
Wszystko – od snów przez emocje po odczucia fizyczne – ma znaczenie i składa się na jeden, ten sam proces. To odkrycie przyniosło Arnoldowi Mindellowi sławę, a psychologii nowe, rewolucyjne spojrzenie na człowieka.
Pierwszy raz usłyszałam o psychologii procesu (lub inaczej: pracy z procesem) w 2002 r. podczas zajęć w SWPS w Warszawie. Założyłam wówczas, że twórca tej metody dr Arnold Mindell – terapeuta jungowski, uczeń szwajcarskiej psychoanalityczki Marie-Louise von Franz, nauczyciel w Esalen Institute w Kalifornii, czyli w moich oczach „pierwszy po Bogu” – dawno nie żyje. Trwałam w tym przekonaniu ponad dwa lata, po czym to dowiedziałam się, że Mindell nie tylko żyje i ma się dobrze, ale także wspólnie z grupą innych nauczycieli oraz terapeutów prowadzi szkołę w Portlandzie w Oregonie. Nie mogłam więc postąpić inaczej: zapisałam się na studia magisterskie z zakresu psychologii procesu, dzięki czemu przez pięć lat miałam okazję uczyć się bezpośrednio u tego amerykańskiego psychoterapeuty i jego współpracowników.
Mindell nieustannie podkreślał, jak bardzo istotna jest praca nad sobą. Robił to zarówno w sposób pośredni – ucząc, jak być empatycznym, uważnym, pozbawionym lęku oraz ciekawym świata, jak i bezpośrednio, kiedy własnym zachowaniem, a także w interakcjach z innymi dowodził, że sam ciągle pracuje nad sobą.
Na początku jego pogoda ducha była dla mnie wręcz szokująca. Arnold zupełnie się nie wpisywał w model akademika przemawiającego z piedestału, choć z tak ogromną wiedzą, jaką prezentował – i 23 książkami na koncie – spokojnie mógłby na nim stanąć. W prosty sposób potrafił tłumaczyć najbardziej złożone ludzkie zachowania, co czyniło go wyjątkowym nauczycielem.
Ku esencji
Teoria psychologii procesu, którą Mindell stworzył oraz wykładał, jest tak rozległa, że można traktować to zarówno jako błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Kiedy próbuje się przeniknąć przez kolejne jej warstwy, odnosi się wrażenie, że stanowi złożony system filozoficzny, a nie konkretną metodę terapeutyczną. Moim zdaniem jest jednym i drugim.
Punktem wyjścia psychologii procesu jest koncepcja człowieka postrzeganego jako śniące ciało, którą Mindell stworzył w latach 70. ubiegłego stulecia. W swojej pierwszej książce psycholog zauważył, że nasze ciała, tak samo jak umysły, podczas snu informują nas o tym, co się z nimi dzieje. Podążając za sygnałami płynącymi z ciała, możemy zatem odkryć mnóstwo informacji ułatwiających zrozumienie siebie, swojego życia, a nawet świata zewnętrznego. Podobnie rzecz się ma z chorobami. W tym kontekście nie są one jedynie niedogodnościami, których należy się pozbyć, ale – tak jak sny – wskazują też kierunek wymagający dalszego poznania. Zarówno sny, jak i choroby nie stanowią zlepku nieistotnych, niepowiązanych z niczym informacji, symptomów albo przeżyć z przeszłości, tylko dają wgląd w to, co najistotniejsze dla naszego jestestwa.
Wspomniana złożoność wynika zapewne z tego, że psychologia procesu czerpie z kilku źródeł. Czasem bywa nazywana córką psychologii jungowskiej. Lokuje swoje podstawy również w taoizmie, sięga bowiem do starożytnej koncepcji wu wei zakładającej niedziałanie i odpuszczanie oraz pozwalanie, by wypadki biegły własnym torem. Odwołuje się także do buddyjskich praktyk medytacyjnych (podkreślających konieczność nieustannego szkolenia umysłu, praktykowania świadomości i medytacji opartej na współodczuwaniu) oraz do fizyki (teorii pola, nielokalności, polaryzacji). Wszystko to skupia się wokół głównej osi, jaką jest poszerzanie świadomości.
Tekst pochodzi z rocznika „Przekrój” do kupienia tutaj.
To Mindellowi zawdzięczamy pojęcie umysłu procesowego (processmind), który – jeśli zostanie odpowiednio wytrenowany – jest w stanie uzyskać świadomy dostęp do informacji zawartych w kolektywnym zbiorze należącym do całej ludzkości. Można tego dokonać w sposób pośredni – np. poprzez analizę snów, jak proponuje szkoła jungowska – lub też posługując się umiejętnościami wywodzącymi się z psychologii procesu, takimi jak praca na progu (między tożsamością a nieznanym), świadomość kanałów percepcji, którymi przesyłane są informacje (np. kanał wizualny, proprioceptywny, słuchowy), wyodrębnianie głównych polaryzacji mentalnych (np. zło – dobro, siła – słabość) niepozwalających na szerszą eksplorację możliwości i stanów doświadczanych przez człowieka czy poszerzanie świadomości wokół sygnałów werbalnych i niewerbalnych.
