Praktyka jako ścieżka Praktyka jako ścieżka
i
ilustracja: Igor Kubik
Pogoda ducha

Praktyka jako ścieżka

Jon Kabat-Zinn
Czyta się 6 minut

Wszystkie kultury widzą w podróży metaforę życia i poszukiwania sensu. Na Wschodzie jej wyrazem jest słowo tao, po chińsku „droga” lub „ścieżka”. W buddyzmie praktyka medytacji zwykle określana jest jako ścieżka – ścieżka uważności, ścieżka właściwego zrozumienia, ścieżka koła prawdy (dharma).

Tao i dharma oznaczają również sposób istnienia rzeczy, prawo rządzące wszystkim, co istnieje i nie istnieje. Wszystkie zdarzenia, niezależnie od tego, czy na zewnątrz jawią się nam jako dobre czy jako złe, w istocie pozostają w harmonii z tao. Naszym zadaniem jest nauczyć się dostrzegać tę fundamentalną harmonię oraz żyć i podejmować decyzje w zgodzie z nią. Często jednak nie jest tak całkiem jasne, co jest słuszne. Pozostawia to wiele miejsca dla wolnej woli i szlachetnego działania, ale również dla napięcia i kontrowersji, nie wspominając już o całkowitym zagubieniu.

Praktykując medytację, w istocie uznajemy, że w tej chwili jesteśmy na drodze życia. Ścieżka rozwija się w tej i w każdej kolejnej chwili. Medytacja słusznie uważana jest bardziej za „drogę” niż za technikę. Jest to droga bycia, droga życia, droga słuchania, droga podążania ścieżką życia i bycia w harmonii z tym, co jest. Po części oznacza to uznanie, że niekiedy, często w bardzo decydujących momentach, naprawdę nie mamy pojęcia, dokąd zmierzamy ani nawet gdzie jest ścieżka. Chociaż zarazem możemy bardzo dobrze wiedzieć, gdzie jesteśmy w danej chwili (nawet jeśli jest to świadomość zagubienia, pomieszania, rozwścieczenia albo braku nadziei). Z drugiej strony często zdarza się, że wpadamy w pułapkę nadmiernej pewności, iż naprawdę wiemy, dokąd zmierzamy, szczególnie jeśli popycha nas osobista ambicja i bardzo mocno czegoś pragniemy. Jest to ślepota powstająca z samoutrwalających się przymusowych działań, które budzą w nas przeświadczenie o posiadaniu wiedzy, podczas gdy naprawdę wiemy mniej, niż się nam zdaje.

Woda życia, bajka ze zbioru braci Grimm, mówi, jak to zwykle bajki, o trzech braciach, księciach. Dwaj starsi bracia są chciwi i egoistyczni. Najmłodszy jest dobry i rozważny. Ich ojciec, król, cierpi na śmiertelną chorobę. Starzec, który w tajemniczy sposób pojawia się w pałacowym ogrodzie, pyta braci o przyczynę smutku, a gdy dowiaduje się, w czym leży problem, sugeruje, że lekarstwem może być woda życia. „Jeśli król się jej napije, znowu będzie zdrowy, ale trudno ją znaleźć”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Najpierw najstarszy brat otrzymuje pozwolenie i rusza na poszukiwanie wody życia dla ojca, żywiąc cichą nadzieję, że w ten sposób pozyska jego względy i sam zostanie królem. Dosiada konia i prawie natychmiast spotyka przy drodze krasnoludka, który zatrzymuje go i pyta, gdzie się tak spieszy. Zniecierpliwiony książę traktuje krasnoludka lekceważąco i protekcjonalnie, nakazując mu zejść z drogi. Wychodzi z założenia, że zna drogę po prostu dlatego, iż wie, czego szuka. Lecz tak nie jest. Ten brat nie potrafi pohamować swojej arogancji i ignoruje wiele możliwości, jakie mogą pojawić się w życiu.

Oczywiście krasnoludek w bajkach nie jest jakąś fizyczną istotą, lecz symbolem wyższych mocy duszy. W tym przypadku samolubny brat nie jest w stanie zbliżyć się do swej wewnętrznej mocy i doświadczać siebie z dobrocią i mądrością. Z powodu jego arogancji krasnoludek sprawia, że ścieżka wprowadza go w coraz bardziej zwężający się wąwóz, w którym w końcu nie może już ani posuwać się do przodu, ani cofnąć, ani skręcić; jednym słowem: utyka. I tam pozostaje, podczas gdy historia toczy się dalej.

Gdy pierwszy brat nie wraca, drugi z książąt rusza spróbować szczęścia. Spotyka krasnoludka, traktuje go w ten sam sposób i kończy tak jak pierwszy brat. Ponieważ symbolizują oni różne części tej samej osoby, można powiedzieć, że niektórzy ludzie nie są w stanie niczego się nauczyć.

