Medytacja w marszu Medytacja w marszu
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Złap oddech

Medytacja w marszu

Jon Kabat-Zinn
Czyta się 5 minut

Chód to kontrolowany upadek do przodu, umiejętność, której opanowanie zajęło nam mnóstwo czasu, a którą, zapominając o tym, jak jest niezwykła, traktujemy jak oczywistość. 

Dzięki medytacji w marszu odnajdujemy dostęp do tej samej przestrzeni świadomości, do której trafiliśmy, medytując w pozycji siedzącej, leżącej i stojącej. Duch tej praktyki i jej ukierunkowanie nie różnią się od poprzednich, ale zmieniają się instrukcje pomocnicze, ponieważ tym razem jesteśmy w ruchu. Ostatecznie jednak to ta sama praktyka.

Najważniejsza różnica między medytacją w marszu a zwykłym spacerem polega na tym, że donikąd nie zmierzamy. Formalna medytacja w marszu nie obejmuje żadnego miejsca docelowego. Podążanie dokądś zastępujemy pełną obecnością tam, gdzie właśnie jesteśmy, gdy wykonujemy kolejny krok. Nigdzie się nie wybieramy. Naszym celem nie jest nawet następny krok. Docieramy stale tylko i wyłącznie do bieżącej chwili.

Chodzenie daje nam sposobność bycia w ciele w nieco inny sposób niż w pozycji siedzącej lub leżącej. Kierując świadomość ku stopom, wczuwamy się w ich kontakt z podłożem przy każdym kroku, jak gdybyśmy delikatnie go dotykali i jakby ono odwzajemniało naszą delikatność. Istnieje niezliczona ilość doznań, proprioceptywnych i innych, które możemy w trakcie tej medytacji włączyć w pole świadomości.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Gdy umysł nas opuszcza, a robi to tak samo w czasie medytacji w marszu jak podczas każdej innej, sprawdzamy, dokąd się udał, czym się zajął i, jak poprzednio, łagodnie sprowadzamy go z powrotem, by znów był z nami w tej chwili, w czasie tego oddechu, tego kroku. Donikąd się nie wybieramy, postarajmy się więc zminimalizować okazje do rozproszenia, pokonując powoli w tę i z powrotem ten sam odcinek. Nie musi on być długi. Dziesięć kroków zupełnie wystarczy. Tak czy inaczej, praktykując medytację w marszu, nie zajmujemy się zwiedzaniem okolicy. Rozluźniamy oczy i kierujemy wzrok przed siebie. Nie musimy wpatrywać się w stopy. W tajemniczy sposób stopy wiedzą, gdzie się znajdują, a świadomość może je wypełnić i towarzyszyć każdej fazie wykonywanego kroku chwila po chwili, nie zapominając przy tym o całym maszerującym, oddychającym ciele.

Chodzenie można praktykować w dowolnym tempie, a to w codziennym życiu daje nam całą gamę zastosowań. Bez trudu możemy przejść od uważnego marszu do uważnego biegu, wspaniałej odrębnej formy praktyki. W takim przypadku oczywiście porzucamy chodzenie po krótkim odcinku, podobnie jak wtedy, gdy postanowimy wybrać się na długi uważny spacer lub szybki formalny marsz. Natomiast gdy przedstawiamy praktykę formalnego uważnego chodzenia na zajęciach MBSR, chodzimy bardzo powoli, by porzucić odruch szybkiego poruszania się oraz by wyostrzyć kontakt z sensorycznym wymiarem chodzenia i jego związkiem z całym poruszającym się, oddychającym ciałem, nie mówiąc o klarowniejszym wglądzie w stan umysłu.

Zaczynamy od stanięcia na końcu wybranego odcinka i obejmujemy świadomością całe ciało. Pole świadomości może zlać się z całym krajobrazem teraźniejszości. W pewnym momencie, znów niepozbawionym tajemnicy, uświadamiamy sobie, że pojawił się impuls inicjujący ruch podniesienia stopy. […] W tym przypadku odnotowujemy pojawienie się impulsu uniesienia stopy, zanim faktycznie ją uniesiemy, uniesiemy świadomie.

