Dotyk spaja ciało i umysł, pomaga tworzyć więzi i odczuwać harmonię. Dlaczego więc stajemy się wobec niego sceptyczni i powoli zmieniamy go w tabu?
Dotyk to pierwszy zmysł, za pomocą którego zaczynamy poznawać świat po urodzeniu, i ostatni, który tracimy przed śmiercią. „Dotyk jest ważniejszy od wzroku, ważniejszy od mowy. To pierwszy i ostatni język, zawsze mówi prawdę” – pisze Margaret Atwood w powieści Ślepy zabójca (2000; wyd. pol. 2002, tłum. Małgorzata Hesko-Kołodzińska). Rzeczywiście, już około 16. tygodnia życia płodowego na naszej skórze wyrasta meszek zwany lanugo. Niektórzy badacze uważają, że te delikatne włoski potęgują przyjemne doznania wywołane przez płyn owodniowy matki, łagodnie obmywający naszą skórę. Podobne ciepłe i uspokajające uczucie towarzyszy nam po narodzinach, gdy jesteśmy przytulani.
Dotyk był zawsze moim ulubionym zmysłem. Pocieszał mnie, gdy było mi smutno, a gdy rozpierała mnie euforia, pomagał zarażać radością innych. Nic dziwnego, że minione lata poświęciłam badaniom naukowym właśnie nad nim.
Na cenzurowanym
Pandemia koronawirusa sprawiła, że w 2020 r. rozpoczęła się „era prohibicji” dotyku – fizyczny kontakt stał się tabu, podobnie jak kasłanie w miejscach publicznych. Podczas gdy część chorych na COVID-19 straciła węch i smak, niemal wszyscy – niezależnie od wyniku testu, ewentualnych objawów albo konieczności leczenia szpitalnego – straciliśmy dostęp do bezpośrednich kontaktów z innymi. Pandemia odebrała nam dotyk.
Dystans fizyczny nas chroni, ale jednocześnie przeszkadza w opiece i pielęgnacji. Wszelkie czynności związane z zajmowaniem się chorym – od najbardziej podstawowych, takich jak kąpiel, ubieranie czy wykonywanie zabiegów medycznych (tu stosuje się tzw. dotyk instrumentalny), po komunikację z pacjentem, zapewnienie mu wsparcia (tu mówimy o dotyku ekspresyjnym bądź afektywnym) – wymagają dotyku. Badania nad dotykiem afektywnym przeprowadzone przez neurobiologów wraz ze specjalistami w dziedzinie osteopatii i terapii manualnej wskazują, że dobroczynny wpływ terapii masażem daleko wykracza poza czysto mechaniczny efekt zabiegów. Niezwykle istotny jest już sam kontakt dłoni terapeuty ze skórą pacjenta – bez dotyku leczenie go i opieka nad nim nie są możliwe.
Następstwem tamtego pandemicznego lęku jest głód dotyku. Dzięki technologii udało nam się stworzyć dystans, a główną przestrzenią interakcji społecznych wśród dzieci i młodzieży stały się media społecznościowe. Niedawne badania wykazały, że 95% nastolatków ma dostęp do smartfona, a 45% „niemal bez przerwy” jest aktywnych online. Co więcej, traktujemy dotyk sceptycznie, bo zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że niektórzy mężczyźni wykorzystują go, by narzucić kobietom swoją władzę. Ruch #MeToo ujawnił, że w zamian za pewne możliwości od kobiet często oczekuje się przyzwolenia na niestosowny dotyk. Jednocześnie lekarze, pielęgniarki, nauczyciele i sprzedawcy słyszą przestrogi przed zbytnią bezpośredniością w relacjach z innymi. Tymczasem badania pokazują, że kontakt fizyczny pozytywnie wpływa na jakość naszych interakcji z przedstawicielami tych zawodów i sprawia, że lepiej je oceniamy. Jeśli w czasie przyjmowania zamówienia kelner przypadkiem dotknie naszego ramienia, chętniej zostawimy mu hojny napiwek.
