Piąty element Piąty element
i
ilustracja: Mieczysław Wasilewski
Pogoda ducha

Piąty element

Maciej Topolski
Czyta się 9 minut

Smak, węch, wzrok, słuch i wreszcie dotyk. Razem tworzą zmysłową sieć, która oplata nas odczuwanymi bodźcami. Nie działają osobno ani w próżni. Kiedy dotykamy drugiej żywej istoty, zawsze jest to doznanie wzajemne.

Czym jest dotyk? Jednym z pięciu ludzkich zmysłów? Ale czy tylko ludzkich? Czy kiedy chart znajomej gryzie moją dłoń – delikatnie, na przywitanie – nie dotyka mnie w jakiś sposób, a ja jego? Czy krzesło, które dźwiga ciało w trakcie pisania tych słów, nie dotyka moich pośladków, ud, pleców? A co z promieniami słońca muskającymi moją twarz, gdy wychodzę rano do piekarni? Jak się wydaje, nie ma nic prostszego, nic bardziej oczywistego oraz intuicyjnego niż dotyk. A jednak gdy zaczynamy się zastanawiać nad tym zmys­łem – jego miejscem w społeczeństwie, w relacjach, jakie tworzymy, w kulturze, przez którą jesteśmy kształtowani – nagle piętrzą się przed nami wątpliwości, definicje się rozpadają, a granice, tak ściśle niegdyś wytyczone, tracą na znaczeniu.

W głowie się nie mieści

Podział ludzkiego ciała na pięć zmysłów funkcjonuje w kulturze zachodniej od ponad 2 tys. lat i stanowi fundament wiedzy o ludzkiej zmysłowości – wiedzy przekazywanej w przedszkolach i na uniwersytetach, rozpatrywanej zarówno w trakcie dyskusji dotyczących literatury, dizajnu, architektury czy filozofii, jak i podczas rozmów przy rodzinnym stole. Według tego podziału zmysły mają konkretny organ: wzrok to oczy, słuch – uszy, węch – nos, a smak – język. W taki oto sposób większa część zmysłowości człowieka znajduje się w głowie, w centrum myśli, w siedlisku racjonalności. A głowa oznacza osobę, co potwierdzają – jak zauważa brytyjski pisarz Hugh Aldersey-Williams w książce Anatomies: A Cultural History of the Human Body – wizerunki na monetach, rzeźbione popiersia w muzeach, malowane portrety w galeriach czy fotografie w dokumentach tożsamości. Słowem: wszystkie przedstawienia, które redukują nasze złożone, cielesne „ja” i wykluczają to, co jest poza głową, w tym dotyk…

W 1607 r. w Cambridge Thomas Tomkis opublikował komedię Lingua, której podtytuł można przetłumaczyć: „Walka języka i pięciu zmysłów o pierwszeństwo”. Lingua (Język) oraz Mendacio (Kłamstwo) zawiązują spisek z myślą o tym, by skłócić zmys­ły. Ukrywają koronę i szatę – przedmioty, które jako pierwszy odnajduje pożądliwy Tactus (Dotyk). Jego wygrana prowadzi do konfliktu zmysłów. Żeby jednak złagodzić to zamieszanie – czy raczej pomieszanie – zostaje zorganizowany bardziej formalny konkurs o pierwszeństwo, nadzorowany przez Communis Sensus (Zdrowy Rozsądek, nazywany również „zmysłem wspólnym”). Każdy z uczestników konkursu będzie proszony o przedstawienie swojego wkładu w świat człowieka. I wtedy na scenę, w nadzwyczaj strojnej szacie, wkracza Dotyk. Jego godność – jak sam argumentuje – wiąże się z dłonią, narzędziem nad narzędziami, po czym uderza w wyższy ton i oznajmia, że jest korzeniem życia, a jego „cnota rozciąga się/W ścięgnach od stóp do głów/W każdej żywej części ciała”. Jeśli tylko zechce, może rządzić wszystkimi zmysłami:

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jestem spośród nich najstarszy i największy
Ja dostrzegam i odróżniam pierwszy
Żyjące drzewo i żyjącą bestię;
Czy może słyszeć, widzieć, wąchać i smakować
Ten, który bez dotyku jest jak pień?

