Domowe drożdże albo awokado z pestki? Cóż za banał i nuda! Teraz przy odrobinie chęci i łucie szczęścia możemy wyhodować sobie w domu… jadalne grzyby. A nuż się uda!
Hodowla pomidorów na balkonie i bazylii w kuchni to dla niektórych za mało. Amatorzy domowych upraw mogą przy niewielkim wysiłku zapewnić sobie stałe zaopatrzenie w grzyby.
Od kilku tygodni partnerka prosi mnie, żebym podczas zakupów w supermarkecie kupił boczniaki. Niestety, jak na złość, choć pieczarki są niemal zawsze dostępne – w całości i krojone w plasterki – boczniaków jak nie było, tak nie ma. Okazuje się, że w takim wypadku łatwiejszym sposobem jest… samodzielne ich wyhodowanie.
„Amatorska hodowla grzybów w piwnicach, łazienkach i na balkonach to coraz częstsze zjawisko” – przyznaje dr Julia Pawłowska z Instytutu Biologii Ewolucyjnej Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, sekretarz Polskiego Towarzystwa Mykologicznego.
Zaglądam do sieci. Wygląda na to, że w warunkach domowych lub przydomowych można wyhodować nie tylko boczniaki, ale też choćby pieczarki. Można również zaszaleć i postawić na grzyby w Polsce niespotykane, np. te pochodzące z Azji.
Skupmy się na początek na boczniaku. Dowiaduję się, że najpopularniejszą odmianę – boczniaka ostrygowatego – mogę wyhodować różnymi metodami. Do pierwszej z nich potrzebne są niewielkie kołki obrośnięte grzybnią, czyli plechą, na której może wykształcić się owocnik (jadalna część grzyba). Kołki należy umieścić w otworach wywierconych wcześniej w kawałku zdrowego drewna. Na pniaku ustawionym później w ogrodzie po kilku miesiącach zapewne pojawią się owocniki.
Jak mówi dr Pawłowska: „Nie jest to łatwe rozwiązanie. Hodowla boczniaków z kołków praktycznie nigdy mi się nie udała, niezależnie od tego, czy trzymałam pniak w ogrodzie, czy w łazience. Przy dużej wilgotności takie drewno bardzo łatwo zakaża się innymi rodzajami grzybów”.
W sprzedaży są również zestawy składające się z suchego substratu, czyli organicznego podłoża, a także z grzybni znajdującej się na ziarnach zbóż. Zgodnie z instrukcją umieszcza się ją w podłożu i czeka od czterech do ośmiu tygodni na pojawienie się grzybów.
Boczniak z balotu
Istnieje też inne rozwiązanie: gotowy balot słomy przerośniętej grzybnią. Słoma znajduje się w worku z otworami, z których wyrastają później boczniaki. Pierwsze zbiory są możliwe już po kilkunastu dniach. „To chyba najprostszy sposób – przekonuje dr Julia Pawłowska. – Nie zdarzyło mi się, żebym nie uzyskała owocników. Już od dawna z bliskimi nie kupujemy boczniaków, bo mamy przecież własne”.
Mykolog hoduje boczniaki również wspólnie ze studentami: „Producenci przekonują, że z jednego balotu można uzyskać np. do 7 kg grzybów i potem trzeba kupić nowy. Uwolniliśmy się od tego, kupujemy po prostu słomę, mieszamy ją z dotychczasową, a potem pakujemy w wilgotne worki”.
Taki balot można postawić w piwnicy lub garażu. Nie jest to jednak konieczne, bo idealnie sprawdza się chociażby łazienka albo balkon. Najważniejsze, by temperatura nie przekraczała 25°C, a owocniki, gdy już pojawią się ich zawiązki, miały dostęp do światła i powietrza.
„Nie polecam trzymania balotu w mieszkaniu, bo nie wytworzy się odpowiedni mikroklimat. Lepsze są właśnie piwnica lub garaż – radzi pan Alojzy, który zajmuje się produkcją grzybni oraz podłoży do uprawy grzybów. – Nawet jeśli nie będzie pan utrzymywał odpowiedniej temperatury i przesuszy boczniaki, to i tak będą nieporównywalnie smaczniejsze od tych kupnych. Grzyb w markecie ma co najmniej tydzień i w folii nie oddycha”.
