Jeden spacer dziennie Jeden spacer dziennie
i
zdjęcie: Johannes Plenio/Unsplash
Promienne zdrowie

Jeden spacer dziennie

Sylwia Niemczyk
Czyta się 3 minuty

Latem to łatwe i przyjemne – człowiek po prostu wstaje, wkłada buty (albo nawet i nie) i wychodzi. A jesienią jakoś przestaje się chcieć. Wielka szkoda, bo żeby nie chorować, trzeba chodzić.

Zła wiadomość dla jesiennych kanapowców: drobny deszczyk, szczególnie w połączeniu z wiatrem, to tak naprawdę wymarzone okoliczności, by pójść na spacer. Wilgotne i chłodne powietrze po pierwsze nawilża, a po drugie obkurcza śluzówkę dróg oddechowych, dzięki czemu oddychamy głębiej i lepiej dotleniamy ciało. W dodatku kiedy trochę mocniej wieje, powietrze jest czyściutkie, bez śladu smogu – aż żal byłoby z niego nie skorzystać.

Po takim spacerze i śpi się lepiej, i apetyt ma się lepszy, a razem z nim trawienie. I jeszcze jedna ważna sprawa: widzi też się lepiej. Jesienny półmrok jest łagodniejszy dla oczu niż letnie słońce (albo z drugiej strony – ostre, styczniowe), poza tym nawet w dżdżysty dzień miło popatrzeć na rdzewiejące liście, dlatego taki spacer to przyjemna okazja, żeby poćwiczyć mięśnie oczu.

A ćwiczyć je warto, bo przez to, że coraz więcej czasu spędzamy przed ekranami i monitorami, mamy coraz słabszy wzrok. Nie tylko ze względu na nieprzyjazne dla nas niebieskie światło, ale też na to, że przez większość dnia patrzymy blisko, a nawet bardzo blisko. W takiej sytuacji mięsień rzęskowy oka jest skurczony, a soczewka zaokrąglona. Kiedy chcemy spojrzeć w dal, wzrok musi się do tego dostosować, więc mięsień się rozluźnia, a soczewka odrobinę spłaszcza.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

To tak jakbyśmy ze sprintu przeszli w spokojny trucht. Oczy odpoczywają. Porównanie do biegania nie jest przypadkowe, mięśnie oczu też wymagają treningu. Kiedy naprzemiennie skupiamy wzrok na czymś znajdującym się blisko nas (dłoń przed twarzą) i na dalekim obiekcie (ptak na niebie, korona drzewa), mięsień rzęskowy na zmianę kurczy się i rozkurcza, a soczewka dzięki temu się uelastycznia. Wytrenowane oczy łatwiej się dostosowują do widzenia dalszego i bliższego, zwiększa się komfort patrzenia.

Wreszcie – last but not least – codzienny, przynajmniej półgodzinny marsz to najlepsza profilaktyka jesiennych infekcji. Dobrze nawilżona śluzówka nosa i gard­ła zatrzyma zarazki. Szybsze krążenie krwi (a to przecież kolejna korzyść dynamicznych, regularnych spacerów) to lepsza termoregulacja ciała i większa odporność. Jeśli nie przesadzimy z dystansem albo tempem naszego spaceru, tuż po nim zwiększy się też nasze (jakże miłe!) poczucie siły i energii.

No i jeszcze przecież humor: mogę się założyć, że nie ma takiego zmartwienia na świecie, które po pół­godzinnym szybkim marszu nie wydawałoby się trochę mniejsze. Tymczasem stres – zarówno przewlekły, jak i ten o nagłym charakterze – obniża naszą odporność, jeśli więc nie zadbamy o swój spokój, możemy łatwiej złapać jakieś jesienne choróbsko. Nawet jeśli męczy nas katar, to dopóki nie mamy gorączki, dobrze jest wyjść. Przecież nie zapewnimy naszym drogom oddechowym lepszej wentylacji niż ta, którą im fundujemy podczas spaceru między drzewami.

Oczywiście spacer spacerowi nierówny. Melancholijne brodzenie w liściach może obudzić twórczą wenę, ale odporności nie poprawi. Może nawet (choć oczywiście nie musi) skończyć się katarem, bo wychłodzony organizm gorzej broni się przed wirusami.

Żeby więc skorzystać z jesiennej aury jak najlepiej, ściągnij lekko łopatki, unieś głowę i rusz w miarę energicznym krokiem. Opuść swobodnie ręce, za to lekko napnij mięśnie brzucha i pośladków. Staraj się wdychać powietrze przez nos – dzięki temu do płuc trafi lepiej oczyszczone i lekko ogrzane. Po 5–10 minutach, kiedy mięśnie będą już rozgrzane, możesz trochę przyśpieszyć, ale kilka minut przed końcem spaceru znowu dobrze jest zwolnić, żeby ciało mogło w naturalny sposób ochłonąć.

Na koniec, poza zachętą do jesiennych spacerów, mam jeszcze apel lingwistyczny. Otóż jest takie holenderskie słowo: uit­waaien, oznaczające chodzenie lub bieganie w wietrzny dzień. Dzięki temu okreś­leniu Holendrzy zasłynęli w świecie jako aktywni ludzie, którym wichry niestraszne! Może my pójdziemy (nomen omen) krok dalej i wymyślimy jakąś chwytliwą polską nazwę na spacer w każdą pogodę?

Czytaj również:

Mózg w formie Mózg w formie
i
rysunek: Joanna Grochocka
Promienne zdrowie

Mózg w formie

James Goodwin

Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć wyrabiać w sobie nawyki opóźniające starzenie się mózgu. Oto siedem praktycznych wskazówek.

Pewnego upalnego popołudnia 1862 r. w egipskim Luksorze Edwin Smith targował się z handlarzem starożytnościami o tajemniczy papirus. Choć podejrzewał, że znalezisko może się okazać cenne, nawet przez myśl mu nie przeszło, że nabędzie w ten sposób najstarszy znany tekst o tematyce medycznej, pochodzący sprzed czterech tysiącleci – a do tego zawierający najwcześniejszą udokumentowaną wzmiankę o mózgu. Jak myślicie, co takiego starożytni mieli do powiedzenia na temat najbardziej skomplikowanej struktury w znanym nam wszechświecie? Otóż tylko tyle, że „czaszkowe podroby” należy bez większych ceremonii wyrzucić podczas balsamowania zwłok.

Czytaj dalej