś dzwoni do ciebie, a ty dzwonisz do kogoś.

– Trzeba używać telefonu jako telefonu? Odpada – stwierdziłam.

– Czyli zastanawiałaś się nad tym, żeby spróbować? – Zapaliła się June. – Powinnaś!

– Nie ufam niczemu, co ma trzydzieści dni gratis – odparłam. – Bo wiem, jaka jestem: zapomnę.

– Z Abelique nie zapomnisz. Zadzwonią, żeby ci przypomnieć – powiedziała June i obróciła się ku Margo. – Może ty spróbujesz, a potem to opiszesz?

Margo usiłowała się przebić jako niezależna dziennikarka od nowych technologii, kiedy akurat nie pisała tekstów marketingowych, żeby mieć na życie.

Teraz z irytacją palnęła się w czoło.

– Mam dosyć bycia freelancerką! Wciąż oferują mi pięćdziesiąt dolarów za tematy, do których sam research

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Oszustwo Oszustwo
i
Rudolf Ritter von Alt, „Salon in the Apartment of Count Lanckoroński in Vienna”, 1881, public domain via Wikipedia
Opowieści

Oszustwo

Zadie Smith

Dziwna przesyłka i dziura w bibliotece ekstraordynaryjnego XIX-wiecznego domu. Prezentujemy początkowy fragment powieści Zadie Smith „Oszustwo”.

Przed drzwiami stał umorusany chłopak. Na upartego może i dałoby się wyszorować go z brudu, ale z tych wszystkich pomarańczowych piegów już nie. Wyglądał na nie więcej niż czternaście lat, stał na wątłych, chwiejnych nożynach jak u marionetki i uparcie wychylał się do środka, nanosząc sadzę do korytarza. Mimo to kobieta, która otworzyła drzwi – łatwo popadająca w rozbawienie, wrażliwa na piękno – stwierdziła, że nie potrafi czuć do niego pogardy.

Czytaj dalej