Hodując w domu jadalne grzyby, nie musimy obawiać się tego, że zaczną rozrastać się po ścianach. Zagrożenie może czyhać z zupełnie innej strony: na słomie znajdują się zarodniki grzybów pleśniowych, które mogą zaszkodzić uczulonym na nie osobom.
Domowa pieczarka
W domowych hodowlach królują także pieczarki. Są nieco bardziej wrażliwe od boczniaków. Najlepiej kupić gotową grzybnię i umieścić ją w podłożu, np. w końskim oborniku. Jeżeli jednak akurat – przypadkowo – nie dysponujemy końskim obornikiem, możemy nabyć niewielki gotowy zestaw do uprawy pieczarek w kartonie. Karton należy postawić w chłodnym miejscu i podlewać podłoże zgodnie z instrukcją. Po dwóch, najwyżej trzech tygodniach pojawiają się pieczarki. Albo i nie.
„Ludzie nie rozumieją, że grzyb to materiał żywy – tłumaczy pan Alojzy. – Myślą, że jest tak jak z meblami: mam instrukcję i składam, punkt po punkcie. W danym momencie trzeba zareagować w odpowiedni sposób. W wypadku pieczarek istotna jest temperatura, nie wolno też pieczarki przesuszać”.
Pytam dr Julię Pawłowską, czy muszę korzystać z gotowych rozwiązań. Nie mogę po prostu rozmnożyć pieczarek lub boczniaków, które kupiłem w sklepie? „Oczywiście jest to wykonalne, ale trudniejsze – odpowiada. – Grzyby w sklepie zazwyczaj nie są na tyle świeże, żeby łatwo dało się je namnożyć przez fragmentację grzybni. Konieczna byłaby więc próba wyprowadzenia hodowli w inny sposób. Grzyby rozmnażają się płciowo przez wytwarzanie zarodników. Na boczniaku i pieczarce takich zarodników znajduje się mnóstwo. Otrzymamy je, kładąc kapelusz na białej kartce, na którą następnie się wysypią. Będą wyglądały jak drobny piasek lub pieprz. Gdy umieścimy zarodniki w wilgotnym, odpowiednim podłożu, możemy mieć nadzieję, że uda się uzyskać grzybnię. Grzybnia rozwijająca się z zarodników jest jednak nietrwała i musi się spotkać z drugą kiełkującą grzybnią, z którą stworzy grzybnię już trwalszą”.
Boski czynnik
Osoby o nieco większych ambicjach z pewnością miałyby ochotę na uprawę grzybów leśnych: podgrzybków, borowików lub kurek. Na rynku nie brakuje preparatów z grzybniami lub zarodnikami, które mają pomóc w wyczarowaniu takich okazów we własnym ogrodzie. Specjaliści studzą jednak zapał.
„Wyhodowanie grzybów leśnych jest raczej niemożliwe, chyba że dojdzie do niezwykłego zbiegu okoliczności” – uważa dr Pawłowska. Pan Alojzy mówi tu wręcz o „boskim czynniku”. Trudność polega na tym, że większość leśnych grzybów to grzyby mikoryzowe, które wchodzą w związki z konkretnymi drzewami. Pojawienie się owocników zależy też od wieku drzewostanu i całego siedliska. Jak tłumaczy mykolog: „Szansa na to, że uda nam się przenieść do naszego ogrodu grzyby występujące np. w młodnikach sosnowych, jest dość niewielka. Trudno liczyć na to, że nawiążą związek mikoryzowy akurat z sosną lub grupą pojedynczych sosen, które mamy u siebie w ogródku. Poza tym najczęściej takie drzewa są już skolonizowane przez inne grzyby, więc umieszczona w pobliżu grzybnia nie miałaby szansy się rozwinąć”.
Jeśli ktoś koniecznie chce zaimponować sąsiadom, a boczniaki i pieczarki wydają mu się zbyt trywialne, może postawić na nieco bardziej efektowne i rzadsze grzyby. Na rynku dostępne są np. kołki z grzybnią reishi (lakownicy żółtawej), boczniaka różowego czy maitake (żagwicy listkowatej). Jest w czym wybierać, wystarczy trochę zaangażowania, czasu i odpowiednich warunków.
Najmodniejsze trendy, które redakcja „Przekroju” wnikliwie obserwuje, wskazują, że już wkrótce stwierdzenie: „Wyrósł mi w domu grzyb” przestanie być powodem do wstydu. Przeciwnie, możemy być pewni, że będzie ono wywoływało powszechną zazdrość. Zatem do dzieła!