Noc miłości między gatunkami Noc miłości między gatunkami
i
"Pokłon pasterzy", Domenico Ghirlandaio, ok. 1490 r., Kościół Santa Trinita/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Dobra strawa

Noc miłości między gatunkami

Marta Dymek
Czyta się 6 minut

Kto nie leżał pod choinką i nie błagał Fafika albo Reksa, żeby się odezwał, bo chciał się w końcu dowiedzieć, co siedzi w psiej głowie? Z okazji Bożego Narodzenia ja też postanowiłam przemówić do Państwa trochę innym głosem niż zazwyczaj, w zamierzeniu bardziej ludzkim, a przez to – na przekór – bardziej zwierzęcym.

Polskie Boże Narodzenie pełne jest zwierząt. Oczekujemy na północ, kiedy mają przemówić ludzkim głosem. Dzielimy się z nimi kolorowym opłatkiem: czerwonym, żółtym lub brązowym. Kiedyś dzieliliśmy się ze wszystkimi czworonożnymi dwunastoma potrawami, bo nareszcie wszystko było postne i można było częstować zwierzęta bez ryzyka kanibalizmu. Właśnie przy tym jadłospisie chciałabym się zatrzymać. I na początek zastanowić się nie tylko nad tym, co jedliśmy i jemy, ale przede wszystkim nad tym, co świąteczne menu mówi o naszej relacji ze zwierzętami. Nie uważam, że wszystko, co minęło, warto przywracać, lecz w pewnych zakurzonych zwyczajach odkryłam wartości, które wydają mi się dzisiaj wyjątkowo ważne.

Wigilia tradycyjnie jest postna. Co prawda nie tak dawno temu episkopat ogłosił, że już nie trzeba rezygnować tego dnia z mięsa, jednak skala społecznego niedowierzania najlepiej pokazuje, jak bardzo w końcówce grudnia jesteśmy przywiązani do postnych przepisów. Postnych, czyli bez mięsa, bez masła, ale za to z rybami. Nie tak łatwo wyjaśnić, czym jest postne danie, kiedy spyta o to ktoś z zagranicy – bo w Polsce każdy wie, czym są postny bigos i postna kolacja. It’s not vegetarian, but it’s almost vegan, and by the way, for the main course there is a fish. Brak mięsa wynika z chrześcijańskiego przykazu poszczenia, czyli rezygnacji z mięsa, lecz nie z ryb, których w Polsce nie uważało się – i zdarza się, że wciąż nie uważa się – za mięso. Mniej oczywisty może być brak masła, odróżniający dania postne od jarskich, a upodabniający je do wegańskich, który można wyjaśnić srogością dawnych postów. W XVIII i XIX w. ponad połowa roku była postna, a wiele tych dni obejmował dodatkowo post ścisły, czyli bez nabiału i jaj. Historycy tłumaczą, że prawdopodobnie te pobożne zakazy osładzały chłopską biedę. Ale etnografowie dodają, że duże znaczenie miała ludowa interpretacja Pisma Świętego, ponieważ w wielu wsiach brak mięsa na wigilijnym stole – także u zamożniejszych – tłumaczono tym, że to właśnie zwierzęta były obecne przy narodzinach Jezusa i w rocznicę tego wydarzenia warto im podziękować, wstrzymując się od zjadania mięsa.

Etnograficzna perspektywa lepiej pozwala zrozumieć również inne zwyczaje związane ze zwierzętami. Chociażby ten najpopularniejszy – oczekiwania na moment, kiedy przemówią one w ludzkim języku. To pozostałość po słowiańskim święcie Godów, które celebrowało przesilenie zimowe i początek nowego roku słonecznego. Najdłuższa noc w roku miała być tą, kiedy dzieją się rzeczy magiczne; to wtedy na ziemię wracały duchy przodków, woda zmieniała się w wino, a zwierzęta mówiły. Jednak zanim to nastąpiło, należało jeszcze przed kolacją odłożyć po jednej łyżce każdego dania i przygotować degustację wigilijnej wieczerzy dla wszystkich zwierząt gospodarskich. Jeśli były problemy z nakarmieniem kogoś kapustą, można było wymieszać ją z wodą w korytku. To miało być kolejne podziękowanie za towarzyszenie Jezusowi w stajence, ale też – co podkreślano – za codzienny trud i żywienie rodziny. Następnym, już trzecim tego dnia, podziękowaniem za pracę zwierząt była kolęda, czyli dzielenie się kolorowym opłatkiem oraz chlebem ze stołu. Ciekawiło mnie, jak dzieli się opłatkiem z krową lub kozą, ale prace etnograficzne z Lubelszczyzny wyjaśniły mi, że opłatek łamano i kładziono krowie na języku pod chlebem, żeby przypadkiem go nie wypluła. W niektórych wsiach dzielono się nawet kolędą ze zwierzętami przed ludzką kolacją – w ten sposób dziękowano im za mleko, bez którego nie byłoby sera, śmietany, twarogu czy masła. Za codzienną pracę, towarzystwo, wysiłek i wspólne życie, często do starości.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Trudno mi nie wzruszyć się taką prozwierzęcą motywacją w dawnych polskich zwyczajach, bo wyłania się z nich portret zwierząt jako towarzyszy. I chociaż dobrze wiem, że przeszłość nie jest najlepszą nauczycielką do układania relacji ze zwierzętami, to smucę się, po raz kolejny zauważając, że mamy dla zwierząt gospodarskich znacznie mniej empatii, niż miewaliśmy kiedyś. Jak to możliwe, że w sklepie możemy przebierać w produktach spożywczych, w Internecie przerzucać się badaniami na temat życia emocjonalnego zwierząt, a co roku zamykamy ponad 2 mln krów mlecznych w intensywnych hodowlach przemysłowych. Na tym polega chyba ironia rozwoju, że ten cywilizacyjny nie idzie w parze z kulturowym. Ta dychotomia pomog­ła w sukcesie przemysłowej hodowli, z której obecnie pochodzi większość nabiału w sklepowych chłodniach – jest cudownie efektywna, w zatrważająco okrutny sposób.

