
Wsiadając z nartami do tramwaju w styczniowy sobotni poranek, czuję na sobie wzrok niemal każdego z pasażerów. Nie przejmuję się – w nocy spadło kilkanaście centymetrów śniegu, a mnie udało się wypożyczyć ostatnie narty biegowe, które razem z kijkami ściskam w ręku.
Wysiadam na przystanku przy Lasku Bielańskim na północy Warszawy, mróz przyjemnie szczypie w twarz. Przypinam do butów wąskie, długie deski i wykonuję kilka rozgrzewkowych ćwiczeń – chyba wszystko działa, można ruszać…
Polska nie skacze, Polska biega
To właśnie narciarstwo biegowe zamiast skoków powinno być polskim zimowym sportem narodowym. Zwykłemu śmiertelnikowi trudno w wolnej chwili jechać na skocznię narciarską i naśladować wyczyny Kamila Stocha, ale zapiąć narty i przebiec na nich kilka kilometrów może każdy.