Zdrowy Rozsądek przerywa przydługi wywód Dotyku, nakazuje mu stanąć obok i przekazać pozostałym Zmysłom, że oczekuje ich przybycia. Komedia Thomasa Tomkisa powstała w XVII w., jednak pozostaje aktualna do dzisiaj, pokazując, jakie miejsce – poboczne, podrzędne, marginalne – zajmuje dotyk w zachodniej kulturze. W naszym myśleniu. W wyobrażeniach o ciele i relacjach, które tworzymy ze światem.

Dotyk, owszem, mieści się w dłoni. Ale też w kolanie, języku, pięcie, pośladkach, udach. W powiekach, które chronią gałki oczne. W kości, która pęka. W zębach, które gryzą. W żołądku, który boli. Mówiąc konkretniej: organem dotyku jest całe ciało okryte skórą, to z niej biorą początek i w jej obrębie łączą się pozostałe zmysły. Kultura zachodnia właśnie dlatego ma problem ze zmysłem dotyku, że nie daje się on zinstrumentalizować, tzn. przypisać do konkretnego organu (warto wspomnieć, że w języku starogreckim słowo órganon oznacza zarówno „narząd zmys­łowy”, jak i „narzędzie do pracy”), podporządkować głowie, a więc i rozumowi, który tym właśnie narzędziem-zmysłem będzie się posługiwał. Nie bez powodu dotyk uznaje się – obok węchu i smaku – za zmysł niski, zwierzęcy, subiektywny. Sprzeciwiający się racjonalności. Świadczący o obecnych w człowieku, a niedających się kontrolować zwierzęcych impulsach.

Kontakt, czyli połączenie

Jesteśmy jak pająki, które potrafią odczuć tylko to, co trafia do ich sieci. Takim porównaniem posłużył się Fryderyk Nietzsche w opublikowanej w 1881 r. Jutrzence. Twierdził tam, że każdy ze zmys­łów ma konkretny, ograniczony zasięg, przez co nie możemy wydobyć się z tej „ciasnej przestrzeni”, w której „zamyka nas ucho, tak samo dotyk”. Filozof krytykował myślenie antropocentryczne (uznające człowieka za centrum świata) i podkreślał ograniczoność ludzkich możliwości zmysłowych (poszerzanych za sprawą wynalazków, takich jak telefon, teleskop czy aparat fotograficzny). Przede wszystkim jednak zakładał, że nasza zmysłowość funkcjonuje na zasadzie pajęczej sieci (ograniczonej, a mimo to splatającej ze sobą różnorodne wrażenia zmysłowe).

Trudno powiedzieć, czy Nietzsche znał stworzone około 1320 r. malowidło ścienne z wieży w Longthorpe w Anglii. Obraz cechuje bowiem podobna metaforyka. Duże koło jest otoczone zwierzętami symbolizującymi pięć zmysłów: małpa to smak, jastrząb – węch, kogut – wzrok, dzik – słuch, a pajęcza sieć – dotyk. Za kołem stoi męska postać w koronie na głowie, prawdopodobnie reprezentująca sprawowaną nad zmysłami kontrolę oraz ich rozumienie.Umieszczenie sieci pajęczej w najwyższym punkcie koła i zaraz obok głowy władcy – jak twierdzą Gino Casagrande i Christopher Kleinhenz – może wskazywać na szczególne znaczenie dotyku względem pozostałych zmysłów. […] Można również uznać, że przedstawiając pięć zmysłów z dotykiem jako zmysłem najwyższym, twórca malowidła w wieży Longthorpe sugeruje, że podobnie jak dotyk mediatyzuje wszystkie zmysły i zapewnia im fundament, a także ostateczne potwierdzenie, tak władca stanowi najważniejszy element na ziemi, w ludzkim społeczeństwie, od którego, jak na króla przystało, zależą doczesne sprawy”. Metafora pajęczej sieci okazuje się przydatna w myśleniu o ludzkiej zmysłowości i dotyku przede wszystkim dlatego, że opiera się na powiązaniach, nie zaś podziałach, izolacji czy hierarchii. Zasadza się na pozostawaniu w połączeniu, w kontakcie.