Po jakimś czasie trzeci brat rusza po wodę życia. Spotyka krasnoludka, który pyta go, dokąd się tak spieszy. On jednak, w odróżnieniu od swych braci, zatrzymuje się, schodzi z konia i opowiada krasnoludkowi o chorobie ojca i poszukiwaniu wody życia, przyznając, że nie ma pojęcia, gdzie szukać ani w którym kierunku ruszyć. Na to krasnoludek oczywiście odpowiada: „Och, ja wiem, gdzie można znaleźć wodę życia” i mówi mu, gdzie ona jest i jak ma postępować, żeby ją zdobyć. Wszystko to jest bardzo skomplikowane. Książę słucha uważnie i zapamiętuje polecenia.

W tej bardzo kunsztownej opowieści pojawia się wiele wątków, których zbadanie pozostawiam zainteresowanym czytelnikom. Tutaj chodzi jedynie o to, że czasami dobrze jest przyznać się przed sobą, iż nie zna się drogi, i być otwartym na pomoc z nieoczekiwanej strony. Dzięki temu uzyskujesz dostęp do wewnętrznych i zewnętrznych energii i sprzymierzeńców, których stwarza twoja własna serdeczność i bezinteresowność. Oczywiście samolubni bracia również są wewnętrznymi przejawami psychiki. Ta opowieść pokazuje nam, że uleganie zwykłym ludzkim skłonnościom do zaabsorbowania własną osobą i arogancji, ignorowanie szerszego porządku rzeczy prowadzi ostatecznie do życiowego impasu, w którym nie będziesz mógł posunąć się do przodu, cofnąć ani skręcić. Historia trzech braci mówi nam, że trwając przy takiej postawie, nigdy nie znajdziesz wody życia i utkniesz być może na zawsze.

Praktyka uważności wymaga, byśmy uszanowali i uznali naszą własną „energię krasnoludka”, zamiast rzucać się na oślep w wir różnych spraw, z umysłem zupełnie pozbawionym kontaktu z ogromnymi częściami nas samych, kierowanym przez ciasne ambicje i pragnienie osobistego zysku. Ta historia mówi nam, że tylko wówczas możemy osiągnąć pomyślność, gdy w swoim postępowaniu świadomi jesteśmy istniejącego stanu rzeczy, co oznacza również gotowość do przyznania, że nie wiemy, dokąd zmierzamy. Najmłodszy brat musi przebyć długą drogę, zanim będzie można uznać, że wie, jak się sprawy mają (z jego braćmi na przykład). Boleśnie doświadcza perfidii i zdrady i płaci wysoką cenę za swą naiwność, nim w końcu posiądzie pełnię swej energii i mądrości. Symbolicznie ukazuje to scena końcowa, w której jedzie środkiem drogi wyłożonej złotem, poślubia księżniczkę (o której wam nie mówiłem) i zostaje królem (całkowicie dojrzałym człowiekiem) – nie w królestwie swego ojca, lecz we własnym.

fotografia: materiały promocyjne
fotografia: materiały promocyjne

Fragment książki Jona Kabat-Zinna Gdziekolwiek jesteś, bądź, wyd. Czarna Owca, Warszawa 2022. Skróty i usunięcia przypisów pochodzą od redakcji „Przekroju”.

Czytaj również:

Wzajemne powiązanie Wzajemne powiązanie
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Złap oddech

Wzajemne powiązanie

Jon Kabat-Zinn

Wszystko jest ze sobą połączone – jak koraliki współtworzące ten sam naszyjnik. A tym, co jest nicią łączącą wszystkie byty, doświadczenia i procesy, jest oddech – czytamy w „Gdziekolwiek jesteś, bądź”.

Wydaje się, że już od dzieciństwa w pełni zdajemy sobie sprawę z tego, iż wszystko jest ze sobą powiązane w pewien sposób, że to się dzieje, ponieważ stało się tamto, że aby coś mogło się stać, musi wydarzyć się coś innego. Przypomnij sobie tylko stare ludowe opowieści, jak choćby tę o lisie. Lis wypił mleko starej kobiecie, która nie dopilnowała go, gdy zbierała drewno na opał. W napadzie gniewu kobieta obcina mu ogon. Lis prosi, by oddała ogon, a ona odpowiada, że przyszyje mu go z powrotem, jeśli dostanie swoje mleko. Lis idzie więc do krowy i prosi o mleko, a krowa odpowiada, że da mu mleka, jeśli on przyniesie jej trawy. Zatem lis idzie na łąkę i prosi o trawę, a łąka odpowiada: „Przynieś mi wody”. Idzie więc do strumienia i prosi o wodę, a strumień odpowiada: „Daj mi dzban”. Tak to się toczy dalej, aż do młynarza, który z dobroci i sympatii daje lisowi trochę ziarna, by dał je kurze, żeby zniosła jajko, które ma dać handlarzowi, żeby dostać paciorek, który ma dać pannie, żeby dostać dzban, którym nabierze wodę… i tak lis odzyskuje ogon i odchodzi bardzo szczęśliwy. Coś musi się zdarzyć, żeby mogło się zdarzyć coś innego. Nic nie bierze się z niczego. Wszystko z czegoś wynika. Nawet dobroć młynarza skądś się wzięła.

Czytaj dalej