Zaczynając od ruszającej w górę pięty, wlewamy świadomość w ruch całej stopy i nogi zginającej się najpierw w górę, potem wysuwającej do przodu, a następnie opadającej na podłoże przed nami – zwykle pierwsza styka się z nim pięta. Gdy cała wykroczna stopa dotyka już podłoża, zauważamy, jak przenosi się na nią ciężar z nogi zakrocznej, po czym unosi się uwolniona od obciążenia pięta, cała stopa, i teraz, gdy cały ciężar spoczywa już na nodze wykrocznej, ruch powtarza się po przeciwległej stronie; cykl trwa: uniesienie, ruch w przód, stawianie, uniesienie, ruch w przód, stawianie…

W czasie każdego fragmentu marszu możemy uświadamiać sobie całe spektrum związanych z nim doznań: uniesienie pięty, wahadłowy ruch nogi w przód, dotknięcie podłogi piętą nogi wykrocznej, przeniesienie ciężaru ciała z nogi zakrocznej i płynne połączenie wszystkich tych elementów w całość. Poszczególne etapy marszu dają się skoordynować z oddechem lub po prostu z obserwacją, co dzieje się z oddechem, gdy ciało się porusza. To będzie oczywiście zależało od tempa marszu. Chodząc powoli, stawiamy małe kroki. To zwykłe chodzenie, wyróżnia je jedynie wolne tempo. Nie ma potrzeby nadmiernego podkreślania czy stylizowania w jakikolwiek sposób poszczególnych faz ruchu.

Mówimy o normalnym chodzeniu. Cała różnica polega na tym, że chodzimy powoli i uważnie. Jednym ze sposobów skoordynowania oddechu i cyklu stawiania kolejnych kroków jest wdech w chwili odrywania pięty nogi zakrocznej od podłoża, a następnie wydech, w czasie którego nie wykonujemy żadnego ruchu, zatrzymując się na chwilę; następny wdech robimy, gdy cała stopa odrywa się od podłogi, a noga rusza w przód i wydech, gdy dotykamy podłoża piętą nogi teraz wykrocznej; następny wdech, gdy z tyłu unosi się pięta drugiej nogi, stopa nogi wykrocznej ląduje całą powierzchnią na podłożu i na nią teraz przenosi się ciężar ciała. Robimy wydech i wraz z nim zawieszamy na chwilę ruch. W czasie następnego wdechu przenosimy nogę zakroczną do przodu i kontynuujemy ten cykl chwila po chwili, oddech za oddechem, krok za krokiem. Jeśli takie podejście wydaje się nam zbyt sztuczne, wymuszone czy męczące, oddychajmy po prostu swobodnie.

Następny element to ręce. Co robimy z rękoma? Może po prostu starajmy się mieć świadomość ich obecności? Mogą swobodnie być zwieszone po obu stronach ciała, możemy spleść dłonie na plecach, z przodu, trzymając nisko lub bliżej piersi. Pozwólmy im odnaleźć najdogodniejsze ułożenie, dające poczucie spoczywania, spokoju, przynależności i udziału w doznaniu ruchu całego ciała.

Wszystkie te instrukcje mają najwyżej pomocniczy charakter. Naturalnie istnieje cała gama rozmaitych metod, z którymi możemy eksperymentować podczas medytacji w marszu. Podobnie jak w przypadku innych formalnych praktyk medytacyjnych, ostatecznie nie istnieje żadna jedynie słuszna forma medytacji w marszu. Mamy więc pełną swobodę eksperymentowania z każdym wariantem, który najskuteczniej pomoże nam w utrzymaniu pełnej obecności w trakcie chodzenia. Praktyka ta polega po prostu na chodzeniu, uświadamianiu sobie, że właśnie to robimy, a także wolnym od konceptualizowania, wnikliwym, bezpośrednim odczuwaniu, czym jest fizyczny ruch. Innymi słowy, ćwiczymy chodzenie i świadome w nim uczestnictwo. Świadomość podąża za każdym krokiem, jest w każdym kroku, dokładnie tam, bez wybiegania naprzód.