Według tej teorii pracę należy wykonać na trzech poziomach: esencji (gdzie wszystko jest jednością), śnienia (w sferze snów, emocji, chorób czy wypadków losowych) oraz rzeczywistości uzgodnionej (czyli faktów, liczb i materii). Żaden z tych poziomów nie jest lepszy ani ważniejszy od pozostałych i wszystkie należy brać pod uwagę podczas pracy nad sobą lub pracy z innymi ludźmi. W przeciwnym wypadku podążanie za procesem będzie niepełne. Taka praca niesie za sobą wiele wyzwań, ale też ekscytuje, ponieważ podsuwa sposoby na to, by dowiedzieć się więcej o naturze rzeczy.
Ta koncepcja zrewolucjonizowała ogólną teorię samopoznania, wskazując, gdzie szukać odpowiedzi na pytania egzystencjalne. Psychologia procesu zaoferowała zestaw praktycznych narzędzi, które można wykorzystać do zgłębiania prawdy o sobie i świecie. Praca z ciałem tą metodą odnosi się choćby do tego, kim jest „twórca symptomu”, niekoniecznie „dlaczego”, ale „po co” nam się coś przydarza, odkrywamy też relacje między stanem naszego ciała a wychowaniem i systemem rodzinnym, poszukujemy luk, braków, na które uwagę chce nam zwrócić np. choroba, ponieważ z jakiegoś powodu nasza psychika zmarginalizowała coś, co było ważne.
Dynamika procesu
Mindell – fizyk z wykształcenia po studiach na MIT – był pewny, że nie żyjemy w próżni i bezustannie wpływają na nas siły fizyczne działające w całym kosmosie. Ma to ogromne znaczenie także w odniesieniu do naszej psychiki, zarówno w sensie indywidualnym, jak i społeczno-kulturowym. W książce Psychologia zakorzeniona w ziemi z 2007 r. wyjaśnił rodzaje tych oddziaływań. Wśród nich wymienił m.in. wartość wektorową, dzięki której możemy wspomóc się kierunkami świata w rozumieniu i wyznaczaniu własnej drogi życiowej. Nasze decyzje również mają jakąś wartość, kierunek, punkt przyłożenia i zwrot – tak jak to jest w fizyce.
Psychologia ekologiczna w rozumieniu procesowym to też zwracanie uwagi na zasadność i ważność wszystkiego, co pojawia się w nas samych i w społeczeństwie. Nikt i nic nie pozostaje bez wartości. Jest to podejście nieoceniające w stosunku do wszelkich uczuć, stanów czy przypadłości, które zakłada – trochę jak w ekologicznej zasadzie zero waste – że wszystko w naszym bagażu psychologicznym tworzy naszą tożsamość, podlega ciągłemu przetwarzaniu i potencjalnie może się przydać. Wszystko pozostaje w ciągłym ruchu. Dlatego jeśli utkniemy w jakimś stanie umysłu, np. pogrążymy się w żalu lub złości, nie powinniśmy dążyć do tego, by się go pozbyć, lecz poddać recyklingowi, przeobrazić w coś pożytecznego. W ten sposób zostaje zachowana dynamika procesu.
Z kolei stworzona przez Mindella koncepcja głębokiej demokracji przenosi te idee na poziom pracy z grupami. Jest teorią filozoficzną, a zarazem praktyką stosowaną na wszystkich trzech wyżej wymienionych poziomach (esencja, śnienie, uzgodniona rzeczywistość). Jeśli spróbujemy objąć świadomością największy możliwy wycinek tych obszarów, możemy zarządzać konfliktami wewnętrznymi, relacyjnymi czy nawet międzynarodowymi. Teoria ta zakłada obopólną wygraną, ponieważ według jej założeń nie istnieje głęboko demokratyczne rozwiązanie, w którym jedna ze stron mogłaby zostać poszkodowana. Jeśli ktoś czuje się przegrany, to znaczy, że rozwiązanie nie było w pełni demokratyczne. Oczywiście pozostawia to czasem wątpliwości interpretacyjne. Chodzi tu jednak o dążenie do szeroko rozumianej sprawiedliwości na poziomie faktów, emocji i niewidzialnej gołym okiem wspólnoty międzyludzkiej. Głęboko demokratyczne podejście samo w sobie może być przyczynkiem do zmiany, ponieważ pozwala na przyjęcie rozleglejszej perspektywy i zgodę na to, co wcześniej mogło się wydawać trudne do zaakceptowania.
