Zna ją cała Polska. Ma słodko-kwaśny smak i pomarańczowy kolor. Przed Państwem Jej Smakowitość Mirabelka.
Mokra i soczysta żółć na chodniku pod nogami. Rozdeptane kuleczki widzę co roku u mnie na Rejtana, bliżej Puławskiej. Sama nieraz nadepnęłam na owoc.
Nalewka Zbyszka Sierszuły z mirabelki żółtej, z mirabelki czerwonej, z mirabelki czarnej to co innego. Szlachetny smak, czas zamknięty w szkle, harmonia.
Niepozorna wspaniałość
Śliwa mirabelka Prunus domestica subsp. syriaca rośnie w całej Polsce, często w miastach, zwykle dziko. Jej nazwa pochodzi od łacińskiego słowa mirabilis i znaczy „wspaniała”. Lekceważona i uwznioślana jak chyba żaden inny owoc.
Słodko-kwaśne w smaku owoce mirabelki o specyficznym aromacie wyglądają jak maleńkie pomarańczki. Są bogate we fruktozę, w glukozę oraz sacharozę, a także witaminy: C, E, K i B6, prowitaminę A, wapń, potas, żelazo, fosfor, magnez, polifenole, błonnik, pektyny oraz garbniki.
Mirabelka jest przysmakiem i symbolem dostatku w Lotaryngii, gdzie przerabia się ją na wina, konfitury i dżemy od czasów średniowiecza, gdy zaczęto kultywować sady mirabelkowe w tym regionie. Słynna jest lotaryńska śliwowica, destylat z mirabelek. W ostatnim tygodniu sierpnia w Metz, stolicy regionu, odbywa się Święto Mirabelki. Festiwal trwa dwa tygodnie i przyciąga nawet 80 tys. gości biorących udział w kolacjach, pokazach tańców ludowych, koncertach i paradach – z mirabelką w roli głównej. To wspaniały przykład tego, jak można zbudować kulturę regionu, wybierając na jego symbol lokalny produkt – w Polsce podobną bohaterką jest np. suska sechlońska w Małopolsce czy truskawka kaszubska (kaszëbskô malëna) na Pomorzu.
Dzięki owocowi opowiada się historie, buduje społeczność, wzmacnia walor turystyczny miejsca i sięga do tradycji za pomocą najprostszego sposobu – słodyczy w ustach.
Rwać czy podnosić?
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby samodzielnie zbierać mirabelki. Trzeba jednak uważać, bo te rosnące przy ulicy czy szosie mogą zawierać metale ciężkie. Lepiej zrywać owoce z drzew w sadach, przy wiejskich dróżkach, z dala od przemysłu i spalin.
Mirabelka sprawdzi się nie tylko w słodkich przetworach, lecz także w sosach do mięs (w kuchni gruzińskiej przygotowuje się z tej odmiany śliwki znany w świecie smakoszy słodko-pikantny sos tkemali), kiszach z kozim serem, zapiekankach z serem pleśniowym i ziemniakami czy batatami. Dzięki temu niepozornemu dodatkowi dania zyskują jednocześnie słodką i kwaśną nutę. Mirabelki można też suszyć i dodawać do musli czy granoli.
Mistrz nalewek, Zbigniew Sierszuła, do swoich trunków używa wyłącznie mirabelek, które spadły z drzewa. Uważa, że rwane nadają się jedynie na kompot.
W Polsce występują dwa gatunki tych owoców. Pierwszy to „Mirabelka z Nancy” – stara odmiana, uprawiana od ponad 400 lat, nazywana francuską. Jej owoce i miąższ są soczyste, złotożółte, z tzw. pomarańczowym rumieńcem; cechują się przełamanym słodko-kwaśnym smakiem. Dojrzewa na przełomie lipca i sierpnia. „Mirabelka Flotowa” – sprowadzona do nas z Austrii – jest spotykana głównie w rejonach południowej Polski. Ma bardzo małe, żółte owoce z intensywnym białawym nalotem. Miąższ jest niezbyt soczysty, kwaskowy i ciut słodki, lekko aromatyczny i smaczny. Zbiory zaczynają się w połowie sierpnia.
Podróż gałązki
Hanna Krall w reportażu Obecność (z tomu Fantom bólu) opisała drzewko mirabelki rosnące między Wałową, Franciszkańską i Nalewkami (obecnie Andersa) w Warszawie. „Mirabelka próbowała odejść. Pochyliła się i wyciągnęła przed siebie gałęzie. Gotowa do podróży, wysunęła korzenie z ziemi. Nowi mieszkańcy otoczyli pień stalową obręczą i umocowali linami. Mirabelka zatrzymała się w pół ruchu. Kobiety smażyły konfitury z jej żółtych, trochę cierpkich owoców”.
Krall pisze, że jeszcze przez wiele lat po drugiej wojnie światowej ziemia wokół drzewa wydawała koraliki. Były one śladami po dawnych mieszkańcach Nalewek i działającej po sąsiedzku fabryce strojów karnawałowych braci Alfusów, którzy zginęli w czasie wojny („Dawni mieszkańcy pozostawili mirabelkę, szklane korale i duchy”). Wokół mirabelki gromadziły się dzieci, które szukały koralików i nawlekały je na nitki (nylonu nie znano). Wśród małych poszukiwaczy był scenarzysta i pisarz Cezary Harasimowicz wraz ze swoim przyjacielem Witoldem Fizytą, którego mama przygotowywała z mirabelek kompot.
Brat Witolda, Wojciech, chcąc mieć w swoim domu pod Waszyngtonem namiastkę Muranowa, zabrał z Warszawy pestki tamtych mirabelek. Wyrosły z nich piękne drzewa. Gałązkę jednego z nich przywiozła z powrotem do Warszawy Patrycja Dołowy – pisarka, artystka multimedialna, działaczka społeczna, popularyzatorka nauki i sztuki. Mirabelka z przedwojennych Nalewek przetrwała bowiem getto, powstanie w getcie, powstanie warszawskie, PRL i transformację, ale w 2016 r. wyciął ją deweloper.
Drzewo wróciło na Muranów we wrześniu 2018 r. Cezary Harasimowicz, Patrycja Dołowy, Monika Tutak-Goll, Beata Chomątowska wspólnie ze Stacją Muranów i mieszkańcami dzielnicy uroczyście posadzili gałązkę.
Rosło sobie zatem małe, kruche drzewko ogrodzone i podpisane: „Mirabelka z Nalewek”. Niestety tabliczkę skradziono, a roślinkę po niespełna roku zniszczono. „Żal po stracie, smutek, że nawet tak wielka troska tak wielu ludzi może nie wystarczyć” – pisała wtedy, w grudniu 2018 r., Patrycja Dołowy.
Mirabelka niosąca pamięć chyba już na zawsze zniknęła z pejzażu miasta. Pijąc kieliszek Sierszułowej mirabelkowej nalewki w kolorze bursztynu, wznoszę zatem ostatni toast za drzewko zatrzymane w pół ruchu.