Co to jednak właściwie oznacza? Słowa „kontakt” używamy współcześnie na okreś­lenie różnych form połączenia: informacyjnego, energetycznego czy towarzyskiego, jak w wyrażeniach: „Znalazca proszony jest o kontakt”, „Żeby zapalić lampkę, musisz włożyć wtyczkę do kontaktu” czy „Straciłem kontakt z moim przyjacielem”. Pierwotnie, tj. w łacinie, słowo to miało ścisły związek z dotykiem i oznaczało „dotykanie ze wszystkich stron” oraz „dotykanie wspólne”. Znaczenia te przechował język angielski, w którym funkcjonuje idiom to be in touch tłumaczony jako „być w kontakcie”, ale również – dosłownie – „być w dotyku”.

Nie istnieje dotyk, który nie byłby wspólny – bez względu na to, czy mówimy o promieniach słońca muskających twarz, krześ­le dźwigającym ciało, czy o charcie gryzącym delikatnie dłoń. „Wspólny” oznacza łączący z przedmiotami, ze zwierzęciem, z ciepłem poranka, a także należący do wszystkich: do krzesła, do psa, do słońca. Oznacza wreszcie „dopuszczający innych do mojego ciała”. W tym sensie kontakt wiąże się z taktem, a więc takim sposobem odczuwania innych, który jednocześ­nie daje im dostęp do nas. Na najbardziej podstawowym poziomie nie możemy zatem nie być w dotyku, nie być w kontakcie.

Pisał o tym Lukrecjusz w poemacie filozoficznym O naturze wszechrzeczy w I w. p.n.e.: „Tak to płyną upływy ze wszystkich rzeczy, dokoła/Dążąc na wszystkie strony, żadnej przerwy zgoła/Nie znając, ni wytchnienia – bo przecież nieustannie/Coś czujemy, to wzrokiem, to znowu przez dotykanie,/Ciągle słyszymy głosy i dźwięki, chwytamy wonie” (tłum. Edward Szymański). Niemal identyczne słowa zapisała ponad 2 tys. lat później Rebecca Solnit we Wspomnieniach z nieistnienia: „Wszyscy jesteśmy zależni od siebie nawzajem. Wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu bezbronni. Wszyscy jesteśmy podatni na penetrację i wszyscy jesteśmy bezustannie penetrowani, przez wibracje dźwięków wpadających do ucha wewnętrznego, światło padające na siatkówkę oka i na powierzchnię ciała, przez powietrze, które stale musimy wdychać, przez przyjmowane pokarm i wodę, przez kontakt z elementami rzeczywistości generujący odczucia przekazywane przez nerwy od naskórka aż do mózgu, przez feromony i bakterie, które w niezauważalny sposób wymieniamy między sobą przy okazji dotyku czy nawet bezdotykowo” (tłum. Agnieszka Pokojska).

Wziąwszy to wszystko pod uwagę, nie sposób dać prostej odpowiedzi na pytanie, czym jest dotyk. Można jedynie spróbować rozumieć ten zmysł możliwie najszerzej – jako metaforę bliskości, w jakiej jesteśmy ze światem i która splata nas ze sobą tak, jak splatają się nici w pajęczej sieci. Dotyk uzależnia nas od siebie. Sprawia, że jesteśmy otwarci, wystawieni, podatni na zranienie i przypadkowość relacji (słowo „kontyngencja” etymologicznie oznacza ni mniej, ni więcej, tylko wchodzenie w kontakt, w relacje dotykowe). I nie potrafimy wydostać się z tej sieci dotyku, ze swoich ograniczonych ciał uwikłanych w inne, równie ograniczone ciała.

Sposób, w jaki kulturowo została skonstruowana nasza percepcja, warunkuje na podstawowym poziomie doświadczanie naszych ciał i świata. Podjęcie refleksji nad wzorcami kształtującymi nasze zmysłowe bycie wiąże się więc z ujawnieniem aspiracji, problemów, związków, podziałów i hierarchii funkcjonujących w kulturze, która nas ukształtowała. W eseju Dotykanie świata Jolanta Brach-Czaina napisała: „Kultura błysków, dźwięków i obrazów, w jakiej żyjemy, przemilcza świat dotyku. Żebyśmy o nim całkiem zapomnieli i nie próbowali wymacać rzeczywistości, nasze mózgi pieszczone są wyobrażeniami nierealnych zjaw. […] Te obrazy, hasła i krótkie krzyki sugerują zagęszczenie atrakcji, z jakimi nie może się równać piasek w bucie, który dostał się tam przez przypadek i teraz przesypuje się między palcami. W porównaniu z ludzką kulturą piach jest przegrany, choć palce stopy zaświadczają, że prawdziwy”.