W przeciwieństwie do innych zmysłów dotyk wiąże się z wzajemnością. Możemy patrzeć na kogoś, kto nie odwzajemnia naszego spojrzenia, nie możemy go jednak dotknąć, sami nie będąc dotykani. Podczas pandemii lekarze i pielęgniarki opowiadali, że ta wyjątkowa właściwość dotyku pomogła im porozumiewać się z pacjentami. Ubrani w stroje ochronne medycy nie mogli rozmawiać z chorymi ani pokrzepiać ich uśmiechem, zawsze jednak mogli poklepać ich po ramieniu, uścisnąć albo potrzymać za rękę, aby dodać im otuchy i przekazać, że nie są sami. Dotyk okazał się nie tylko nośnikiem zakażenia, lecz także – paradoksalnie – swoistym lekarstwem. Bez wątpienia to najlepsze narzędzie nawiązywania kontaktów społecznych. Jak to dobrze, że rodzimy się przystosowani, by w pełni z niego korzystać!
Atrapa ręki
W latach 90. XX w. naukowcy dokonali wstrząsających odkryć na temat tego, jaki wpływ na rozwój człowieka ma pozbawienie go dotyku. Badania przeprowadzone wśród wychowanków rumuńskich domów dziecka wykazały, że ci, którzy w pierwszych latach życia niemal nie byli dotykani, zmagali się później z deficytami poznawczymi i behawioralnymi. Ich mózgi rozwijały się inaczej niż u pozostałych dzieci. Udowodniono też, że subtelny dotyk odgrywa istotną rolę w przypadku ludzi starszych, np. zwiększa apetyt pensjonariuszy domów spokojnej starości. Nawet gdy tracimy wzrok, słuch czy mowę, prawie zawsze możemy polegać na dotyku i za jego pomocą badać otaczający nas świat oraz porozumiewać się z innymi.
Nauka stopniowo wyjaśnia, dlaczego dotyk ma tak duże znaczenie. Zarówno u dorosłych, jak i u niemowląt doświadczenie go na skórze obniża tętno, ciśnienie krwi i poziom kortyzolu – czyli wszystkie czynniki związane ze stresem. Wspomaga za to wydzielanie oksytocyny, która zapewnia nam poczucie spokoju, odprężenia i harmonii ze światem. Dotyk pełni także niezwykle istotną funkcję w budowaniu relacji człowieka z samym sobą. Ponadto nasz zespół badawczy wykazał, że związek ten może wspierać procesy integracji wielozmysłowej – tzw. sklejenia zmysłów – czyli postrzegania świata jako spójnej całości, a nie wielu osobnych strumieni danych zmysłowych. Integracja wielozmysłowa stanowi źródło naszego poczucia kontroli nad własnym ciałem, czegoś, co większość z nas uznaje za oczywiste. Wykorzystując gumową atrapę ręki, odtworzyliśmy w laboratorium słynną iluzję. Uczestnik badania obserwuje atrapę, podczas gdy jego własna ręka jest ukryta poza polem widzenia. Prowadzący eksperyment w tym samym momencie dotyka obu kończyn: sztucznej i prawdziwej. Po mniej więcej minucie takiej synchronicznej stymulacji zdecydowana większość badanych doświadczała złudzenia, że gumowa ręka stanowi część ich ciała. Złudzenie nabierało intensywności, kiedy stymulowaliśmy badanego powolnym dotykiem przypominającym pieszczotę. Co więcej, okazało się, że podobny efekt wzmocnienia wywołuje podanie uczestnikom jednej dawki donosowej oksytocyny przed rozpoczęciem eksperymentu. Innymi słowy, dotyk afektywny i oksytocyna wspomagają proces podtrzymujący naszą więź z ciałem.
