Smutki uboczne – 2/2020 Smutki uboczne – 2/2020
Pogoda ducha

Smutki uboczne – 2/2020

Piotr Stankiewicz
Czyta się 2 minuty

Paesenol

Kiedy zapomnisz nazwy własnej. Tak, tak, najgorzej. Zapomnieć daty, pomylić się w liczbach, przekręcić słowo albo nawet przegapić czyjeś urodziny to jeszcze nic. Najgorzej jest zapomnieć nazwy miasta, przedmiotu, tytułu filmu. Albo, co oczywiste, czyjegoś imienia. Zapomnieć nazwy własnej to koszmar, samopostrzał w tył głowy, utrata kawałka umysłu, tego właśnie kawałka, który w danej chwili był konieczny. Bez niego jesteśmy jak dzieci we mgle, dukamy, spadamy w jakąś otchłań, nie jesteśmy w stanie rozmawiać. Szukamy w pamięci – na próżno. Rozmówcy patrzą na nas wyczekująco, potem niecierpliwie, na końcu już tylko dziwnie. Degradujemy się, malejemy, nikniemy w oczach. To nie nazywanie rzeczy, jak w Księdze Rodzaju, ale znajomość, pamiętanie nazw czyni człowiekiem. A przynajmniej uczestnikiem rozmowy.

Neviano

Gdy uświadamiamy sobie, że ludzie komunikują się już inaczej i gdzie indziej, a my utknęliśmy w poprzedniej rozmowie, przez stare narzędzia. Wszyscy piszą już SMS-y, a my ciągle dzwonimy. Wszyscy siedzą na komunikatorach, a my ciąg­le w tych SMS-ach. Świat ucieka do przodu, życie lubi przeganiać; ani się obejrzymy, a już cyk, rwie się rozmowa, ludzie znikają, nie wiadomo, gdzie ich szukać, bo ciągle niby są, ale jednak ich nie ma, siedzą z nosami w telefonach w czymś zawsze nowym, zawsze trudniejszym do zrozumienia. Nikt nigdy nikogo nie przekonywał do tego, co nowe. Po prostu któregoś dnia wstaliśmy, a wszyscy już tam byli. Tylko my nie. My zostajemy gdzie indziej, sami, w poprzednim świecie. I nawet nie mamy którędy zapytać o drogę do tego nowego.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Oceasy

Spojrzenie wstecz na życie, które przypomina nam, że to, gdzie i kim dzisiaj jesteśmy, nasz zawód, nasza droga i sposób bycia, nasze wszystko, to jest jeden wielki przypadek, bo wszystko mogło się potoczyć inaczej. Byliśmy młodzi – czyli świat otwierał się przed nami tysiącami dróg, odnóg, którymi chciało się pójść, w które można było się zagłębić, skorzystać, obrócić na swoje. Tak przynajmniej lubiliśmy to widzieć, a już szczególnie lubiliśmy myśleć, że dało się pójść wszędzie naraz. Dziś jesteś urzędnikiem, a przecież mogłeś być w IT. Dzisiaj siedzisz w IT, a mogłeś być podróżnikiem. Miałeś być piłkarzem, miałaś być aktorką. Tych dróg był bezmiar – czemu znaleźliśmy się na tej jednej, na której właśnie jesteśmy? Trochę przypadek. Trochę przeznaczenie. Czy jedno aż tak bardzo różni się od drugiego?

 

Czytaj również:

Rozważania na koniec ludzkości Rozważania na koniec ludzkości
Dobra strawa

Rozważania na koniec ludzkości

Monika Kucia

Największe ruchy kulinarne w ostatnich latach uruchamiał zapał i entuzjazm pojedynczych osób.

Zanim my, wielbiciele Grety, protestujący w strajkach klimatycznych, wymieniający się ubraniami i innymi rzeczami z sąsiadami, zaczęliśmy zawijać jedzenie w papier z wosku pszczelego i wkładać je do torebek ze starych firanek, zanim weganizm stał się modny, nasza cywilizacja przeszła drogę od starodawnej uprawy i umiarkowanej dystrybucji dóbr przez uprzemysłowienie rolnictwa aż po globalizację. Ruch oporu obudził się dość szybko, choć w różnych miejscach w różnym czasie, przeciwstawiając się fabrycznej produkcji żywności. Ostatnio przybrał na sile w obliczu perspektywy katastrofy ekologicznej i końca ludzkości.

Czytaj dalej