Starodawna hawajska filozofia, która zmieni twoje życie i uczyni świat lepszym miejscem.
Świat wydaje się ostatnio przygnębiający, prawda? Bliski Wschód się wali, na Zachodzie szaleje ksenofobia. Chciwość, terroryzm, zmiany klimatu, przerażające wirusy, wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku – wszystko to sprawia, że człowiek chciałby się schować pod kołdrą i nie wychodzić z łóżka. No cóż, mogę tylko powiedzieć: aloha.
W trudnych czasach, takich jak obecne, ludzkość powinna sięgnąć do tej starodawnej hawajskiej filozofii. Większość Amerykanów sądzi, że słowo aloha znaczy „cześć”, „do widzenia” albo „miłość”. Słusznie – ale kryje się w nim też dużo, dużo więcej. Nieżyjąca już Haleaka Iolani Pule, hawajska historyczka i uzdrowicielka, mówiła, że aloha to „dostrzeżenie symbiotycznej relacji, która łączy cię z całym wszechświatem dookoła oraz znalezienie w nim swojej przestrzeni”.
Wiem, co sobie myślicie: brzmi to jak jakaś dziwaczna, newage’owa filozofia. Dajcie mi jednak szansę. Otóż z punktu widzenia nauk społecznych aloha ma całkiem solidne podstawy. Potrzeba tylko odrobiny wysiłku, żeby się do nich dostać.
Kiedy przeprowadziłam się na Hawaje, niespecjalnie rozumiałam aloha; sprowadzało się ono dla mnie do ogólnego wrażenia „sympatyczności”. „Wszyscy tu są strasznie mili” – powtarzałam mężowi. Na Hawajach kierowcy machają sobie w korkach ulicznych i nikt nie używa klaksonów (z wyjątkiem turystów), choć zatory drogowe w Honolulu należą do najgorszych w kraju.
„Jaka przemiła osoba” – myślałam o Carol, kasjerce w sklepie Safeway, która ze szczerym zainteresowaniem wypytywała, czemu kupuję ten, a nie inny płyn do mycia naczyń. Za sprawą aloha Carol świetnie orientowała się w preferencjach kulinarnych mojej nowej córki pochodzącej z Chin, nieformalnie adoptowanej w ramach hawajskiego zwyczaju hanai. Aloha tłumaczy też, dlaczego Carol dawała mi znać, ilekroć w sklepie pojawiały się mrożone placki ziemniaczane. Ja z kolei miałam szansę dowiedzieć się, że Carol poważnie uderzyła się w rękę i mogłam dołożyć się do prezentu oraz kartki z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia.
Cała ta „sympatyczność” stanowi bezpośredni skutek aloha. Mieszkańcy wyspy, która stała się moim nowym domem, mówią o „jeżdżeniu zgodnie z aloha”, „mówieniu zgodnie z aloha”, nawet o „korzystaniu z siłowni zgodnie z aloha”, co – jak informuje plakat w moim klubie – oznacza dzielenie się sprzętem i wycieranie go po każdym użyciu.
Aloha wyraża się w mocnym pocałunku na powitanie, w szczerym zainteresowaniu drugim człowiekiem, w hawajskiej tradycji prowadzenia przyjacielskich, osobistych rozmów przy każdej okazji. Tego rodzaju zwyczaje bywają dla ludzi z zewnątrz zaskakujące (a niekiedy irytujące). Osoby z wielu kultur nie lubią przecież być całowane przez obcych, a kiedy się spieszysz, pogawędka z kasjerem na poczcie wypytującym cię szczegółowo o syna, do którego wysyłasz paczkę, może doprowadzić niemal do szału.
Jednak wszystkie takie praktyki – i aloha, stanowiąca ich podstawę – zmuszają do nawiązywania więzi. Kiedy zaś masz silne więzi, trudniej jest ci kierować się skądinąd bardzo ludzkim instynktem nakazującym dążyć do korzyści dla siebie i swojej rodziny kosztem innych. Co więcej, aloha łączy też ludzi ze światem naturalnym: wpisuje jednostkę w szeroki kontekst obejmujący zwierzęta, rośliny i Ziemię.
Z biegiem czasu zaczęłam lepiej sobie uświadamiać, jak silnym konstruktem społecznym jest aloha. Pozwala ona poskromić pragnienie zaspokajania interesu własnego kosztem delikatnej równowagi życia. Pomaga nam się dogadywać – a przecież na gęsto zaludnionej wyspie o niesamowicie zróżnicowanej populacji dogadywanie się stanowi warunek niezbędny przetrwania.
Aloha pozwalała hawajskim społecznościom kwitnąć przez tysiące lat, choć społeczności te, często niezwykle wyrafinowane, żyły na niewielkich wyspach i dysponowały ograniczonymi zasobami. Poza tym aloha nie traci swojej mocy nawet wówczas, gdy wszystko wydaje się zupełnie okropne. Ba, zwłaszcza wtedy.
Haleaka Iolani Pule wspominała rozmowę ze swoją babcią na temat „odkrycia” Hawajów przez kapitana Jamesa Cooka w XVIII w., co było początkiem końca suwerenności rdzennych mieszkańców i poruszyło lawinę tragicznych wydarzeń. Spytała babkę, jak udało jej się pogodzić koncepcję aloha z okropnymi krzywdami wyrządzonymi hawajskim społecznościom. Stara kobieta odpowiedziała: „Jak inaczej świat ma się dowiedzieć o aloha? Cóż innego mogłoby nam przypomnieć o naszym wrodzonym instynkcie kochania bezwarunkowo?”.
No więc tak. Świat wydaje się obecnie naprawdę przygnębiający. Jednak dopóki działają praktyki społeczne rozwinięte, by pomagać ludziom w przetrwaniu, dopóty nadzieja nie znika.
Aloha.
Tłumaczył Jan Dzierzgowski
Tekst ukazał się w amerykańskim tygodniku „The Week” 8 kwietnia 2016 r.