Dotyk – nasz pierwszy zmysł – odbierany jest przez receptory w skórze, naszym największym organie. Jako jedni z niewielu ssaków rodzimy się na przedwczesnym etapie rozwoju. Nie potrafimy samodzielnie się odżywiać ani poruszać i tylko do pewnego stopnia możemy kontrolować temperaturę swojego ciała – aby przetrwać, potrzebujemy innych. Opieka nad niemowlęciem polega przede wszystkim na kontakcie dotykowym. Każda podstawowa czynność, taka jak przewijanie, kąpiel, karmienie, usypianie i oczywiście przytulanie, wymaga dotyku. Nie dotyczy to jedynie kilku pierwszych miesięcy życia – później dziecko nadal potrzebuje interakcji społecznych, aby prawidłowo się rozwijać. Wiemy już, że depresja poporodowa negatywnie wpływa na niemowlęta, okazuje się jednak, że nawet w tej sytuacji matczyny dotyk może mieć także działanie ochronne. Nawiązywanie interakcji z dziećmi pozwala matkom chorującym na depresję ograniczyć niekorzystny wpływ choroby na ich potomstwo w późniejszych okresach życia. Co ważne, korzyści są obustronne: kontakt skóry ze skórą podnosi poziom oksytocyny zarówno u niemowlęcia, jak i u rodzica, zapewnia przyjemne doznania, wspomaga rozwój zdrowej relacji i sprawia, że lepiej się rozumieją.
Język miłości
Zdaniem neurobiologów i psychologów w naszym organizmie funkcjonuje specjalny układ odpowiedzialny za percepcję dotyku społecznego (afektywnego) – odrębny od tego, którego używamy do dotykania przedmiotów. Rozpoznaje on dotyk przypominający pieszczoty, bodziec ten jest następnie przetwarzany w wyspie (łac. insula) – obszarze mózgu odpowiedzialnym za poczucie własnego „ja” i świadomość ciała. Powolny, pieszczotliwy dotyk nie tylko pomaga nam przeżyć, lecz także wpływa na nasz rozwój poznawczy i społeczny. Dzięki niemu już na wczesnym etapie życia łatwiej uczymy się rozpoznawać innych. Badanie przeprowadzone na czteromiesięcznych niemowlętach pokazało, że dzieci delikatnie głaskane przez rodziców szybciej uczyły się rozpoznawać widzianą wcześniej twarz niż te, które doświadczały stymulacji bezdotykowej. Wydaje się, że delikatny dotyk sprzyja zwracaniu szczególnej uwagi na inne bodźce społeczne, jak choćby twarze.
W okresie niemowlęcym i dziecięcym liczy się zarówno ilość otrzymywanego dotyku, jak i jego rodzaj oraz jakość. Nasz zespół wykazał, że już zaledwie roczne niemowlęta zdolne są rozpoznać dotyk matki w trakcie codziennych czynności, np. podczas zabawy czy wspólnego czytania. Dzięki temu, że uczestniczki naszego badania nie wiedziały, iż interesuje nas dotyk, udało się nam przyjrzeć ich spontanicznym interakcjom z dziećmi. Przede wszystkim ustaliliśmy, że rodzaj języka dotyku zależy od tego, czy matka rozumie potrzeby niemowlęcia. Te, które gorzej sobie z tym radziły, miały tendencję do tego, by niezbyt delikatnie obchodzić się z dziećmi. Niemowlęta zaś odwzajemniały bardziej agresywny dotyk matki.
