Do czterdziestki wiódł żywot zupełnie zwyczajny. Apolinary Tarnawski pochodził z wielodzietnej rodziny, wcześnie stracił matkę. Został lekarzem, bo zawód ten gwarantował wówczas stabilne dochody.
Niczego mu nie brakowało, mógł czerpać z życia garściami. I czerpał zachłannie. Tytoń, mięsiwa, alkohol – od rana do wieczora. Ale tylko do czterdziestki. Potem organizm powiedział „dość”. Konieczne były „kuracyje”, szalenie wtedy popularne.
Zainteresowanie wyjazdami do miejscowości uzdrowiskowych nasilało się na ziemiach polskich już od połowy XIX w. Natalia Tarkowska, autorka poświęconej im Lecznicy narodu, podaje konkretne liczby. W 1885 r. frekwencja w zdrojowiskach i uzdrowiskach wynosiła 20 tys. osób, a 20 lat później dwukrotnie więcej. W 1934 r. z leczenia w takich miejscach korzystało już 450 tys. osób. Kuracjusze mieli do wyboru ponad 400 placówek, w tym jedną stworzoną przez niego.
Zakład Przyrodoleczniczy Apolinarego Tarnawskiego nie powstałby, gdyby nie jego własne problemy ze zdrowiem. Lata ekscesów osłabiły żołądek. Bóle doprowadzały do szaleństwa. Podobno Tarnawski rozważał nawet samobójstwo. Lekarstwem okazał się umiar. Do końca swojego długiego życia pozostał jego najzagorzalszym orędownikiem.
Lecznica doktora Tarnawskiego mieściła się w maleńkim Kosowie na Huculszczyźnie, na terenie dzisiejszej Ukrainy. Istniała, z przerwami, od 1887 r. aż do wybuchu drugiej wojny światowej. Podobnych ośrodków funkcjonowało już w tym czasie kilka: w Żegiestowie, Morszynie, Wysowej. Były to z reguły placówki niewielkie, przeznaczone dla kilku pacjentów. A lecznica Tarnawskiego przyjmowała w czasach świetności pół