Tworzymy przyjazne miasta i legalizujemy skateboarding Tworzymy przyjazne miasta i legalizujemy skateboarding
Promienne zdrowie

Tworzymy przyjazne miasta i legalizujemy skateboarding

Wojtek Antonów
Czyta się 7 minut

Sporty miejskie, a zwłaszcza deskorolka, na stałe wpisały się w pejzaż większych i mniejszych miast. Młodzi ludzie zamiast grać w piłkę, wolą jeździć na deskach i hulajnogach, uprawiać parkour czy wspinać się na ściankach – po modzie na piłkarskie Orliki przyszedł czas na inwestycje gmin w różne formy rekreacji mieszkańców, a efektem tego często jest skatepark.

Deskorolka, choć stworzona do jazdy na ulicach i nieobjęta żadnymi nakazami, coraz częściej bywa kierowana do specjalnie dla niej stworzonych parków przypominających ogrodzone boiska. Aby stworzyć bardziej wartościowe rozwiązania dla miejskiej rekreacji, powstała idea Skweru Sportów Miejskich, czyli wielofunkcyjnej przestrzeni dla osób w każdym wieku pozwalającej na różne formy aktywności. Jednym z twórców fundacji jest Grzegorz Gądek, który jako deskorolkowiec dokładnie wie, czego potrzeba fanom skateboardingu, choć równocześnie chce tworzyć miasta przyjazne wszystkim mieszkańcom. 

 

Wojtek Antonów: Od czego wszystko się zaczęło?

Grzegorz Gądek: Przede wszystkim od mojej pasji do deskorolki, a także poczucia, że rozwijanie produktów cyfrowych, którymi się zajmowałem zawodowo, nie daje mi pełnej satysfakcji, ale dostarcza wszystkich narzędzi do pracy w innej dziedzinie. Jeszcze na studiach zajmowałem się projektami społecznymi, więc naturalnie i bardzo spontanicznie pojawił się łączący moje zainteresowania pomysł, żeby rozwiązać problem braku światowej klasy miejsc do jazdy na desce w Warszawie i przyciągnąć do Polski zawodowców z innych kontynentów odwiedzających co roku Europę. Niespodziewanie dla siebie uruchomiłem proces, który po siedmiu latach działania i nauki doprowadził do momentu, gdy razem z bardzo inspirującym zespołem uczestniczę w dyskusji dotyczącej poprawy jakości życia w miastach i ruchu jako uniwersalnej płaszczyzny interakcji ludzi w każdym wieku. No i zawodowo prowadzę fundację, której na starcie nawet nie planowałem zakładać, a której losy nie przestają mnie zaskakiwać.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Dlaczego deskorolka, a nie np. koszykówka?

Koszykówka też jest świetna, od młodości lubię grać i interesuję się ligą NBA, ale to deska skradła moje serce. Niby deskorolka to kawałek drewna na kółkach, ale daje niezwykłe spojrzenie na miasto jako wielki plac zabaw i w zasadzie nieograniczone pole eksploracji i kreatywności zarówno na poziomie samych trików, jak i różnych form sztuki, które powstają wokół samej jazdy na desce. Kiedyś kolega prowadzący stronę Idosk8.com zrobił świetną koszulkę z napisem „Kiedyś jeździłem” i myślę, że byłoby sporym zaskoczeniem, jak wielu uznanych architektów, projektantów wzornictwa czy artystów mogłoby ją założyć.

Czy przypadkiem deskorolka nie przyczynia się do niszczenia „wspólnego mienia”?

Jednym z ważnych haseł w desce jest „skate and destroy” i generalnie skateboarding ma mocno anarchistyczny sznyt, ale nie jest wyjątkiem, bo wiele rodzajów aktywności miejskiej tak działa i tutaj pewnie musielibyśmy zejść na temat szerszej sytuacji społecznej, żeby to wyjaśnić. Skejci po prostu „używają” miasta intensywniej niż inni, ale mienie publiczne właśnie po to jest, żeby różne grupy mogły go używać. Oczywiście to, co mówię, nie jest normą – standardowe podejście do tematu zaprezentował burmistrz jednej z polskich miejscowości, który po renowacji parku kazał przykręcić plenerowe szachy do ziemi, żeby mieszkańcy ich nie zepsuli. Naszym zdaniem przestrzeń miasta powinna pracować dla lokalnej społeczności, wspierać jej integrację i poprawiać jakość życia.

Chęć tworzenia miejsc na deskorolkę zaowocowała powołaniem fundacji?

Można tak powiedzieć, ale fundację założyliśmy po pięciu latach działań jako kolektyw architektów, sportowców z kilkudziesięciu dyscyplin i różnych organizacji miejskich oraz badaczy społecznych. W czasie tych lat zrealizowaliśmy wiele projektów, które pokazały, jak szerokim zjawiskiem się zajmujemy, ale faktycznie moim osobistym i bardzo spontanicznym impulsem do ich realizacji była chęć sprawienia, żeby moi idole nie jeździli wyłącznie do Barcelony, Paryża, Kopenhagi, Berlina i Pragi, ale żeby licznie co roku pojawiali się w Warszawie i innych miastach Polski.

Środowisko deskorolkowe uchodzi za trudne we współpracy z jakimikolwiek władzami, jednak Wam udało się na tym polu odnieść kilka spektakularnych sukcesów?