Bez cienia przesady można powiedzieć, że dotyk to rodzaj języka. Już od najwcześniejszych etapów życia uczymy się go, podobnie jak języka mówionego, poprzez interakcje społeczne z bliskimi. Codziennie używamy dotyku, by okazać emocje, wyrazić, że jesteśmy przestraszeni, szczęśliwi, zakochani, smutni lub podnieceni. I z drugiej strony: bez trudu odczytujemy intencje i uczucia innych osób na podstawie tego, w jaki sposób nas dotykają. Jakiś czas temu zaprosiliśmy do laboratorium grupę ludzi i poprosiliśmy o określenie, co próbujemy im przekazać za pomocą dotyku. Byli dotykani w różny sposób: delikatnie, tak jak rodzice dotykają dzieci czy jak dotykają się zakochani, albo bardziej gwałtownie – jakby dotykał ich nieznajomy. Niezależnie od osoby, z którą mieli do czynienia, badani najczęściej kojarzyli wolniejszy, bardziej pieszczotliwy dotyk z miłością. Z kolei gdy byli dotykani mocniej, nie przypisywali tej interakcji żadnego szczególnego znaczenia. Interesujące, że osoby, które doznały uszkodzenia mózgu obejmującego obszar wyspy, mają trudności z odbiorem dotyku afektywnego; doświadczają również zaburzeń w poczuciu własności swojego ciała. Istnieje zatem wyspecjalizowany szlak, który łączy bodźce odbierane na skórze z tą konkretną częścią mózgu.
Jako narzędzie komunikacji dotyk służy nie tylko budowaniu więzi społecznych, lecz także ustanawianiu relacji władzy. Na Zachodzie przyjęło się, że w sytuacjach biznesowych ludzie mocniej ściskają dłoń nowo poznanej osoby. Taki uścisk świadczy o profesjonalizmie i pewności siebie, skłania do twierdzącej odpowiedzi na pytanie: „Czy ufam jej na tyle, żeby zaproponować jej pracę?” albo „Czy mogę powierzyć mu swoje dzieci?”. Jeden z eksperymentów wykazał, że pewny uścisk dłoni przyczynił się do sukcesu kandydata na rozmowie kwalifikacyjnej; być może stało się tak dlatego, że ten gest skraca fizyczną odległość między uczestnikami spotkania. Uściskiem dłoni pieczętujemy też umowy, jego moc jest równa mocy podpisu lub wiążącego kontraktu. Ta społecznie łącząca funkcja dotyku bierze się stąd, że dotyk zawsze naraża nas na zranienie. Podobno w przeszłości uścisk dłoni pozwalał się upewnić, że nikt nie trzyma w ręku broni.
Język dotyku wpływa również na sposób, w jaki odnosimy się do siebie i swojego ciała, a tym samym – na stan psychiczny. Nasz zespół badał, jak osoby cierpiące na anoreksję postrzegają pieszczotliwy dotyk w porównaniu z osobami zdrowymi. Jadłowstręt to poważne zaburzenie odżywiania, które charakteryzuje się zniekształconym obrazem własnego ciała, ale może też prowadzić do ograniczenia interakcji społecznych. Chcieliśmy sprawdzić, czy to, że chorzy czerpią mniejszą przyjemność z kontaktów społecznych, może mieć związek z tym zaburzeniem. Przeprowadziliśmy dwa eksperymenty, podczas których głaskaliśmy badanych miękką szczotką. Osoby chorujące na anoreksję odbierały delikatny dotyk na przedramieniu jako mniej przyjemny niż zdrowi uczestnicy badania. Co ważne, takie same wyniki uzyskaliśmy, poddając eksperymentowi osoby wyleczone. Wygląda na to, że ograniczona zdolność do czerpania przyjemności z dotyku stanowi raczej cechę stałą niż przejściową, wynikającą z poważnego niedożywienia, do którego dochodzi u chorych. To z kolei sugeruje, że dotyk społeczny i zdrowie psychiczne są ze sobą ściśle powiązane. Aby się rozwijać, przez całe życie potrzebujemy dotyku.
Niewidzialne blizny
A zatem co dzieje się z naszą biegłością dotykową, gdy dotyk staje się tabu? W tych momentach naszego życia, w których jesteśmy najbardziej podatni na zranienie, potrzebujemy dotyku bardziej niż kiedykolwiek indziej. Wszystko, co wiemy na temat dotyku społecznego, przemawia za tym, że powinno się do niego zachęcać, a nie go ograniczać. Oczywiście nie powinniśmy ignorować związanych z nim zagrożeń, jednak całkowita rezygnacja z dotyku niechybnie doprowadziłaby do katastrofy. Pandemia pokazała nam, jak mógłby wyglądać bezdotykowy świat. Strach przed innymi czy lęk przed zarażeniem uświadomiły wielu z nas, jak bardzo tęsknimy za spontanicznym przytulaniem się, ściskaniem dłoni, poklepywaniem po ramieniu. Dystans fizyczny pozostawia niewidzialne blizny na naszej skórze. Znamienne, że zapytani o to, co zamierzamy zrobić po zakończeniu pandemii, odruchowo mówiliśmy: „Przytulić bliskich”.
