Ten dzień szczególny
i
„Pod gałęziami obciążonymi śniegiem”, Joseph Farquharson, 1903 r. (domena publiczna)
Żywioły

Ten dzień szczególny

Bogna Wernichowska
Czyta się 3 minuty

Niegdyś budził obawę i grozę, oczekiwano go ze zbożnym lękiem — czy też słońce, które w tym czasie tak krótko świeci na nieboskłonie, by na długo zniknąć w mrokach nocy, pojawi się znowu, aby rozproszyć ciemności. Palono więc ognie na rozstajnych drogach, na placach miejskich obok świątyń, a kiedy już zapanowało chrześcijaństwo — na przykościelnych cmentarzach.

W starożytności, gdy słońce wstępowało w pierwszy znak astronomicznej zimy i następował najkrótszy dzień roku, odprawiano Saturnalia — święta ku czci boga czasu, mądrości i rolnictwa Saturna. Przez kilka dni w rzymskich domach stoły zastawione były do uczty, panowie siadali wespół z niewolnikami do świątecznego jadła, a ich żony, synowie i córki usługiwali biesiadnikom. Obdarowywano się też wówczas orzechami i jabłkami, owocami symbolizującymi zdrowie i długowieczność.

Celtowie i Gallowie palili w dzień zimowego przesilenia ognie w pobliżu świętych głazów i kurhanów, wróżąc sobie z kształtu płomienia i ulatujących w niebo iskier o tym, jaki będzie czas rozpoczynającej się zimy. Płomień palący się prosto i niesypiący nadmiernie iskrami oznaczał, że ci, którzy zasiadali w jego blasku, przeżyją zimowe miesiące w zdrowiu i pomyślności. Trzaski płonącego drewna i zmienna wysokość płomienia miały być zapowiedzią zimy ciężkiej, która da się wszystkim we znaki, ognisko dające więcej dymu niż światła i ciepła było złowróżbną prognozą najbliższych miesięcy.

Najkrótszy dzień był też czasem magicznym, kiedy pytano o przyszłość, odprawiano czarnoksięskie obrzędy i rzucano miłosne czary. Wierzono, że uczucia powstałe w ten dzień rosnąć będą wraz ze słońcem coraz dłużej obecnym na niebie, dlatego też jeszcze w czasach średniowiecza młode kobiety starały się bodaj na moment spotkać wybrańca serca i zwrócić na siebie jego uwagę.

Złe było przyjść wówczas na świat — wiara, że dzieci urodzone pierwszego dnia zimy mają usposobienie ponure, a nieraz odznaczają się twardym i nieprzyjaznym charakterem, przetrwała długo w wierzeniach różnych narodów. Niechętnie zawierano też w ten dzień umowy, starano się nie wyruszać w podróż, ani rozpoczynać żadnej ważnej czynności. Po zapadnięciu zmierzchu kobietom w odmiennym stanie i małym dzieciom nie pozwalano opuszczać domów, aby nie zostały porwane przez włóczące się w ciemnościach najdłuższej nocy złe duchy i demony.

Aż do początku XIX stulecia z położenia Księżyca w danym znaku zodiaku w ten dzień stawiano prognozy co do pogody i zdrowia ludzi podczas najbliższych trzech miesięcy. Księżyc w znaku Koziorożca, Panny lub Byka zapowiadał zimę ostrą i zdrową, znajdujący się w znakach wody: Raku, Skorpionie lub Rybach — pozwalał spodziewać się zimy lekkiej, częstych odwilży, ale też chorób trapiących ludzi. Jeżeli natomiast znajdował się w znaku Lwa, Barana czy Strzelca — uważano, że zima będzie bardzo mroźna, a niska temperatura może stać się przyczyną śmierci wielu ludzi i zwierząt. Jeśli w dniu przesilenia zimowego Księżyc stał w znakach powietrza: Wodniku, Wadze czy Bliźniętach — prognozy zimowej pogody przewidywały niezbyt duże mrozy i niewiele opadów, ale za to częste gwałtowne zawieruchy i zamiecie. Zimy takie sprowadzać miały krótko trwające choroby związane z przeziębieniem.

 

Czytaj również:

Czy da się uratować święta?
i
"Przygotowanie do świąt (skubanie indyków)", Francis William Edmonds; MET
Wiedza i niewiedza

Czy da się uratować święta?

Anna Rembowska

Połowa grudnia. Przedświąteczna krzątanina w pełni. Dzieci ukryte w dorosłych czekają na śnieg i boją się, że znów może nie być magii. Że mimo, że wszystko się uda, znów będzie tak, jakby nic się nie wydarzyło. Choć przecież święta, tak nasycone nadzieją, wydarzą się, kolejny raz.

Przed świętami w gazetach pojawia się wiele artykułów o tym, jak uniknąć rozczarowania nimi. Jak nie dać się wybujałym oczekiwaniom, że będzie to magiczny i doskonały czas. Jak samemu wyczarować sobie tę magię. To problem wielu domów, w których nie ma na co dzień ani samotności, ani biedy. Dotyczyć może nawet tych, w których obchodzi się te święta religijnie, co, teoretycznie przynajmniej, powinno zagwarantować upragniony sens. Żeby te święta coś znaczyły. Coś zmieniały. Żeby zaraz po rozpakowaniu prezentów albo po powrocie z pasterki czy wypiciu kieliszka nalewki na trawienie po uroczystej kolacji nie ogarnęła nas panika, że jest już po wszystkim i… nic się nie stało. Na co czekaliśmy?

Czytaj dalej