Z jednej strony esencją deskorolki jest kreatywna anarchia, z drugiej – funkcjonuje ona jednak w przestrzeniach objętych regulacjami i przepisami. Tak było w przypadku placu Grzybowskiego w Warszawie, który po renowacji jest kompletnym miejscem do jazdy. Kamienna nawierzchnia, różnej wysokości murki, różnica poziomów, wybicia. Miejsce bardzo szybko stało się niezwykle popularne wśród deskorolkowców i równie szybko okazało się, że taka sytuacja nie podoba się okolicznym mieszkańcom i można ich zrozumieć – otoczenie placu tworzy studnię akustyczną, a skejci zajmowali go całymi dniami. Na skutek protestów plac Grzybowski został objęty całkowitym zakazem jazdy na deskorolce i murki zablokowano tzw. skatestopperami.

Jak doszło do legalizacji deskorolki w tym miejscu?

Po blokadzie nawiązaliśmy kontakt z operatorem placu, wysuwając propozycję wypracowania kompromisu. Tutaj należą się słowa uznania pani wiceprezydent Renacie Kaznowskiej, która zarządzała wtedy jednostką miasta nadzorującą plac Grzybowski. Pani prezydent podjęła rozmowy, zaangażowała się w mediacje z mieszkańcami i zgodziła się na wprowadzenie innowacji na okres testowy, który zakończył się sukcesem. Wypracowaliśmy porozumienie, które pozwoliło deskorolkowcom korzystać z placu w wyznaczone dni i godziny, wsparte przez społeczność skejtów. Rozwiązanie narzuca pewne ograniczenia, ale jest rozsądne i korzystne dla obu stron. W tej chwili, o ile wiem, poza jedną starszą osobą wysyłającą pisma do urzędu nie ma protestów mieszkańców i mamy nadzieję, że jedna głośna osoba nie doprowadzi do skreślenia ważnego osiągnięcia.

Czyli porozumienie obowiązuje do dzisiaj? 

Oczywiście, że tak i o ile wiem, to jedyne takie miejsce w Polsce i jedno z nielicznych w Europie, gdzie dialog i porozumienie zaowocowały taką formą regulacji i postawieniem przyjaznego oznakowania terenowego. Dzięki porozumieniu plac Grzybowski stał się ważnym przykładem, ale też punktem na deskorolkowej mapie, gdzie pojawiają się najlepsi skateboardziści w kraju i przywozi się zagranicznych gości. Wykonano tam masę historycznych trików udokumentowanych przez fotografów i operatorów wideo.

Jesteście w trakcie realizacji projektów z budżetu partycypacyjnego. Gdzie i kiedy będziemy mogli pojeździć na desce w nowych miejscach?

W 2015 r. zgłosiliśmy i dzięki zaangażowaniu społeczności przegłosowaliśmy dwa projekty przestrzeni mające jakość, o którą nam chodzi. Niestety, są one wciąż na etapie przygotowania, co w przypadku inwestycji w centralnych punktach miast niekiedy się zdarza. W tej chwili nie jestem w stanie podać przybliżonej daty udostępnienia tych miejsc. W tym roku dużym wydarzeniem będzie najpewniej otwarcie Bulwarów Wiślanych, które w niewielkim stopniu konsultowaliśmy niemal pięć lat temu. Zobaczymy, co z konsultacji przetrwało, ale już pierwszy odcinek dostępny od ubiegłego roku jest przyjazny skejtom i pokazuje, że różne formy rekreacji mogą bardzo ożywić nabrzeże rzeki. Sporty miejskie są mile widziane w bardzo wielu miejscach – nie tylko wzdłuż brzegów Wisły i w parkach, lecz także na placach czy w otoczeniu PGE Narodowego, gdzie również działamy od kilku lat. Z drugiej strony, współpracujemy z kilkoma instytucjami kultury i uniwersytetem, a także instytucjami prowadzącymi inwestycje drogowe, pokazując, że ruch miejski może i powinien być wszędzie. Relatywnie mało otwartości przejawiają instytucje odpowiedzialne za sport, ale mam nadzieję, że uda nam się z czasem rozwinąć formułę ośrodka sportowego, aby realizował znacznie więcej zadań niż obecnie. W zespole czujemy, że po siedmiu latach pracy nasza droga dopiero się zaczyna, a jednocześnie widzimy, że uczestniczymy w wielkiej zmianie, która w najbliższych dziesięcioleciach zmieni miasta na całym świecie. Mamy nadzieję, że również w Polsce.

Czytaj również:

Bogini jogi Bogini jogi
i
Indra Devi i jej uczennica podczas ćwiczeń w Indra Devi Yoga Studio w Hollywood, około 1952 r.; zdjęcie: Earl Leaf/Michael Ochs Archives/Getty Images
Wiedza i niewiedza

Bogini jogi

Piotr Żelazny

Przeżyła cały XX wiek – rewolucję bolszewicką, obie wojny światowe, narodziny nazizmu i ruchów niepodległościowych, a nawet upadek mesjasza. Była imigrantką, aktorką, tańczyła w kabaretach, grała w Bollywoodzie, zyskała nawet uznanie w Hollywood. Jednak przede wszystkim dała światu zachodniemu jogę.

Trudno powiedzieć, kto był najsłynniejszym uczniem Indry Devi. Jedni twierdzą, że to Greta Garbo zapewniła jej sławę, drudzy wskazują, że kluczowa była Gloria Swanson, która pozwoliła się sfotografować w studiu jogi Devi, tuż po premierze Bulwaru Zachodzącego Słońca, kiedy to aktorką zachwycał się cały kraj. Wiadomo, że jogę praktykowała też Marilyn Monroe – istnieje nawet zdjęcie, na którym jakoby ćwiczyła z Devi. W rzeczywistości tamta fotografia przedstawiała inną hol­lywoodzką blondynkę, Evę Gabor. Mimo to utarło się, że Monroe również była uczennicą pierwszej joginki Hollywood. I z pewnością Indrze taka pogłoska nie zaszkodziła.

Czytaj dalej