Dotyk zaczyna odgrywać coraz większą rolę także w komunikacji cyfrowej. Niektórzy badacze zasugerowali, że technologia mogłaby wzmocnić nasze fizyczne więzi z innymi, pozwalając nam łączyć się z nimi (bez)dotykowo poprzez specjalne koce do przytulania, ekrany do całowania czy urządzenia do głaskania. W ramach projektu prowadzonego na University College London badacze analizują, w jaki sposób praktyki cyfrowe – np. wyrażanie emocji oraz przekazywanie informacji zwrotnej za pomocą emotikonów i polubień – można poszerzyć o zdalne wykorzystanie różnych tekstur i materiałów. Dwie oddalone od siebie osoby mogłyby korzystać z urządzenia, które wykrywa i przekazuje dotykowy komunikat. Na przykład gdyby mój partner po drugiej stronie globu chciał dać mi znać, że jest dostępny, mój czujnik stawałby się ciepły i miękki; albo odwrotnie – gdyby mój partner mnie potrzebował, czujnik stawałby się zimny i szorstki.
Takie gadżety mają ogromny potencjał, zwłaszcza w przypadku osób pozbawionych dotyku, jak ludzie w podeszłym wieku, mieszkający samotnie albo dzieci w domach dziecka. Przypomnijmy, że 15% ludzi na świecie żyje samotnie, często z dala od bliskich, a statystyki wskazują, że coraz więcej osób również umiera w samotności. Nawet namiastka fizycznej bliskości na pewno odmieniłaby ich życie.
Oczywiście takie urządzenia nie powinny całkowicie zastępować kontaktu ze skórą drugiej osoby, lecz jedynie go uzupełniać. Nic nie może się równać z magią fizycznej intymności – dotykowi towarzyszy wtedy kaskada innych sygnałów zmysłowych, takich jak zapach, dźwięk czy temperatura ciała, które jasno dają do zrozumienia: „jesteśmy blisko siebie, tu i teraz, razem”. W przeciwieństwie do innych zmysłów łatwo poddających się cyfryzacji (bo przecież możemy zobaczyć kogoś i porozmawiać z nim na Zoomie) dotyk wymaga przebywania w tym samym miejscu i czasie z drugim człowiekiem. Cyfrowa wersja dotyku byłaby zatem o wiele uboższa. Gdybym mogła potencjalnie przerwać cyfrowe przytulanie albo nie dopuścić, żeby ktoś mnie cyfrowo pogłaskał, dotyk straciłby swoją nieodłączną wzajemność.
Czy zatem w obecnej sytuacji postulat „renesansu dotyku” można uznać za lekkomyślny? Nie sądzę, zresztą dowody naukowe mówią same za siebie. Pozbawiając się dotyku, tracimy naprawdę wiele – jeden z najbardziej wyrafinowanych języków, w jakich możemy się porozumiewać. Tracimy możliwość budowania nowych relacji, możemy także pogorszyć te, które do tej pory nawiązaliśmy. Jednocześnie odrywamy się od samych siebie. Potrzeba wzajemnego dotyku powinna być priorytetem w definiowaniu popandemicznej „nowej normalności”. Od lepszego świata dzieli nas często tylko jedno przytulenie. Jako badaczka, ale też jako człowiek domagam się prawa do dotyku i marzeń o rzeczywistości, w której nikt nie będzie dotyku pozbawiony.
Pierwotnie tekst ukazał się w serwisie Aeon.co. Tytuł, lead i śródtytuły zostały dodane przez redakcję „Przekroju”.