Złap oddech

Przykazania bezpiecznego turysty

Wojtek Antonów
Czyta się 3 minuty

– Tatry to jedyne w Europie Środkowo-Wschodniej góry o charakterze alpejskim, czyli takie, których nie wolno lekceważyć. Zajmują mniej więcej 1/25 powierzchni Alp, więc mogą sprawiać wrażenie kameralnych, ale pod względem trudności szlaków, ukształtowania terenu i zjawisk pogodowych, a także zagrożeń na pewno im dorównują.

– Przed każdym wyjściem w góry, pieszym czy na narty, trzeba sprawdzić stopień zagrożenia lawinowego. Najłatwiej zrobić to, wchodząc na stronę internetową Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (www.topr.pl). Tablice informacyjne można znaleźć też przed wejściem na szlak.
Wiele osób zapomina, że w pięciostopniowej skali już trójka uważana jest za zdradliwą i niebezpieczną. Piąty poziom zagrożenia lawinowego w Polsce nie występuje, gdyż w Tatrach nie schodzą lawiny zagrażające siedliskom ludzkim.

– Turyści i narciarze planujący wyjście w wyższe partie gór czy zjazdy poza wyznaczonymi szlakami powinni być wyposażeni w tzw. zimowe ABC, czyli rozkładaną sondę, łopatkę i detektor lawinowy. W przypadku przysypania przez lawinę największe szanse na uratowanie mają ci, których odnajdą i odkopią ich towarzysze.

– Posiadanie ABC to połowa sukcesu, ważne jest także, aby umieć go używać. Najlepszą wiedzę zdobywa się w praktyce, dlatego wszystkim zainteresowanym turystyką wysokogórską polecamy wzięcie udziału w jednym z wielu kursów lawinowych odbywających się w Tatrach.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Wychodząc w góry, należy zabrać ze sobą plecak, w którym znajdują się zapasowe części garderoby i akcesoria: rękawiczki, cienka kurtka, gogle, latarka czołowa. Ważne jest też, aby mieć coś do przegryzienia (czekolada) czy termos z wodą.

– Oczywiście dobrze jest mieć ze sobą telefon, pamiętając jednak, żeby był naładowany, a na szlaku używać go z umiarem. Mróz drastycznie skraca żywotność baterii, dlatego lepiej zrezygnować z kolejnych zdjęć.
W górach nie można też uważać za pewnik, że będzie zasięg, zwłaszcza Internetu – nie zaszkodzi włożyć do plecaka zwykłą, drukowaną mapę. W telefonie warto mieć zapisany górski numer ratunkowy lub aplikację ratunkową, która po uruchomieniu przekazuje położenie dzwoniącego.

– Wychodząc na dłuższą wyprawę, w schronisku, hotelu, pensjonacie czy na kwaterze należy zostawić informacje, dokąd się idzie i kiedy planuje się powrót (można też zadzwonić do bliskiej osoby).

– W górach warto czasem odpuścić. Największym zagrożeniem dla turystów i narciarzy chcących dokonać ambitnych wejść czy zjazdów zimą jest ich ego („co, ja nie wejdę?”).
Planowanie jakichkolwiek działań powinno uwzględniać warunki pogodowe i możliwości fizyczne uczestników wyprawy.

– W sytuacji wykluczającej możliwość samodzielnego rozwiązania problemu należy bezzwłocznie zawiadomić służby ratunkowe, podając swoją pozycję i opis zdarzenia.
Zanim jednak ratownicy dotrą na miejsce, może minąć trochę czasu, dlatego trzeba cierpliwie czekać na ich przybycie.

– Numer ratunkowy TOPR: +48 601 100 300. Przydatne adresy internetowe to www.topr.pl i www.601100300.pl.WA

Czytaj również:

Moje ski nie chciały skręcać Moje ski nie chciały skręcać
i
ilustracja: Natka Bimer
Promienne zdrowie

Moje ski nie chciały skręcać

Zakopane przed 100 laty
Ewa z Koziebrodzkich Dzieduszycka

Najpierw pojawili się pierwsi turyści. Potem narciarze. Ewa Dzieduszycka przecierała i jedne, i drugie szlaki. W Zakopanem z jej pamiętnika nikomu nie śniło się o kolejkach do wyciągu na Kasprowy i o pozowaniu do zdjęcia z niedźwiedziem na Krupówkach.

Byłam już dorosłą panną, kiedy w roku 1899 babcia uznała, że zwiedziwszy już kawał świata, powinnam poznać i kraj ojczysty. Jedziemy więc w lecie do Zakopanego w trójkę: babcia, Lela i ja. Nie była to jednak podróż tak łatwa jak obecnie, kiedy pociąg zawozi turystów prawie do podnóża gór. W owych czasach pociągi kursowały tylko do Nowego Sącza. Trzeba więc było wcześniej obstalowywać jakiś wehikuł, który by nas zawiózł aż na miejsce. Na szczęście mieliśmy znajomą, panią Kronhelmową, która była właścicielką pensjonatu przy Kościeliskiej, i ona posłała po nas bardzo komfortowy powozik. Trzeba było popasać w Chabówce, gdzie można było dostać obiad, a gdy konie należycie wypoczęły, puszczano się w dalszą drogę.

Czytaj dalej