Gdzie jest śnieg? Czy spadnie jeszcze tej zimy, czy otuli nasze miasta i wyciszy uliczny gwar? Zimowy krajobraz najsilniej trwa w baśniach z dzieciństwa. Niesie mroźne piękno, idzie pod rękę z wiecznością, komunikuje niepokój. Przyjrzyjmy się praobrazom i snom odbijającym się w lustrach kolejnych pokoleń oraz zimowym metaforom wystawionym na próbę słońca.
Są takie sny, z których po przebudzeniu zostaje jeden obraz. Otoczony silną aurą emocjonalną towarzyszy nam później przez cały dzień – trzymamy go głęboko w sobie, w bezpiecznym miejscu. Co jakiś czas do niego zaglądamy: czy jest, czy się nie zatarł i całkiem nie zniknął. Takim ważnym snem jest dla mnie baśń Hansa Christiana Andersena Królowa Śniegu, którą w dzieciństwie przed zaśnięciem czytała mi mama. Znaczna część fabuły dawno ulotniła się z pamięci, ale obraz mroźnej królowej zapadł we mnie na zawsze – jak okruch stłuczonego zwierciadła, o którym pisał Andersen. Bo sny i baśnie to w gruncie rzeczy ten sam świat – dwa wyjęte spod władzy dziennego rozumu bratnie rezerwaty, w których żyje to, co nieświadome.
Pochwała cienia
Nieświadomość jest bardzo elokwentna i ma swój język – wypowiada się za pomocą obrazów, a kiedy chce nam zakomunikować coś naprawdę ważnego, sięga po praobrazy, nazwane przez Carla Gustava Junga archetypami. Różnią się one od zwykłych obrazów m.in. intensywnym zabarwieniem emocjonalnym. Odczuwa się je jako obce, ale jednocześnie dziwnie znajome. Dzieje się tak, gdyż każdy archetyp jest zbiorowym wspomnieniem ludzkości i współtworzy uniwersalną strukturę psyche. Są dobrem wspólnym, każdy „rozumie” ich mowę. Właśnie dlatego pewne elementy snów i baśni tak silnie w nas rezonują, choć nie wszystkie z taką samą mocą. Według Junga podstawowe archetypy – takie jak Cień, Anima i Animus czy Matka i Ojciec –