Gdzie jest śnieg? Czy spadnie jeszcze tej zimy, czy otuli nasze miasta i wyciszy uliczny gwar? Zimowy krajobraz najsilniej trwa w baśniach z dzieciństwa. Niesie mroźne piękno, idzie pod rękę z wiecznością, komunikuje niepokój. Przyjrzyjmy się praobrazom i snom odbijającym się w lustrach kolejnych pokoleń oraz zimowym metaforom wystawionym na próbę słońca.
Są takie sny, z których po przebudzeniu zostaje jeden obraz. Otoczony silną aurą emocjonalną towarzyszy nam później przez cały dzień – trzymamy go głęboko w sobie, w bezpiecznym miejscu. Co jakiś czas do niego zaglądamy: czy jest, czy się nie zatarł i całkiem nie zniknął. Takim ważnym snem jest dla mnie baśń Hansa Christiana Andersena Królowa Śniegu, którą w dzieciństwie przed zaśnięciem czytała mi mama. Znaczna część fabuły dawno ulotniła się z pamięci, ale obraz mroźnej królowej zapadł we mnie na zawsze – jak okruch stłuczonego zwierciadła, o którym pisał Andersen. Bo sny i baśnie to w gruncie rzeczy ten sam świat – dwa wyjęte spod władzy dziennego rozumu bratnie rezerwaty, w których żyje to, co nieświadome.