Ćwiczenia z umierania Ćwiczenia z umierania
Pogoda ducha

Ćwiczenia z umierania

Wilhelm Schmid
Czyta się 7 minut

Tego dnia nie będzie pracował. Rankiem medytacja i łagodna kawa, potem obiad z synem, czytanie z córką i wizyta w zoo. I jeszcze myśl o tym, że życie było piękne. Tak swój ostatni dzień wyobraża sobie niemiecki filozof Wilhelm Schmid. A ty, jakie masz plany?

Gdy się starzejemy, naszym zyskiem może być stan wewnętrznego spokoju. Jednym z kroków na drodze do jego osiągnięcia jest odpowiednie nastawienie do zbliżającego się kresu życia. W podeszłym wieku częściej konfrontujemy się ze śmiercią innych osób. Przejmujemy się nią, czasami nawet bardzo, i przyłapujemy się na myśli: on (albo ona) ma to już za sobą. Jeśli nasi rodzice odeszli z tego świata, od ich śmierci staje się dla nas jasne: teraz my stoimy na linii frontu bez bufora między tu a tam.

Głębokie wrażenie wywarła na mnie moja matka, spokój ducha towarzyszący jej w podeszłym wieku i w obliczu śmierci. W tym krytycznym dniu, kiedy było wiadome, że odejdzie, powiedziała:

– Wiem, dokąd idę.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Nie miała wątpliwości, że znów zobaczy ukochanego męża – mojego ojca, który zmarł przed laty.

To on miał w zwyczaju mówić:

– Poczekamy ze śmiercią, ile się da.

Na łożu śmierci powiedział do mojego rodzeństwa, które towarzyszyło mu w ostatnich chwilach:

– Pokażę wam teraz, jak się umiera.

Zmarł w wieku osiemdziesięciu czterech lat, matka w wieku osiemdziesięciu ośmiu. Moi dziadkowie żyli jeszcze dłużej. Czy będzie mi dany podobnie długi czas?

Motywujący limit

Istota ludzkiego życia nie jest znana, podobnie jak istota śmierci. Możemy ją interpretować, ale nie rozumiemy jej natury. Prawdopodobnie właśnie to tak bardzo nas niepokoi. Odpowiednie zinterpretowanie śmierci może podziałać uspokajająco. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zinterpretować ją jako zdarzenie, które nadaje sens życiu. Ponieważ wyznacza jego kres, sprawia, że nabiera ono wartości. Cenimy to, do czego mamy ograniczony dostęp, dlatego kamienie szlachetne są cenniejsze niż kamienie polne. Staramy się w tym krótkim czasie, jaki jest nam dany, zgromadzić jak najwięcej kamieni szlachetnych, czyli pięknych chwil. Brak świadomości, że nasza egzystencja ma kres, mógłby spowodować, że poświęcalibyśmy uwagę kamieniom polnym, a jedna szara chwila następowałaby po drugiej.

Przyznany limit czasowy motywuje do wysiłku, aby uczynić życie bardziej wartościowym – w takim stopniu, w jakim jest to możliwe. Gdyby dało się ów limit powiększać w nieskończoność, z pewnością wielu ludzi czekałoby nieskończenie długo, by zacząć żyć naprawdę. Bo po co zadawać sobie trud i realizować swój twórczy potencjał, po co nawet wstawać rano z łóżka, jeśli można wszystko wiecznie odkładać na później?

Czy śmierć też może umrzeć? W 2009 roku Nagroda Nobla z dziedziny medycyny została przyznana naukowcom, którzy odkryli funkcję t e l o m e r ó w w komórkach żywych istot (gr. telos – koniec; meros – część). Telomery tworzą na końcach nici DNA swego rodzaju osłonę, która umożliwia podział komórek. Telomer skraca się po każdym podziale komórki, wreszcie znika.To telomery odpowiadają więc także za starzenie się organizmu i jego śmierć. Telomery może regenerować enzym młodości – telomeraza. Dzieje się tak w naturalny sposób w komórkach macierzystych, które dzięki temu są praktycznie nieśmiertelne. Preparaty z telomerazą mogłyby powodować regenerację telomerów. Przeprowadzono do tej pory wystarczająco wiele doświadczeń na zwierzętach i na pewno nie trzeba będzie długo czekać na doświadczenia na ludziach. Czyż skuteczna kuracja odmładzająca nie była naszym marzeniem od zarania dziejów? W czym zatem tkwi szkopuł? Na przykład istnieje ryzyko, że telomeraza spowodowałaby niekończące się podziały komórek rakowych.