W tradycji zen mówi się: kiedy idziesz, po prostu idź. Znacznie łatwiej to powiedzieć, niż zrobić. To samo dotyczy zresztą siedzenia. Jest tak, ponieważ, jak się przekonamy, umysł i tak będzie robił swoje, a wtedy może się okazać, że ciało maszeruje, a umysł jest zajęty zupełnie czym innym. Nasze zadanie w praktyce uważnego chodzenia polega na tym, by umysł i ciało towarzyszyły w danej chwili dokładnie temu, co właśnie się dzieje. Jak w każdej dowolnej chwili to, co się dzieje, jest niewiarygodnie złożone. Dlatego chodząc, podejmujemy próbę utrzymania doznań związanych z tym ruchem w samym centrum pola świadomości, a kiedy nasz umysł traci ten kontakt, nawiązujemy go od nowa. W tym względzie uważne chodzenie nie różni się od innych praktyk uważności. Praktykując je, możemy więc dostroić pole świadomości w dowolny sposób, od skupienia na obserwacji doznań płynących ze stóp po rozszerzenie obejmujące świadomością wolną od preferencji rozległy krajobraz teraźniejszości.

Nie dotarliśmy jeszcze do formalnej instrukcji poświęconej praktyce miłującej dobroci, ale zapowiadając ją, warto choć w kilku słowach wspomnieć, że medytację tę można połączyć również z uważnym chodzeniem. Aby to zrobić, z każdym krokiem przywołujemy osoby, które chcielibyśmy włączyć w energię dobroci.

Z każdym kolejnym krokiem możemy też ciągle od nowa przywoływać tę samą osobę. Inna możliwość to przywołanie grupy osób w pewnej kolejności, przywoływanie ich imion po kolei przy użyciu formuły miłującej dobroci: oby ta osoba była szczęśliwa i oby tamta osoba była szczęśliwa, oby tej osoby nie spotkała żadna krzywda i oby tamtej osoby nie spotkała żadna krzywda. Po zapoznaniu się z rozdziałem poświęconym tej praktyce będziemy dokładniej wiedzieć, na czym ona polega. Połączenie chodzenia i medytacji miłującej dobroci wypada najlepiej, gdy poruszamy się powoli i uważnie, całkowicie obecni we własnym ciele.

ilustracja: materiały promocyjne
ilustracja: materiały promocyjne

Fragment książki Jona Kabat-Zinna Obudź się. Jak praktykować uważność w codziennym życiu, wyd. Czarna Owca, Warszawa 2020. Skróty i usunięcia przypisów pochodzą od redakcji „Przekroju”.

Czytaj również:

Praktyka jako ścieżka Praktyka jako ścieżka
i
ilustracja: Igor Kubik
Pogoda ducha

Praktyka jako ścieżka

Jon Kabat-Zinn

Wszystkie kultury widzą w podróży metaforę życia i poszukiwania sensu. Na Wschodzie jej wyrazem jest słowo tao, po chińsku „droga” lub „ścieżka”. W buddyzmie praktyka medytacji zwykle określana jest jako ścieżka – ścieżka uważności, ścieżka właściwego zrozumienia, ścieżka koła prawdy (dharma).

Tao i dharma oznaczają również sposób istnienia rzeczy, prawo rządzące wszystkim, co istnieje i nie istnieje. Wszystkie zdarzenia, niezależnie od tego, czy na zewnątrz jawią się nam jako dobre czy jako złe, w istocie pozostają w harmonii z tao. Naszym zadaniem jest nauczyć się dostrzegać tę fundamentalną harmonię oraz żyć i podejmować decyzje w zgodzie z nią. Często jednak nie jest tak całkiem jasne, co jest słuszne. Pozostawia to wiele miejsca dla wolnej woli i szlachetnego działania, ale również dla napięcia i kontrowersji, nie wspominając już o całkowitym zagubieniu.

Czytaj dalej