Polska filozofka słusznie stwierdza, że wzrok i słuch – zmysły dystansu i abstrakcji – zdominowały kulturę europejską, czyli tę właśnie, która nie stworzyła sztuk taktylnych (choć wszyscy znają muzea, galerie, instytuty sztuk wizualnych), nie powołała odbiorcy określanego mianem dotykającego (widzowie i słuchacze mają się dobrze), nie wprowadziła w życie kategorii dotykalności (wciąż rozprawiamy o widzialności i słyszalności). Jak się okazuje, kultura zachodnia ostatecznie wyżej ceni sobie myślenie niż odczuwanie, izolację niż relację, dystans niż bliskość, wyzysk niż empatię, podziały niż przypadkowość i jednostkowość niż wspólnotę.

Nowa przyszłość

Ostatnie lata to powolne odzyskiwanie dotyku w naszej kulturze. Jest ono spowodowane wielowymiarowymi zmianami w społeczeństwach zachodnich, na które wpływają: odkrycia naukowe (Ardem Patapoutian otrzymał w 2021 r. Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii za odkrycie wyspecjalizowanych cząsteczek, które umożliwiają przekazywanie sygnałów w odpowiedzi na dotyk lub nacisk), nowatorskie publikacje (rozpatrujące aspekty taktylne filmów europejskich czy relacje dotykowe między matką a dzieckiem w kulturze japońskiej), różnorodne praktyki skupione na budowaniu świadomości ciała (istotny wpływ praktyk medytacyjnych), rozwój badań nad psychodelikami (rozszerzającymi odczuwanie własnego „ja”), stworzenie niewizualnego i nieaudialnego języka (Protactile powstał w 2007 r. w Deaf-Blind Service Center w Seattle w odpowiedzi na potrzeby osób głucho-niewidomych), działania artystyczne eksplorujące dotyk (np. prace Rafała Pierzyńskiego), kryzys bliskości, który przyniosła pandemia (przyczyniając się m.in. do zorganizowania przez firmę Nivea kampanii #CareForHumanTouch), kryzys klimatyczny (zmuszający do myślenia o przyszłości w kategoriach wspólnoty wszystkich istot żywych), a także wszelkie działania ujawniające mechanizmy kontroli, instytucjonalną przemoc oraz wysublimowane sposoby lekceważenia ciał i zmysłowości uznawanych za odmienne (nie białe, nie heteroseksualne, nie męskie, nie pełnosprawne czy nie ludzkie).

Celem tych przedsięwzięć jest stworzenie innej kultury, innych kategorii, za których sprawą będziemy w stanie doświadczać siebie i świata, wreszcie innej przyszłości, kiedy to dotyk – związany ściśle z życiem, odpowiadający za psychiczny dobrostan, nadzorujący funkcjonowanie pozostałych zmysłów, niemożliwy do wyłączenia, zatkania czy zamknięcia – nie zostanie zapomniany.


Jeśli nie zaznaczono inaczej, tłumaczenia pochodzą od autora.

Czytaj również:

Razem raźniej! Razem raźniej!
i
Fragment obrazu „Chrystus wręcza klucze świętemu Piotrowi”, Vincenzo Catena, ok. 1520 r., Museo del Prado/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Pogoda ducha

Razem raźniej!

Brandon Kohrt

To wcale nie jest dla człowieka naturalne, by sam radził sobie ze swoimi emocjami. Biologia wyposażyła nas w mechanizmy pozwalające w ciężkich chwilach dawać albo przyjmować wsparcie. Korzystajmy z nich.

Gdy rozmawiam z pacjentami o regulowaniu emocji, ich pierwsze skojarzenia to najczęściej głęboki oddech i medytacja. Ci, którzy wcześniej korzystali z pomocy psychologicznej, wymieniają czasem terapię poznawczo-behawioralną i wspominają, jak krok po kroku podważali założenia stojące za ich emocjonalnymi reakcjami. […]

Czytaj dalej