Jako mieszkańcy kraju położonego nad Bałtykiem mamy to szczęście, że morsowanie jest u nas możliwe praktycznie przez cały rok. Kto doświadczył kąpieli choćby i w pełni sezonu letniego, na pewno wie, o czym mowa.
Kąpiele w lodowatej wodzie przynoszą jednak rozmaite korzyści zdrowotne: rzadsze zapadanie na choroby górnych dróg oddechowych, poprawę wydolności układu sercowo-naczyniowego, lepsze ukrwienie skóry, szybszy metabolizm, regulację pracy układu endokrynnego odpowiedzialnego za gospodarkę hormonalną organizmu. Morsowanie wyszczupla i odmładza. Przy okazji wydzielają się też hormony odpowiedzialne za uczucie komfortu i euforii.
Nie warto jednak w jej poszukiwaniu wskakiwać na hura do najbliższego przerębla. Ta forma rekreacji wymaga bowiem przygotowania. Od czego zacząć?
•
Hartowanie powinno odbywać się powoli i stopniowo. Zacznijmy od uchylania okna w sypialni na całą noc, od spacerowania boso w wilgotnej trawie lub brodzenia w jeziorze czy morzu. Spacerujmy też tradycyjnie, w obuwiu, przez minimum pół godziny, kilka razy w tygodniu, zmieniając tempo marszu. Spędzajmy czas na świeżym powietrzu, zadbajmy o regularne wietrzenie mieszkania.
•
W warunkach domowych warto stosować zimne natryski. Zaczynamy zawsze od stóp i dłoni, stopniowo przesuwając strumień wody w górę ciała. Temperatura wody powinna wynosić nie więcej niż 10°C. Zimne natryski są elementem praktyki jogi – w jednej z jej odmian, kundalini, zaleca się 3-minutowe sesje przed każdą praktyką. Dodatkowo warto wcześniej nacierać ciało na sucho szczotką z naturalnego włosia. Stojąc pod strumieniem zimnej wody, powinniśmy masować całe ciało i pozostawać w ruchu. Pamiętajmy o oddechu, starajmy się go uspokoić. Można stosować natryski naprzemienne – zimne i ciepłe, przy czym ostatni zawsze powinien być zimny. Na zakończenie można wmasować olej migdałowy. Te zabiegi pozwolą nam się zahartować i przygotować do morsowania, ale same w sobie już przynoszą wymierne korzyści: skóra staje się napięta, poprawia się jej kondycja. Zimny prysznic o szarym, dżdżystym poranku stawia na nogi o wiele skuteczniej niż kawa.
•
Gdy przyzwyczaimy się już do wielu ciekawych doznań towarzyszących tej praktyce, możemy spróbować morsowania na łonie natury. Pamiętajmy o rozgrzewce. To może być trucht albo gimnastyka. Dążymy do uzyskania szybszego tętna, nie do zmęczenia i na pewno nie wolno dopuścić do intensywnej perspiracji. Gdy czujemy się dostatecznie rozgrzani, pozbywamy się odzieży wierzchniej i wchodzimy do wody.
•
To jest ten moment, gdy można krzyknąć pierwszy raz. Kolejna ku temu okazja pojawi się, gdy będziemy zanurzać brzuch, a potem ramiona. Jeśli udało nam się znaleźć miejsce wystarczająco ustronne, wykrzykiwać możemy wszelkie żale i frustracje, nie przebierając w słowach. Jeśli zaś będą nas otaczać spacerowicze z pupilami na smyczach oraz dziećmi w wózkach, poprzestańmy raczej na subtelnym: „O mamo!”.
•
Czego możemy się spodziewać po pierwszym zanurzeniu? Na początku zabraknie nam tchu. To zdrowa i adekwatna reakcja organizmu na stres. Nie warto się jednak jej poddawać. Oddychajmy głęboko i wolniej, niż sobie tego nasze ciało, zanurzone po uszy w lodowatej wodzie, życzy. Ruszajmy się energicznie: skaczmy, tańczmy, biegajmy, pływajmy. Po kilku sekundach pojawi się specyficzne odczucie, coś w rodzaju mrowienia obejmującego całą powierzchnię ciała. Zimna jeszcze chwilę temu woda nagle stanie się jakby gorąca. I to jest moment, od którego nasza aktywność naprawdę staje się przyjemna. Pozostajemy w wodzie od 30 s do maksymalnie 1,5 min. I już! Wychodzimy!
•
Na brzegu powinni na nas czekać asystent lub asystentka z ręcznikiem i ubraniami. Czasami po wyjściu z wody pojawiają się dreszcze – pomoc przy ubieraniu bywa konieczna. Częściej jednak chwilę po powrocie na suchy ląd zalewa nas fala ciepła rozchodząca się promieniście od splotu słonecznego. Niestraszne nam wtedy mrozy. Listopadowa kołobrzeska plaża staje się na moment tropikalna. To interesujące doznanie, trudne do osiągnięcia innymi niż morsowanie technikami. Uczucie to mija po kilku minutach. Można wówczas rozgrzać się ponownie i powtórzyć cały proces. Najczęściej stosuje się trzykrotne zanurzenie i tę formę Państwu polecamy.
•
Co dalej? Ubrani, rozgrzani wracamy do domu. Parzymy herbatę, owijamy się w koc i kontemplujemy spokojnie nowo nabytą tożsamość, tożsamość morsa!