Śmierć uparcie pragnie pozostać przy życiu. Gdyby dawno temu w procesie ewolucji nie okazało się, że jest potrzebna, już by jej nie było. Jednostki muszą przeminąć, żeby całość mogła trwać. Dotyczy to nie tylko mnie, lecz każdego człowieka, każdej żywej istoty. Ludzie uważają, że śmierć jest pozbawiona sensu, ale stwarza ona miejsce dla następnych pokoleń, które będą wyposażone w geny po przodkach ułożone w nowych konfiguracjach. Nasi potomkowie z werwą, której nam w podeszłym wieku zabrakło, w innowacyjny sposób rozwiążą stare problemy lub – tak jak my – poniosą klęskę w konfrontacji z nimi. Pod względem ewolucyjnym ten model jest skuteczniejszy niż niekończąca się reprodukcja identycznych pierwotniaków.

Koniec świata, chociaż tylko dla mnie

W dzisiejszych czasach nawet śmierć została „zmodernizowana” i człowiek może zadecydować, jak umrze. Ja chcę, żeby – w miarę możliwości – śmierć po prostu mnie zabrała, jak to się działo w dawnych czasach. Na wypadek, gdyby doszło do komplikacji, do których nie mógłbym się ustosunkować, poproszę zawczasu moją rodzinę, żeby podjęła decyzję za mnie. Zna mnie i wie, czego bym sobie życzył w razie nieoczekiwanego obrotu spraw. Inni zostawiają dokładne wskazówki, nie mogą jednak przewidzieć każdej ewentualności. […]

Należałoby zawczasu myśleć o śmierci, szczególnie że w dzisiejszych czasach istnieją nowe możliwości jej spowodowania. Od czasów Pitagorasa (VI wiek p.n.e.) myślenie o niej było ćwiczeniem filozoficznym, choć przeprowadzano je z innych powodów. Chodziło o to, by często spoglądać za siebie z perspektywy wyimaginowanej ostatniej chwili, oceniać własne życie i ewentualnie kierować je na nowy tor. Sam często myślę o ostatnim dniu, ostatniej godzinie, ostatnim momencie przede wszystkim wieczorem przed zaśnięciem albo przy okazji drzemki w ciągu dnia. Z pewnością ten moment nastąpi, nie wiadomo tylko, jak będzie wyglądał. Nie da się przewidzieć, gdzie i jak w końcu się wydarzy, nawet jeśli zostałby zaplanowany. Czy mogę go sobie wyobrażać? Po co? Żeby przestać się go bać? Na razie nie udało mi się pozbyć lęku. Śmierć nadal mnie przeraża. Po cóż więc? Otóż po to, żebym oswoił się z myślą, że istnieje coś tak kuriozalnego, i żebym zrozumiał, co jest dla mnie ważne w obliczu śmierci.

Wyobrażam sobie, że śmierć będzie końcem epoki, a nawet końcem świata, chociaż tylko dla mnie. Niech ta ostatnia chwila przyjdzie w zwykły, powszedni dzień, taki, jak lubię. Tylko że tego dnia nie będę pracował. Rankiem jak zawsze krótka medytacja w łóżku, coś w rodzaju modlitwy do niematerialnej siły wyższej. Po długim prysznicu skosztuję samodzielnie przygotowanej mieszanki płatków śniadaniowych i przejrzę gazetę. Potem odwiedzę jedną z moich ulubionych kawiarni. Tego dnia zajrzę do tej, w której proponują trzydzieści, czterdzieści rodzajów kawy. Wybiorę jakąś łagodną, choćby ekwadorską vilcabambę z doliny stulatków. Bardzo bym się cieszył, gdyby udało mi się dożyć podobnie sędziwego wieku. Do kawy zamówię ciasto z wiśniami, chociaż zazwyczaj nie pozwalam sobie na takie fanaberie. Pozostanie mi jeszcze czas na wizytę u bliskich krewniaków gatunku, do którego w tym życiu należałem: odwiedzę małpy w zoo i znów będę się dziwił, jacy jesteśmy do nich podobni i jak drobne początkowe różnice spowodowały tak dużą odmienność. Do powstania homo sapiens przyczyniły się tęsknota naszych zwierzęcych przodków za zmianami, która sprawiła, że rozeszli się po świecie, oraz ich prężność, dzięki której potrafili wykorzystać szanse oferowane im przez życie.

