Dlaczego niektórzy ludzie z ufnością wchodzą w relacje, a inni, choćby chcieli, nie umieją przełamać dystansu?
Zwyczajna scena: miejski park, na trawie siedzą zakochane pary, psy aportują piłki, młodzi rodzice dzielą się radami, a obok bawią się dzieci. Mała Marie właśnie dostrzegła kolejny cud świata – być może wiosennego motyla albo po prostu inne dziecko. Kiedy po chwili znów spojrzy w stronę rodziców, zobaczy, że nie ma ich tam, gdzie byli jeszcze przed chwilą. Zaciekawienie i zachwyt od razu zamieniają się w lęk. Przełykając łzy, zaczyna gorączkowe poszukiwania. Gdy kawałek dalej dostrzeże tatę, a ten ponownie weźmie ją na ręce, jej strach rozwieje się tak samo szybko, jak się pojawił. Świat na powrót stał się harmonijny i bezpieczny.
Od samego dnia narodzin tworzymy więzi społeczne. Aż do śmierci pozostaną one dla nas źródłem emocjonalnego bezpieczeństwa, radości i bliskości – albo też nieraz cierpienia i smutku. Choć przybiorą różne formy, to przez całe życie będą dla nas kluczowe. Nasze relacje wiele mówią o tym, jacy jesteśmy, i jednocześnie obnażają, jak dużo jeszcze nie wiemy o ewolucji, psychologii czy neurologii. W książce Podbój szczęścia (1930) brytyjski filozof Bertrand Russell pisał: „Ludzie mający poczucie bezpieczeństwa w życiu są o wiele szczęśliwsi od ludzi czujących się niepewnie […]. Dziecko, które jest kochane przez rodziców, traktuje ich uczucie jak prawo natury […]. Dziecko nieodczuwające z jakichkolwiek względów miłości rodziców staje się łatwo bojaźliwe i nieprzedsiębiorcze, skłonne do współczucia dla samego siebie i niezdolne do spoglądania na świat oczami radosnej ciekawości” [tłum. Antoni Pański; poprawiono oryginalną interpunkcję i ortografię – przyp. red.].
Zjawisko przedstawione przez Russella zostało potwierdzone naukowo pod koniec lat 30. XX w., kiedy austriacki zoolog Konrad Lorenz zaobserwował, że pisklęta kaczek i gęsi przywiązują się do pierwszego poruszającego się obiektu, który zobaczą po wykluciu się z jaja – i jeśli potem zostaną od niego oddzielone, zdradzają oznaki stresu. Lorenz ustalił, że ten wrodzony przymus więzi jest tak silny, iż zwierzęta potrafią się przywiązać zarówno do matki, jak i do koła od roweru czy samego badacza. Choć w przypadku ludzkich noworodków sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, w latach 50. XX w. brytyjski psycholog John Bowlby rozszerzył teorię Lorentza również na ludzi. Odnotował, że dzieci oddzielone od rodziny podczas drugiej