Chodzenie boso porządkuje myśli, odblokowuje głowę, może być synonimem wolności. Ale to również część kulturowego kodu, za sprawą którego przełamujemy formę albo wchodzimy w krąg uświęconych zwyczajem zachowań.
Jak poruszać się w tym labiryncie znaczeń? Patrzeć pod nogi i przed siebie. W tej drodze towarzyszyć nam będzie prof. Arnold Lebeuf, antropolog kulturowy, który przez lata kierował Zakładem Socjologii Religii w Instytucie Religioznawstwa UJ. Kiedy pytam o źródła bosochodzenia, odsyła do swojej książki Stopa bosa, stopa obuta. Semantyka motywu ikonograficznego i to ona będzie dla nas mapą.
Pierwsze kroki dziecka w każdej rodzinie są celebrowane jak wydarzenie. Bardzo często pozostaje po nim pamiątka w postaci odlewu maleńkiej stopy. Sklepy oferują gotowe zestawy na tę okazję – magiczna puszka z masą gipsową bezpieczną dla dziecka, ramka z plastyczną substancją. Wystarczy przyłożyć i zamknąć najcenniejsze wspomnienia w pudełku. Dlaczego do śladów stóp przywiązujemy tak dużą wagę?
Ślady mówią o nas samych, pomagają zrozumieć, od kiedy jesteśmy. Można je czytać jak pismo. Niektóre teorie o początkach pisma odsyłają do śladów zwierząt. Według chińskiej legendy, którą za Marcelem Granetem, sinologiem i badaczem starożytnych Chin, przytacza prof. Lebeuf, pismo wynalazł minister na dworze mitycznego cesarza Huanga Di, obserwując ślady pozostawione na ziemi przez ptaki. Te znaki ułożyły się w litery. „Dla myśliwych odczytywanie śladów musiało poprzedzać język w ogóle, czyli pismo”. I dalej: „Ślady stóp tworzą archaiczny język”. To, jak są ważne, pokazuje szczególny kult, jakim je otaczano. Jak zauważa profesor: „Na całym świecie, i to od czasów prehistorycznych, oddawano cześć wgłębieniom w kamieniach i skałach w kształcie odcisków”.