Nie mogę ostatnio spać. Całą jesień i zimę zmęczenie kleiło mi oczy i odkładało się ciężarem w moim ciele już od zmierzchu; rzadko kiedy zdarzało się, bym o dwudziestej drugiej była jeszcze zdolna do aktywności innej niż mało składne perswadowanie dziecku, że trzeba już iść spać. Ale od połowy stycznia – kiedy dnia już przybywa – coraz gorzej śpię. Czasem zdarza mi się nie móc zasnąć do drugiej lub trzeciej. Początkowo ucieszyłam się, że wreszcie doba daje mi trochę czasu dla mnie samej. Przeczytałam wszystkie kryminały i inne książki z wielu stosików porozkładanych po całym domu na wypadek, gdyby pojawił się jakiś strzęp wolnego czasu. Obejrzałam zaległe filmy na Netflixie. Czytałam gazety online, słuchałam politycznych podcastów i popularnonaukowych audycji radiowych. I zaczęłam się niepokoić, bo wciąż nie mogłam spać.
Lęk przychodzi zawsze w wielu postaciach naraz. Nawet jeśli każda z nich jest niewielka i błaha, gdy wszystkie spotykają się, zwłaszcza w nocy, w oszołomionej bezsennością głowie, efekt pojawia się od razu. Rośnie niepokój o codzienność, o bezpieczną przyszłość, w nieproszone odwiedziny przychodzą natrętne, najczęściej katastroficzne, dręczące realizmem obrazy. Hałasy u sąsiadów potrafią pchnąć do planowania przeprowadzki – byle tylko ustrzec się przed nadchodzącym obłędem… Wtedy już nie tylko mieszkanie zaczyna jawić się jako więzienie, ale całe miasto i kraj. Kolejny etap nocnej psychozy to szukanie w telefonie, w portalach podróżniczych biletów lotniczych, cen wysyłania wielkogabarytowego dobytku w paczkach za granicę i w końcu – przeglądanie ofert sprzedaży nieruchomości. Czy za polskie ceny można cokolwiek kupić za granicą? Coś, co nie będzie zatęchłą norą na przedmieściach jakiejś przygnębiającej, odczłowieczonej metropolii? Perspektywa ucieczki w całkiem nowe miejsce na moment daje nadzieję, tonując rosnącą panikę. Znajduję kolejne maluteńkie mieszkania w miasteczkach Holandii i Niemiec, na które nie do końca byłoby mnie stać, nawet po sprzedaniu wszystkiego, co tutaj posiadam, zrujnowane domy w Bułgarii i na Bornholmie, kamienne mikrofortece we Włoszech. Układam plan finansowo-logistyczny przetransportowania tam mojej małej rodziny. Zastanawiam się nad pracą na miejscu. Ale niepokój nie mija. Kiedyś myśl o zmianie wszystkiego była źródłem uspokojenia, perspektywą wyboru, którego ostatecznie mogę dokonać, gdy już do końca obrzydną mi polska głupota, absurd, arogancja, chamstwo i agresja. Ale tym razem spokój nie nadchodzi.