Medycyna chińska skupia się na leczeniu całego organizmu. Traktuje ciało ludzkie jak mikrokosmos. Jeśli jeden element się zepsuje, szwankuje wszystko. To podejście holistyczne, znane od tysięcy lat, teraz inspiruje medycynę zachodnią. Coraz mocniej wybrzmiewa, że na leczenie wpływ mają psychika, pogoda i dieta.
Chińska medycyna bywa traktowana na Zachodzie raczej jako ciekawostka niż pełnowartościowa medyczna terapia, kojarzy się zazwyczaj z akupunkturą i masażem (akupresurą). Bez wątpienia wymienione elementy faktycznie zajmują ważne miejsce w chińskiej sztuce leczenia, jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. Licząca sobie podobno nawet 5 tys. lat tradycyjna medycyna chińska (ang. Traditional Chinese Medicine – TCM) jest rozległą wiedzą łączącą różne dziedziny, a proponowane terapie uznawane są za skuteczne.
Edward Kajdański – urodzony w Harbinie na terenie dawnej Mandżurii polski pisarz i dyplomata – w jednej ze swoich książek przytacza historię z życia Suna Simiao (541/581–682), uważanego za najwybitniejszego lekarza w historii Chin. Zachwala ona mistrzostwo, jakie osiągnęli chińscy lekarze w diagnozowaniu pacjenta z pulsu. Sun mieszkał w górach i prowadził życie pustelnicze. Pewnego razu cesarz Taizong wezwał go na swój dwór – miał zbadać cesarzową, ale nie wolno mu było jej dotknąć ani nawet zobaczyć. Jedyne narzędzie, jakiego mógł użyć, stanowiła jedwabna nić, za pomocą której powinien wyczuć tętno siedzącej za parawanem kobiety. Przekorna cesarzowa najpierw przytwierdziła nić do nogi stołu, później do łapki swojego psa. Lekarz poznał się na obu podstępach, więc badana w końcu dała za wygraną i przywiązała koniec sznurka do nadgarstka. Na podstawie jej tętna Sun wyczuł, że kobieta jest w ciąży.
Brzmi nieprawdopodobnie? Być może, ale Marek Kalmus – założyciel i dyrektor Instytutu Medycyny Chińskiej i Profilaktyki Zdrowia, honorowy prezes Polskiego Towarzystwa Tradycyjnej Medycyny Chińskiej – uważa, że medycyna chińska rzeczywiście potrafi zdziałać cuda tam, gdzie zachodni lekarze rozkładają ręce. „Z medycyną chińską zetknąłem się pierwszy raz w Tybecie, zimą 1986 r. Utraciłem ponad 10 litrów płynów w kilka godzin, a brak infrastruktury wykluczał możliwość wezwania pogotowia. Moi towarzysze podróży znali medycynę chińską i gołymi rękami wyciągnęli mnie ze stanu agonalnego, bez leków i kroplówki, co z punktu widzenia medycyny zachodniej jest nie do pojęcia. Dzień