Okazywanie współczucia i codziennie praktykowana życzliwość poprawia kondycję organizmu, a nawet wydłuża życie. Spróbuj!
Życzliwość to cnota ze wszech miar godna podziwu. Co więcej, służy również… zdrowiu. To dlatego, że okazywanie innym osobom współczucia pozwala zresetować nasze wyczerpane układy nerwowe i reaktywować ustawienia początkowe, czyli wrócić do naturalnego „stanu spoczynku”.
Twój stres szkodzi innym
James Doty, profesor Stanford University i autor książki Mózg i serce – magiczny duet. Prawdziwa historia neurochirurga, który odkrył tajemnice ludzkiego umysłu i sekrety serca, twierdzi, że układ nerwowy nie może funkcjonować właściwie, jeśli nieustannie jest w „trybie zagrożenia”. A my żyjemy w ciągłym biegu, napędzani adrenaliną. „Tryb zagrożenia” to dla nas norma. Ów codzienny stres stanowi źródło wielu chorób. W reakcji na niego nasze ciała uwalniają białka powodujące stany zapalne. Prowadzi to do spadku wydolności układu odpornościowego odpowiedzialnego za walkę z chorobotwórczymi bakteriami czy wirusami.
Ale nieustanne przeciążenie układu nerwowego spowodowane szybkim tempem życia sprawia też, że pochopnie (i często bardzo surowo) oceniamy innych, jesteśmy mniej skorzy do empatii czy współczucia. My „zarażamy” stresem innych, a oni nas. Ciało reaguje obniżoną odpornością i koło się zamyka.
Opuść tryb zagrożenia
Tymczasem zdolność odczuwania i okazywania współczucia może mieć istotny wpływ na organizm. Profesor Doty wyjaśnia to na łamach magazynu „Uplift”: „Kiedy ktoś podejmuje działanie, kierując się współczuciem, ma to niezwykle ważne i pozytywne skutki dla jego fizjologii. Sprawia, że człowiek wychodzi z »trybu zagrożenia«, przestawiając się na tryb spokojnego przetwarzania rzeczywistości. Następuje wówczas zmiana sposobu, w jaki reagujemy na wydarzenia”.
Według Doty’ego możemy powstrzymać odruchowe reakcje wynikające ze strachu, lęku czy stresu. Współczując, działamy z większym namysłem. Stajemy się skuteczniejsi i bardziej twórczy.
Potwierdziły to badania przeprowadzone na Emory University. Wykazano w nich, że regularne dobre uczynki oraz praktykowanie medytacji współczucia mogą obniżyć poziom negatywnych interakcji neuroendokrynnych w mózgu (czyli interakcji między układami nerwowym a hormonalnym).
Układ współczulny a przywspółczulny
Kiedy przełączamy się na układ przywspółczulny (co dzieje się, ilekroć robimy coś z powodu współczucia), przestaje nami kierować układ współczulny, któremu – ze względu na intensywny tryb życia – podlegamy przez większość czasu. Zmiana ta powoduje, że rośnie zmienność rytmu zatokowego, czyli serce zaczyna sprawniej pracować. Przekłada się to na lepsze funkcjonowanie układu odpornościowego i skuteczniejsze zwalczanie infekcji oraz chorób.
Warto jeszcze wspomnieć o telomerach, które strzegą informacji genetycznej zawartej w chromosomach, chroniąc je podczas podziału komórki. Za każdym razem, kiedy chromosom się replikuje – co dzieje się przy każdym podziale komórki – telomer ulega skróceniu, aż wreszcie staje się zbyt krótki i nie może pełnić swojej funkcji. Komórka przestaje się wówczas dzielić i umiera. Im szybciej więc skracają się telomery, tym szybciej postępuje proces starzenia się.
Tymczasem badania Doty’ego wykazały, że wśród długookresowych pozytywnych skutków życia pod kontrolą przywspółczulnej części układu nerwowego (czyli w „stanie spoczynku”) jest wydłużanie się telomerów. Zatem – teoretycznie – dobroć i współczucie mogą spowolnić procesy starzenia się niektórych komórek ciała.
Zbawienny stan spoczynku
Okazywanie współczucia może spowodować przejście z „trybu zagrożenia” do „stanu spoczynku”, ale i doświadczanie dobroci ma zbawienny wpływ na nasze organizmy. Stephanie Brown ze Stony Brook University dowiodła, że prowadzi ono do ogromnej poprawy dobrostanu psychicznego i fizycznego.
Łatwo wyobrazić sobie reakcję łańcuchową, którą może wywołać taka fala dobra. A zatem, skoro możemy być, kim tylko pragniemy, bądźmy życzliwi. Dla zdrowia i ku pożytkowi wszystkich istot!
Pierwotnie tekst ukazał się na stronie Big Think.