Live-streaming własnej świadomości
i
"Songs for Little People", il. H. Stratton / British Library HMNTS 011652.g.53
Pogoda ducha

Live-streaming własnej świadomości

Anna Rembowska
Czyta się 7 minut

Już po świętach. I po Nowym Roku. Szare dni. Internet obiegł niedawno mem z portretem kobiety patrzącej przed siebie nieobecnym wzrokiem, autorstwa Hansa Memlinga, i podpisem: „Ten okres między świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem, gdy nie wiesz, który to dzień tygodnia, kim jesteś i co właściwie powinieneś robić”. Tak właśnie się chyba czuję.

Siedzę w domu oszołomiona wolnym czasem, na który miałam tyle planów, a teraz, przytłoczona nagłym wyczerpaniem, nie wiem, co z nim zrobić (choć już prawie dobiegł końca), bo oczywiście pojawiło się wiele zaległości w pracy, koniecznych porządków w domu, badań lekarskich do wykonania, spotkań towarzyskich do odbycia. I nagle te niesamowite kilka dni stały się listą obowiązków, na które nie mam czasu kiedy indziej. Mija przedostatni wolny dzień, a ja jak dotąd kupiłam tylko herbatę i młynek do pieprzu, zrobiłam prześwietlenie kręgosłupa i raz poszłam do kina. Reszta rzeczy czeka i nagli. Ale ja buntuję się przeciwko tej nieustającej zajętości. Przeciw nieustannemu produktywnemu zagospodarowywaniu czasu.

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Zaspany jak pijany
i
„Jove decadent. Després del ball”, Ramon Casas, 1899, public domain via WikiData
Promienne zdrowie

Zaspany jak pijany

Johann Hari

Przez ostatnie sto lat jakość i długość naszego snu pogorszyła się. Badania dowodzą, że śpimy aż 20% krócej, niż sypialiśmy w dwudziestoleciu międzywojennym. Nasze mózgi są permanentnie niedospane, dlatego ucinają sobie drzemki, kiedy jesteśmy w ferworze codzienności – a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

W 1981 roku w pewnym laboratorium w Bostonie młody badacz nie dawał ludziom zasnąć przez całą noc i następujący po niej dzień w ramach długich, skłaniających do ziewania sesji. Jego rolą było dbanie o to, by byli przytomni – dawał im przy tym zadania do wykonania. Musieli sumować liczby, potem dzielić karty na różne grupy, jeszcze później uczestniczyć w teście pamięci. Pokazywał im na przykład obrazek, po czym zabierał go i pytał: „Jakiego koloru był samochód na obrazku, który właśnie wam pokazałem?”. Charles Czeisler – wysoki mężczyzna o długich kończynach i tubalnym głosie, w okularach o drucianych oprawkach – nigdy przedtem nie interesował się badaniem snu. Na medycynie nauczono go, że gdy człowiek śpi, psychicznie się wyłącza. Wielu z nas właśnie tak postrzega sen – jako czysto pasywny proces, psychiczną martwą strefę, w której nie dzieje się nic znaczącego. „Komu by się chciało – pomyślał, wzruszając ramionami – badać osoby wyłączone?”. On tropił coś według niego ważniejszego – chodziło o techniczne ustalenie, o jakiej porze dnia w ciele człowieka uwalniają się pewne określone hormony. To wymagało, by ludzie byli przytomni. W miarę upływu kolejnych dni i nocy Charles nie mógł nie dostrzec pewnej kwestii. Kiedy ludzi powstrzymuje się od snu, „jedną z pierwszych rzeczy, jakie »siadają«, jest zdolność skupiania uwagi” – powiedział mi w sali wykładowej na Harvardzie. Swoim obiektom testowym wyznaczał zadania elementarne, mimo to z każdą upływającą godziną badani coraz bardziej tracili umiejętność ich wykonywania. Zapominali o tym, co właśnie im powiedział, nie potrafili też skupić się na tyle, by grać w bardzo proste gry karciane. Wyjaśnił mi: – Zwyczajnie mnie oszołomiło, jak bardzo pogarszają się osiągi. Stwierdzić, że przeciętna skuteczność w wykonaniu zadania pamięciowego maleje o dwadzieścia czy trzydzieści procent, to jedno. Czym innym jednak jest spostrzeżenie, że mózg staje się tak ociężały, iż reakcja na coś zajmuje mu dziesięć razy więcej czasu.

Czytaj dalej