![](https://przekroj.org/app/themes/przekroj/public/images/arch-right.png?id=c8439856e49efddc949ed008b8c703f4)
Według Wikipedii rodzajów medytacji jest ponad 40. Znaczna część z nich ma udowodnione działanie na zdrowie fizyczne, psychikę, a nawet funkcjonowanie i strukturę mózgu. I wbrew stereotypowi może, ale wcale nie musi mieć nic wspólnego z religią czy wiarą.
„Mantra? A czym to się właściwie różni od moich pacjentów powtarzających w kółko shit, shit, shit?” – zapytał pewien niezwykle wybitny i szacowny psycholog kliniczny z Harvard University, kiedy młody Daniel Goleman zaprezentował przed gronem profesorów swój pomysł na dysertację doktorską. Brzmiał on: wpływ medytacji na umysł. W tym także medytacji opartej na mantrze, czyli technice polegającej na wielokrotnym powtarzaniu jakiegoś słowa albo frazy.
Był początek lat 70. Pomimo rozmaitych wywrotowych i ekstrawaganckich idei buzujących za uczelnianymi murami – kontrkultura wszak kwitła w najlepsze – w psychologii akademickiej dominował behawioryzm. Czyli przekonanie, że człowiek to organizm, o którym da się sensownie mówić wyłącznie w perspektywie jego zachowań.
Doświadczenie wewnętrzne? Intymne poczucie podmiotowości? Nie ma czegoś takiego – parskali behawioryści z widocznym zniecierpliwieniem. Są tylko ciała, których poczynania kształtuje suma otrzymywanych z zewnątrz kar i nagród, tzw. wzmocnień. Trudno się zatem dziwić, że pomysł pisania doktoratu o czymś równie