Wszystko to zrobię sam; potem przyjdzie kolej na moją rodzinę. Z dwoma starszymi synami, rodzeństwem i najbliższymi przyjaciółmi pożegnałem się już telefonicznie. No dobrze, nie powiedziałem tego wszystkiego wprost. To straszne – rozmawiać z kimś po raz ostatni i na dodatek o tym wiedzieć… Wiele razy przeżyłem coś takiego. Z najmłodszym synem zjem po raz ostatni konkretne męskie danie z Bawarii, moich ojczystych stron, o wiele skromniejsze jednak niż ostatni posiłek – le dernier repas – o którym w 1964 roku śpiewał Jacques Brel. Mam nadzieję, że rychłość pożegnania nie odbierze nam apetytu; jak przystało na rodzinę filozofa, nieraz rozmawialiśmy o śmierci. Z córką przeczytam jeszcze raz po angielsku, tak jak lubi, Wachlarz Lady Windermere Wilde’a.

Podobnie jak Wilde żałuję tylko tych grzechów, których nie popełniłem. Może mam na sumieniu za mało szaleństw, za to spędziłem wiele lat z ukochaną kobietą i razem czyniliśmy wiele pięknych rzeczy. Tak właśnie powinny wyglądać ostatnie godziny: niech wieczór należy do nas. Razem zaśniemy i mam nadzieję, że nie zapomnę powiedzieć, a przynajmniej pomyśleć, że to było bardzo piękne życie. Albo użyć słów, które często cisnęły mi się na usta: „Dziękuję, Panie, że podarowałeś mi tak wiele piękna!”.

„Panie”? Kogo mam na myśli? Nie wiem. Zawsze mi się wydawało, że istnieje coś potężnego, co najpierw dało mi życie, a potem mnie prowadziło. Czy to siła kosmiczna? Nawet gdyby tak było, zakładam, mówiąc niezbyt poważnie, że wie, co robi. To tylko myśl: wyobrażam sobie, że opływa mnie i unosi bezbrzeżne morze, które sięga daleko, poza moje życie. I że to wszystko może się zdarzyć ponownie. Bo często tak bywa: gdy zamyka się jakaś przestrzeń, otwiera się nowa.


Fragment książki Wilhelma Schmida Spokój ducha. Co zyskujemy z wiekiem wydanej nakładem Grupy Wydawniczej Foksal. ­T­ytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

 

Czytaj również:

A teraz zniknę! A teraz zniknę!
i
zdjęcie: Vincenzo Cottinelli
Wiedza i niewiedza

A teraz zniknę!

Paulina Wilk

Szczęśliwi mogą na koniec powiedzieć: żyłem w pełni i tak, jak chciałem. Ale Tiziano Terzani podniósł poprzeczkę ­– pokazał, jak pięknie i treściwie umrzeć.

Ustalenia są takie: kiedy nadejdzie moment, skontaktujecie się z Zielonym Krzyżem, przyjadą dyskretnie do domu, żeby zrobić, co trzeba. Jak wiecie już od jakiegoś czasu, chcę być skremowany i proszę, by trumna była najprostsza, jak to tylko możliwe, najlepiej z desek. Zostanę zaniesiony w niej do kapliczki, skąd jak najszybciej, bez litanii, śpiewu, przemówień, ale w ukochanej przeze mnie ciszy zaniesiony zostanę do pieca kremacyjnego, z którego wyjdę prochem w prostej urnie, która zostanie przekazana być może rodzinie. Tak wrócę na ziemię Orsigni. Chcę, aby tak się stało. Zróbcie wszystko, żeby tak było. Dziękuję i pośmiejcie się dobrze. Ściskam Was”.

Czytaj dalej