Pewnie myślą sobie Państwo, że to taki prosty podstęp, że powołując się na tradycyjną polską empatię wobec zwierząt, nie pozostawiam wyboru i sugeruję, że w podziękowaniu krowom od jutra trzeba przejść na weganizm. Ale nie, nie o to mi chodzi. Proszę się nie obawiać, nie będę też straszyć faktami z życia krów przemysłowych. Byłoby to bardzo smutne, zarówno dla drogich, wrażliwych Czytelniczek i Czytelników „Przekroju”, jak i dla mnie. Zamiast tego pomyślałam, że inspirując się staropolskimi tradycjami związanymi z wdzięcznością dla zwierząt, które nas karmią, możemy wybrać jedno z dwóch rozwiązań, aby dzisiaj tę wdzięczność okazać – ograniczyć kupowanie produktów mlecznych lub kupować tylko te, które pochodzą z certyfikowanych ekologicznych hodowli. Jeśli nie wyobrażają sobie Państwo życia bez kawy z krowim mlekiem, ale możecie sobie wyobrazić jaglankę na mleku owsianym, to wystarczy dać szansę temu drugiemu. W czasie, kiedy ten numer pojawia się w polskich kioskach, jest to naprawdę proste, bo w każdym dyskoncie można znaleźć roślinne mleko w kilku rodzajach. A jeżeli zrezygnować z nabiału jest za trudno, a budżet domowy elastyczny, można poszukać produktów mlecznych z certyfikowanych, nieprzemysłowych hodowli. Kto wie, może krowa z takiej hodowli o północy w Wigilię chciałaby podzielić się z nami opłatkiem, a nawet powiedzieć to jedno, magiczne słowo.

Świąteczna gorąca czekolada

Składniki na 2–4 porcje:

4–5 daktyli
½ szklanki czerwonego wina
3 goździki
1 ziarno ziela angielskiego
szczypta cynamonu
szczypta imbiru
1 tabliczka gorzkiej czekolady
3 łyżki oleju, neutralnego w smaku
1 lub 1 i ½ szklanki wody

1. Daktyle niedbale pokroić, włożyć do małego rondelka, zalać winem, dodać goździki, ziele angielskie, imbir i cynamon. Gotować pod przykryciem na małym ogniu przez 5–8 minut. Po tym czasie zdjąć z ognia, wyłowić przyprawy, a daktyle z winem przelać do wysokiego naczynia blendera, zmiksować.

2. Tabliczkę czekolady połamać, włożyć do tego samego rondelka, dodać olej i podgrzewać na minimalnym ogniu. Kiedy czekolada zacznie się rozpuszczać, wyłączyć ogień pod garnkiem i intensywnie mieszać czekoladę aż do rozpuszczenia – dzięki temu się nie przypali.

3. Do rozpuszczonej czekolady wlać wino zmiksowane z daktylami i dodać tyle wody, żeby czekolada miała odpowiednią konsystencję. Podawać po kolacji zamiast deseru lub do ciasta.

Czytaj również:

Medytacja kulinarna Medytacja kulinarna
Dobra strawa

Medytacja kulinarna

Monika Kucia

Co ugotować, kiedy potrzebujesz czasu na czytanie „Przekroju” albo gapienie się na śnieg za oknem? Monika Kucia ma sposoby na kuchenne działanie przez niedziałanie.

Co robi się samo? Dochodzi w piecu niczym zasiana idea? Podpłomyki i ziemniaki piecze się w żarze, czulent wstawia na noc do pieca przed szabasem, a resztki z przyjęcia zmienia się w zapiekankę.

Czytaj dalej