Wątpliwości i zaufanie
Główna krytyka wobec Arnolda Mindella i psychologii procesu dotyczy ryzyka związanego z eksplorowaniem różnych stanów umysłu oraz zbytniej ufności pokładanej w tym procesie. Krytycy obawiają się, że nadmierne poleganie na tych technikach może prowadzić do nieprzewidzianych konsekwencji psychicznych, zwłaszcza gdy metody te nie są stosowane z należytą ostrożnością i odpowiednim wsparciem. Jeśli z sygnałów werbalnych i niewerbalnych płynących z ciała wynika, że trzeba jeszcze bardziej doświadczyć tego, co nam się przydarza, i deklarujemy do tego gotowość, to – według Mindella – należy tak zrobić. Przykładowo, jeżeli odczuwamy lęk, powinniśmy go zgłębić; jeśli w naszym życiu pojawia się coś, co nas powstrzymuje przed dalszym działaniem, warto się zatrzymać i temu przyjrzeć; gdy jest coś, co nas złości, można jeszcze bardziej się zezłościć.
Zarzuty kierowane wobec tej teorii często wynikają z literalizmu, który Joseph Campbell, skądinąd również wykładowca w ośrodku Esalen uważał za podstawowy błąd popełniany podczas odczytywania mitów. Mindell stanowczo twierdził, że należy być niezwykle ostrożnym w podążaniu za doświadczeniem innej osoby. Nie zmienia to jednak faktu, że błędem byłoby nieuznawanie mądrości, która płynie z procesu, tylko z powodu strachu przed jego zgłębianiem. Zwłaszcza tego, który pojawia się na krawędzi naszej tożsamości, bo właśnie tam mogą znajdować się rozwiązania, jakich szukamy. Innymi słowy: nie chodzi o to, żebyśmy całkowicie pogrążali się w smutku czy złości, lecz poszukali ich źródeł. Tak jak sen o tym, że jest się smokiem, nie oznacza, że faktycznie nim się jest. Nie sam objaw czy sygnał jest najważniejszy, ale znaczenie, które za sobą niesie. Podobnie jak w przypadku mitów.
Owa ufność w proces to także oddanie szacunku czemuś większemu od nas samych. Jest wyrazem niezwykłej skromności wobec natury rzeczy i mądrości płynącej z indywidualnego doświadczenia każdej osoby, bez narzucania własnych teorii i szablonowych rozwiązań.
Dla Mindella niezwykle ważna jest wolność drugiego człowieka oraz wszystkich istot i traktowanie ich z szacunkiem. W praktyce oznacza to, że każdy ma prawo do takiego doświadczania rzeczywistości, jakie przeżywa w danym momencie. Niezależnie od tego, czy znajduje się w stanie psychozy, depresji, śpiączki, czy jest to np. małe dziecko, czy ktoś agresywny. Ponad tą wolnością stoi jednak bezpieczeństwo, które musi pozostać w równowadze z niepoddawaniem się lękom.
Lekcja gościnności
Któregoś dnia dr Mindell zapytał, czy będę na jego kolejnych zajęciach. To była końcówka moich studiów, kiedy pisałam pracę magisterską, ale już nie płaciłam całości czesnego uprawniającego mnie do uczestnictwa w wykładach. Odpowiedziałam, że niestety nie mogę sobie na to pozwolić, po czym Arny wyjął karteczkę i mówiąc pod nosem: It can’t be this way (ang. „Nie może tak być”), coś zapisał. Wręczył mi notatkę i kazał pokazać ją w sekretariacie studiów przed wejściem na zajęcia. Podziękowałam, a po opuszczeniu gabinetu rozłożyłam kartkę i przeczytałam: Magdalena is my special guest and can attend my class without any charge. Arny (ang. „Magdalena jest moim gościem specjalnym i może uczestniczyć w moich zajęciach bez opłaty. Arny”). Rozpłakałam się. Myślę – i niejednokrotnie byłam tego świadkinią – że wszystkich studentów traktował jak gości specjalnych, z wielką życzliwością. Taka też jest psychologia procesu, najbardziej gościnna z metod terapeutycznych. Otwarta na szerokie spektrum ludzkiego doświadczenia. Odważna, eksplorująca to, co znajduje się po drugiej stronie lęku. Wnikająca w doświadczenia, które odbywają się poza słowami.
10 czerwca 2024 r. żona Arnolda Mindella przekazała mi wiadomość o jego śmierci. Podobno niedługo wcześniej profesor powiedział: „Nikt tak do końca nie umiera”. Chciałabym zawsze o tym pamiętać.